Mamy po 16 lat, chcę mieć z Tobą dzieci

Część z Was zapewne pamięta jeszcze tekst, który był podobnie zatytułowany do tego. "18 lat - świetny wiek na zaręczyny" swego czasu był całkiem popularny i zdecydowanie przekroczył średnią liczbę odsłon postów na blogu. Spokojnie więc, nie mam zamiaru dziś ponawiać tego samego tematu. I choć może te dwa posty coś w istocie ze sobą łączyć, tak w dużej mierze sporo one się od siebie różnią.

Oglądałem ostatnio film. Nie podam Wam jego tytułu, ale możecie być spokojni, że jego recenzja pojawi się w ciągu najbliższych tygodni na blogu. Był to twór nadzwyczaj nie tylko poruszający, ale i pouczający. Dający wiele do myślenia, choć jego tematyka jest na pozór błaha. Część przemyśleń z nim związanych odniosłem do swego życia, wyciągnąłem też jednak jeden ważny aspekt filmu, który nadaje się wprost idealnie na blogowy post.

Scena wygląda tak: rozmawia ze sobą nastoletnia dziewczyna i nastoletni chłopak. Czeka ich ostateczna decyzja na temat swojego młodzieńczego związku. Żyło im się właściwie całkiem miło, dopóki nie popsuł wszystkiego pewien kompletnie idiotyczny incydent. Teraz więc stają do konfrontacji, której stawką jest ich wspólne egzystowanie na tym świecie.

Tworzyli zgrabną parkę. Razem imprezowali, pieprzyli się pod nieobecność rodziców i mizdrzyli, gdzie tylko to możliwe. No wiecie - taki standardowy związek nastolatków. Podczas rozmowy wychodzi jednak na wierzch zasadnicza różnica między nimi. On wciąż jest zwolennikiem życia chwilą, balangami i olewaniem szkoły. Ona natomiast czuje do tego już pewien dystans. Kończy rozmowę bardzo prostym, acz mocnym akcentem:

Chcę więcej niż tylko chwil. Chcę przyszłości.

Mógłbym tu trochę rozwinąć swą opinię na temat tego całego życia "YOLO" i tak dalej. Nie chcę Wam jednak tym przesadnie głowy zawracać w tym poście - może zrobię to kiedy indziej. Dziś natomiast powiem tyle: łapanie chwil nie zawsze bywa tak fajne, jak się może to wydawać. Bo czasem istotnie o przyszłości i konsekwencjach trzeba pomyśleć. Ale czy aby na pewno w takim przypadku?

Co myśli zdecydowana większość nastolatek (a i pewnie nastolatków) w czasie swej słodkiej młodości gimnazjalno-licealnej? Że fajnie byłoby mieć kogoś kochającego obok siebie. Kogoś, kto by przytulił, pocałował w czoło i dał się prowadzić za rączkę przez kilka godzin dziennie. W nastoletnim świecie to często przepis idealny. I w jakimś stopniu nie ma się co temu dziwić, bo przyznajmy - coś w tym jednak fajnego jest. Może i to chodzenie przez kilka godzin za rękę to przesada, ale sam fakt posiadania kogoś kochającego? Na samą myśl o tym wielu dorosłych powiedziałoby: "shut up and take my money!".

W pewnym momencie takiego nastoletniego związku pojawia się jednak problem. Niektórzy bakcyla łapią od razu, inni dopiero po jakimś czasie. Zapadają w jedno ze swoich pierwszych zakochań po uszy i najchętniej chcą w nim pozostać już na zawsze. 

Kotku, mamy dopiero po 16 lat, ale chcę z Tobą spędzić resztę swojego życia, mieć gromadkę dzieci i psa. Już nawet mam plan jak nazwiemy naszą pierwszą córkę i gdzie będziemy mieszkać! Bo ja po prostu WIEM, że to się nam uda!

Potem parka już spokojnie razem entuzjastycznie opracowuje sobie całe życie. A co jest dalej? Dalej przychodzi rozczarowanie, smutek, płacz. Bo ostatecznie nie wypaliło. Dwa miesiące temu słodziaki miały już rozplanowany układ pokoi w swoim pierwszym prawdziwym domu, a tu nagle coś "trzasnęło". Czasem to jedna osoba będzie czuła prawdziwy żal, czasem obu się to zdarzy. Z takich walk zawsze ktoś wyjdzie z ringu poobijany.

Zastanawiałem się, czy powinienem w tym miejscu zwrócić się do tych jeszcze młodszych ode mnie Czytelników z prośbą, by zwrócili uwagę na takie niepotrzebne planowanie przyszłości, niepotrzebne robienie sobie nadziei. Ale to wcale nie jest tak dobry pomysł. Może lepiej warto spróbować. Prawdopodobnie skończy się to kopem w dupę i przeżyciem jednego z pierwszych prawdziwych zawodów życiowych. Nie martwże się jednak - to bardzo dobrze! Często to dopiero wtedy niektórzy orientują się magicznie, że cały świat wokół nich miał rację. 

A jeśli Ty, Starszy Czytelniku, zastanawiasz się teraz: "po cóż on to wszystko napisał?", przychodzę z odsieczą! Wróć na chwilę do swojego nastoletniego żywota i spójrz, czy aby i Ty na pewno nie miałeś kiedyś podobnej sytuacji. Jeśli okaże się, że istotnie coś tego rodzaju spotkało Cię kiedyś, a teraz jedynie wyśmiewasz takie problemy gimnazjalistów, składam Ci szczere gratulacje. Bo może i jesteś w jakimś stopniu hipokrytą, ale przynajmniej uczysz się na błędach. Twoje zdrowie.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Od polskich produkcji o nastolatkach akurat staram trzymać się jak najdalej :)

      Usuń
  2. Dzięki, wypiłam to zdrowie! Jestem hipokrytką.

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie może być przypadek:) "The Spectacular Now", polski tytuł "Cudowne tu i teraz". Obejrzałam właśnie wczoraj, a tu dzisiaj taki wpis;) Tak, daje dużo do myślenia, chociaż wydawałoby się, że takie problemy są za już za nami to uczymy się cały czas. Ciekawie to opisałeś. ;) Zawsze warto próbować;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, zgadza się :D Widać w dobrym momencie trafiłem z tym postem :)

      Usuń
  4. Szczerze? Moge się nie z tym nie zgodzić sama jestem w związku takim tyle że już małżeńskim i jakoś się nie wypaliliśmy:) Nie wiem może to zależy od ludzi ale jesteśmy ze sobą on od 2 gimnazjum ze mną a ja od 3 gimnazjum z nim i to jest równo 10 lat więc nwm :) zależy od przypadku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam też podobne przypadki do Twojego, choć mimo wszystko jest to zdecydowanie mniejszy procent od tych standardowych. Ale szczerze gratuluję, to w dużej mierze musi być naprawdę super sprawa :)

      Usuń