Żółte ptaki

"Żółte ptaki" to książka, która zdaje się, że zebrała sobie sporą grupkę fanów w naszym kraju. Wydany w ubiegłym roku twór Kevina Powersa początkowo nie wydawał mi się zbyt interesujący,  jednak po wielu pozytywnych recenzjach, tytuł ten trafił wreszcie na moją listę życzeń. Los ponownie mi dopomógł, zsyłając tę pozycję do e-bookowej promocji za dziesięć złotych. Jak zwykle - po prostu nie mogłem się takiej ofercie oprzeć.

Kevin Powers zabiera nas w swej powieści do Iraku. Tam wysłana została dwójka głównych bohaterów: Bartle i Murph. Oboje to żołnierze amerykańskiej armii, mający za zadanie utrzymać w Iraku porządek. Ten pierwszy jest narratorem powieści, ten drugi zaś umiera. Jego śmierć zapowiedziana jest już na początkowych kartach książki, do jej sceny musimy jednak dotrzeć posiłkując się wspomnieniami Bartle'a. 

Scenariusz zaskakuje i ciągle trzyma w napięciu, to trzeba przyznać. Z jednej strony zasługa w tym samej historii wojennej, z drugiej zaś wprowadzenia lekkiego chaosu w chronologii wydarzeń. Rozdziały "irackie" przeplatane są bowiem z innymi sytuacjami z życia Bartle'a, zazwyczaj mającymi miejsce już po jego służbie. Zapewniona jest więc dynamika, ale i...

Emocje. To one bowiem są szczególnie ważnym elementem "Żółtych ptaków'. To właśnie emocje podkreśla wiele osób, które twór Kevina Powersa uważają za dzieło sztuki. Nie ukrywam, że i ten element w ogromnej mierze przyciąga do całości i powoduje, że odłożenie książki na bok nie należy do najłatwiejszych zadań. Doceniam to, choć wciąż moim zdaniem liczni recenzenci przeceniają ten aspekt, oddając ku niemu peany. Podczas czytania "Żółtych ptaków" nie dane mi było ani się wzruszyć, ani zszokować się i siedzieć nad powieścią z rozdziawionymi ustami. Choć może ktoś inny powie, że wyprany jestem z uczuć. Możliwe, trudno.

Czyta się jednak ten tytuł zdecydowanie przyjemnie. Oprócz tego dość szybko, bo książka do długich zdecydowanie nie należy i kto wie, może część osób nazwałaby ją wręcz "mikropowieścią". Ale to dobrze, ja takie pozycje lubię, szczególnie gdy taka krótka forma zostaje odpowiednio wykorzystana. A tu na pewno tak jest, bo po przeczytaniu "Żółtych ptaków" nie ma się ani wrażenia, że czegoś tu brakuje, ani tym bardziej, że coś zostało zbyt rozwlekle zaprezentowane.

Jaki więc jest ostateczny werdykt? "Żółte ptaki" to książka, którą przeczytać można. Nazywania jej "dziełem" czy "klasykiem" nie rozumiem, lecz czasu poświęconej na nią nie żałuję. Jest okej, choć nie sądzę, bym chciał kiedyś jeszcze do tej pozycji wrócić. Sprawdzić warto, nie zaś trzeba - oto ma ostateczna opinia.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: