Muppety: Poza prawem

Kinowe Muppety były do tej pory dla mnie tematem zupełnie obcym. Słynnych kukiełkowych bohaterów znałem z kultowego show, choć nie będę ukrywał, że nigdy zbyt wielu jego odcinków nie widziałem. Kermita, Piggy, Gonzo oraz resztę szalonej zgrai potrafiłem jednak rozróżnić i zdawałem się wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Gdy natrafiłem na zwiastun najnowszej kinowej wersji przygód Muppetów, pod wpływem fascynacji postanowiłem tytuł ten sprawdzić. Pomimo tego, że pierwszej części tej (jak dotąd) dwuczęściowej serii nie miałem okazji obejrzeć.


Jeśli macie podobnie, od razu informuję - nie ma się co obawiać. "Muppety: Poza prawem" mogą być bowiem swobodnie traktowane jako zupełnie oddzielna produkcja. Nawet pomimo tego, że pierwsza scena (dziejącą się tuż po zakończeniu poprzedniego filmu) sugeruje coś zdecydowanie innego. Sequel jest bowiem zwyczajnie kolejną historią, jaka zdarzyła się w Muppetowym świecie.

Historią pełną napięcia, warto dodać. Oto bowiem z rosyjskich łagrów ucieka najgroźniejsza żaba świata - Constantin. Od razu po ucieczce jest on poszukiwany na całym świecie, toteż wymyśla on plan wtopienia się w ziemskie społeczeństwo. Wraz ze swoim wspólnikiem, nowym managerem Muppetów, doprowadza on do pomyłki władz i pojmania innego, bardzo podobnego do przestępcy stwora - biednego Kermita. Nieświadome niczego gwiazdy z Piggy czy Misiem Fazi na czele, ruszają zaś w tym czasie w nową trasę koncertową przez najpiękniejsze miasta Europy.

Choć całość jest zdecydowanie mocno "filmowa", tak wciąż pozostaje tu sporo elementów znanych z klasycznego "The Muppet Show". Są więc liczne piosenki, szalone występy na scenie czy komentarze kultowych malkontentów, swoistej "loży szyderców", czyli Statlera i Waldorfa. Do tego dorzucano jednak również "zwyczajną", wartką fabułę, co dodaje trochę egzotycznego klimatu klasycznemu podejściu do słynnego show. Pozostaje na szczęście także najważniejszy element całości - humor.

Bo choć kilku narzekaczy w sieci już znalazłem, tak ja powiem wprost: mnie "Muppety: Poza prawem" śmieszyły. Nie chodzi tu oczywiście o żadne zaśmiewanie się do rozpuku i tarzanie się po podłodze kina, trzymając się za brzuch. Jest tu po prostu całkiem sporo tego typowego Muppetowego humoru. Trochę naśmiewania się z naiwności samych kukiełek, komentowania elementów popkultury czy wreszcie zwyczajnego opowiadania żartów. I nawet, gdy niektóre z nich w jakiś sposób zdają się być sucharami, tak po prostu nie da się szczerze uśmiechnąć, gdy widzi się, że wypowiadane są one przez chociażby takiego Misia Faziego.

Jeszcze jedna rzecz tuż przed podsumowaniem - to niekoniecznie jest taki rasowy film dla dzieci. Może i ci kilkulatkowie w jakiś sposób całkiem przyjemnie spędzą czas przy nowych Muppetach, ale nie jest do końca produkcja wprost dla nich. Reklamy mogą trochę mylić, wskazując, że jest inaczej. Jeśli jednak macie pod opieką dzieciaka i chcecie zabrać go na jakiś film stworzony naprawdę z myślą o nim - wybierzcie raczej którąś z nowych animacji. Wy przy Muppetach czas spędzicie miło, z Waszymi pociechami może być natomiast odrobinę gorzej. Część filmu im się pewnie spodoba, kilka scen może ich jednak zwyczajnie znudzić. 

"Muppety: Poza prawem" nie są żadnym tworem wybitnym, nie stoją też raczej na równi ze starymi odcinkami show. Mimo wszystko można się przy tym filmie bawić przyjemnie, z radością obserwując poczynania znanych bohaterów. Fajnie, że te legendarne stwory wracają do mainstreamu na takim poziomie. To co - może teraz czas na reaktywację klasycznej formuły "The Muppet Show"? Ja bym się nie pogniewał.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: