It was legen - wait for it - dary!

Zakończenie ulubionego serialu to jedna z najgorszych rzeczy, jakie może spotkać fana danego tworu telewizyjnego. Pomimo tego, że dobrze wiem, iż każdy kolejny sezon byłby pewnie coraz gorszy, przez co całość straciłaby wiele w oczach ogółu, tak zawsze po finałowym odcinku boli serce. Bo nigdy już pewnie nie spotkamy uwielbianych przez nas bohaterów, nigdy nie będziemy z niecierpliwością czekać na kolejne odcinki. 

Tak naprawdę jednak do tej pory miałem jeden serial, po którego końcu naprawdę zrobiło mi się smutno. Całkiem sporo show udało mi się obejrzeć w całości, jednak tylko ten konkretny wywołał u mnie pod koniec takie emocje. Mowa o zapomnianym już przez sporą ilość osób serialu "Lost". Trwałem przy nim od pierwszego do ostatniego odcinka, zawsze starając się wyciągnąć jak najwięcej funu z każdego epizodu. Bohaterów znałem na pamięć, spędzałem godziny przeglądając internetowe teorie na temat fabuły. A potem, tak nagle, wszystko to się skończyło.

Teraz natomiast zakończył się kolejny naprawdę ważny dla mnie serial - "How I Met Your Mother". Show, który początkowo znałem jedynie z paru losowych epizodów znalezionych na polskim Comedy Central, w tym tygodniu dotrwał do swego finałowego odcinka. Byłem na ten dzień przygotowany, napisałem już co nieco w tym klimacie po ostatnich minutach sezonu przedostatniego. Gdy jednak to wszystko się skończyło, i tak poczułem jakieś ukłucie.

Z Tedem, Barneyem, Robin, Lily i Marshallem spędziłem bowiem naprawdę sporo lat. Przez głowę przelatują mi teraz wszystkie oczekiwania na jesień, które znaczyły wówczas nie tylko początek szkoły, ale i nowy sezon ulubionego sitcomu. I choć nie odkryłem prawdziwego oblicza Matki już parę sezonów wstecz, jak kilku innych widzów, wciąż uznaję się za prawdziwego fana tej produkcji. Trwałem bowiem przy niej do samego końca.

Wydaje mi się też, że odbierałem go w taki sposób, jaki chcieli jego twórcy. Sporo osób brało bowiem HIMYM jedynie jako show komediowe, które ma widza rozbawić do łez. A przecież już w pierwszym odcinku pokazano nam, że nie chodzi tylko o to. Ten serial od początku miał sprawić, byśmy pokochali jego bohaterów i nie tylko się z nimi śmiali, ale i spędzali te gorsze chwile. Często spotykam się z opinią, że przecież "Ted to taka romantyczna pizda". Tylko wiecie co? Tak właśnie miało być.

Cieszę się ogromnie, że serial ten dostał finał, na jaki zasłużył. Przyznajmy to sobie szczerze - ostatni, dziewiąty sezon był zdecydowanie najgorszy i wkurzał nawet największych fanów. Ale warto było przez niego przebrnąć, by dostać wreszcie finałowe rozstrzygnięcie historii. Rozstrzygnięcie, które mogłoby naprawdę równie dobrze być rozłożone na kolejne dziewięć sezonów. Dostaliśmy natomiast kilkanaście lat fabuły w jednym epizodzie, zawierające pełną esencję tego, czym HIMYM był.

Istotnie więc, żarty się tu pojawiły. Mam jednak wrażenie, że ostatni epizod tego serialu to raczej ogromna porcja tych smutniejszych sytuacji. Zakończenie jest niby happy endem, ale czy aby na pewno? Moim zdaniem nie do końca. Choć kto wie, może to po prostu przez to, że zakończenie to równa się też finałowi całego serialu, a więc i pożegnaniu z tymi wszystkimi bohaterami, których tak uwielbiałem.

Mam zamiar kupić sobie kiedyś wielki box ze wszystkimi odcinkami "How I Met Your Mother" i przynajmniej jeszcze raz obejrzeć to jakże ważne dla mnie show. Tym czasem pozostaje pożegnać się z magiczną piątką bohaterów i zaakceptować fakt, iż to już koniec. Te kilka wspólnych lat było naprawdę świetne. Mam nadzieję, że nikt nie skazi tego serialu kiepskim rebootem, okropną kontynuacją, czy czymkolwiek w tym rodzaju.

Ted, Barney, Robin, Lily, Marshall - żegnajcie. Byliście ekstra.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

12 komentarzy:

  1. oj, koniec serialu to jest wydarzenie dla fana. coś w rodzaju rozstania. dlatego ja często 'w sezonie' seriali nie oglądam, ale jak na wakacje przysiąde, to przynajmniej mogę się nimi podelektować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również lubię seriale oglądać, gdy sezon jest już skończony - wtedy nie muszę sobie ich serwować, a dostaję po prostu ogromną porcję funu na raz. Mimo wszystko zazwyczaj jednak zbytnio nie mogę się doczekać dalszej części historii, by odpuścić sobie regularne śledzenie kolejnych epizodów.

      Usuń
  2. Tak samo było z Kyle XY...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałem kilka dobrych słów o tym serialu, ale nigdy nie przemogłem się, by choć jeden odcinek sprawdzić :(

      Usuń
  3. Kilka razy podchodziłem do tego serialu, z niewiadomych przyczyn zawsze oglądałem tylko 3-4 sezony i na tym się skończyło. Wiem jedno - ten serial jest awesome :D Jak przedmówca lubię oglądać seriale "poza sezonem", najlepiej wszystkie powstałe jego odcinki w ciągu kilku dni. Ten wpis chyba pchnie mnie do obejrzenia wszystkich sezonów, to będzie długi i cudowny czas :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy odważyłbym się podejść do nieznanego serialu, który ma aż 9 sezonów. Dlatego, jeśli uda Ci się wyczyn obejrzenia wszystkich odcinków HIMYM - szczere gratulacje! :D

      Usuń
  4. Obyło się bez unsuba.^^ Muszę w końcu się wziąć za nadrabianie zaległości, ale na razie mam za mało nauki to jakoś tak nie mam parcia. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robienie wszystkiego, byle się nie uczyć - skąd ja to znam :D

      Usuń
  5. Mnie na początku ten ostatni odcinek strasznie załamał-beznadziejny, poplątany, nie taki jaki miał być. Ale obejrzałam go raz jeszcze. Kurcze, życie nie jest proste, więc czemu serwować proste rozwiązanie? Nie do końca mnie to zakończenie przekonuje-wygląda, jakby ostatnia scena była zaplanowana już w pierwszym sezonie (to akurat częsty i całkiem uroczy motyw), ale środek średnio do tego prowadził. I Robin ma paskudną fryzurę w tej scenie (być tak piękną kobietą, żeby był problem z postarzeniem...moje marzenie ;)

    Większość odcinków znam na pamięć- i angielskie 'know by heart' jest tu szczególnie dobrym określeniem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakkolwiek przez wiele początkowych sezonów takie zakończenie byłoby moim marzeniem, tak po przebyciu tych wszystkich dziewięciu, wolałbym chyba jednak inne. I, swoją drogą, właściwie na sto procent było ono zaplanowane w pierwszym sezonie, bo to chyba właśnie wtedy nagrano wszystkie możliwe kwestie dzieci Teda na kultowej kanapie. Kto wie, może gdyby twórcy przygotowywali ten finał pod ostatni sezon, dostalibyśmy coś zupełnie innego.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałem usunąć komentarz z powodu znajdującego się w nim spoileru. Wybacz, ale boję się, że trafi tu ktoś, kto jeszcze finału nie oglądał i popsuje sobie cały serial.

      Usuń