Hobbit: Pustkowie Smauga

Grudzień 2013 nie obfitował w filmy z serii "musisz-to-obejrzeć", jeden tytuł tego typu się jednak pojawił. Mowa oczywiście o kolejnej interpretacji świata Tolkiena według Petera Jacksona. Nie uważam, że pierwsza część filmowego "Hobbita" była istnym geniuszem, ale spodobała mi się tak bardzo, iż ostatecznie trafiłem nań do kina dwa razy. Najpierw wybrałem wersję 3D, potem zaś 48 FPS. Nie mogło być więc mowy o tym, bym przegapił seans "Pustkowia Smauga".


Trudno cokolwiek zajawiać tu w temacie fabuły, bo film kontynuuje przecież historię ze swego poprzednika. Czy rzecz można raczej - historie. Ponownie bowiem pojawia się tu wiele wątków, które w książkowym oryginale miejsca nie miały. Gandalf odłącza się więc na jeszcze więcej czasu od Bilbo i krasnoludów, pojawia się Legolas i jego elfi ziomkowie, a do tego dorzucone są wątki jeszcze paru innych postaci. Mimo to, wątek główny wciąż jest jeden - wyprawa Thorina i jego współtowarzyszy na Samotną Górę.

Jeśli nie podobała Ci się pierwsza część "Hobbita", z tą będzie prawdopodobnie tak samo. Ja jednak spojrzenie na ten tytuł mam zdecydowanie inne. "Pustkowie Smauga" trwa ponad dwie i pół godziny, co zdecydowanie jest czasem sporym. W przypadku większości innych filmów, zawsze w ciągu tak długiego okresu zdarza mi się być znudzonym choćby przez chwilę. Jackson jednak na to mi nie pozwolił.

Film jest złożony z naprawdę sporej ilości zapełniaczy, które trwają czasem po dobre kilka(naście) minut i nie wprowadzają tak naprawdę niczego wielkiego do fabuły. Są to za efektowne. Wiecie, to trochę jak z walkami w "Dragon Ballu". Tylko mimo wszystko na mniejszą skalę, bo tam bójka dwóch kolesi potrafiła trwać dobre dwadzieścia odcinków. Ale mimo tego, jakoś nie nudziła.

Tu jest podobnie. Gdy ostatecznie film się zakończył, pomyślałem: "ej, to już?". Zupełnie nie wiem, gdzie z życia wyparowało mi to dwie i pół godziny. "Hobbit" trzyma bowiem w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty i trudno odwrócić wzrok od ekranu nawet podczas wszelakich wydłużonych sekwencji. Bo na ekranie cały czas coś się dzieje i nawet, jeśli zbyt wiele nowego nie wnosi to do rozwikłania filmowych zagadek, to po prostu wszystko cieszy tu oko.

Dlatego niezbyt trafia do mnie argumentacja niektórych osób, prowadząca do obniżenia oceny "Hobbitowi" właśnie za sporą ilość zapełniaczy. Istnieją one bowiem i to trzeba przyznać. Cóż jednak z tego, skoro najzwyczajniej w świecie one w seansie nie przeszkadzają? Powiem więcej - one wręcz seans ten urozmaicają i robią go bardziej efektownym.

O reszcie atutów produkcji Jacksona nie ma się zbytnio co rozpisywać. Przewidywalne bowiem było, że wszystko, począwszy od muzyki, przez zdjęcia, na aktorach kończąc, będzie tu stało na najwyższym poziomie. W takim blockbusterze niewiarygodnym byłoby zatrudnienie do którejś z tego typu prac kogoś słabego. Jestem zdecydowanie na "tak".

Przyczepić się właściwie mogę do jednej rzeczy - wątku miłosnego. Jest on kiepski, bo przewidywalny i strasznie nudny. To jedyna zapchajdziura, której mogłoby tu nie być, co filmowi wyszłoby na pewno na dobre. Podobne motywy miłosne we "Władcy pierścieni" może i również do najlepszych nie należały, ale trzymały zdecydowanie poziom wyższy od "Hobbita". No i elfy strasznie śmiesznie ruszają twarzami, gdy mówią w swoim języku - nie byłem pewien, czy śmiać się, czy też lepiej zapłakać. Doszedłem do konsensu - płakałem ze śmiechu.

"Pustkowie Smauga" tym samym zdecydowanie spełnia moje oczekiwania. Dostałem to, czego chciałem, czyli przyjemną przygodę w świecie Tolkiena, od której nie mogłem oderwać wzroku. Część opinii krytycznych jestem w stanie zrozumieć, część natomiast zupełnie nie. Wszystkie je traktuję jednak raczej jako ciekawostkę, bo sam film po prostu mi się bardzo podobał. Polecam.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

4 komentarze:

  1. Szkoda tylko, że miał BARDZO MAŁO wspólnego z książką :( Całkowicie znikąd się wziął Bard w połowie filmu. No i pomijam to, że nie wszystkie krasnoludy wyruszyły na Górę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to rozumiem takie spojrzenie, choć osobiście wizja Jacksona mi nie przeszkadza. Już dawno przyzwyczaiłem się, że książki i ich adaptacje filmowe w wielu przypadkach należy po prostu rozpatrywać oddzielnie.

      Usuń
  2. Mnie się nie podobała druga część, nie mówię, że była zła, była dobra, ale jak na taki koszt produkcji i bańkę medialną, to oczekuję, że film mnie porwie, a nie, że ostatnie 10 minut będę czekał na zmianę wątku i się nie doczekam http://minus3dioptrie.blogspot.com/2014/01/hobbit-pustkowie-smauga.html tutaj nieco więcej, wierzę, że się nie obrazisz za reklamę Mikołaj, 5.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą, nie wspomniałem w recenzji o samym zakończeniu, bo po cichu liczę, że uda mi się na ten temat napisać oddzielny post. Wiele osób było bowiem nim bardzo zbulwersowane, ja natomiast zamysł Jacksona jak najbardziej rozumiem :)

      Usuń