Poranne schizy

We wczorajszym poście opowiadałem Wam o swoich problemach ze snem, które ostatnio dziwnie się nasiliły. Wczorajszej nocy sytuacja się powtórzyła i znów idiotycznie rzucałem się z boku na bok. Czy jednak to koniec ostatnich dziwactw w mojej sferze snu? Przywołując słynny cytat Radka Kotarskiego z Polimatów - "nic bardziej mylnego"!

Moje dwie ostatnie nocki obfitują bowiem nie tylko w irytująco długi czas zasypiania, ale i... strasznie dziwaczny sposób wybudzania się ze snów. W jakiś sposób mój mózg bowiem zsynchronizował się z budzikiem, ustawionym dokładnie na godzinę 6:10. Jak to się stało? Tego nie wiem. Same efekty są jednak tak nietypowe, że postanowiłem się z Wami nimi podzielić.

Najpierw pobudka nr 1, czyli wczorajsza. Końcówka mojego snu jest jedyną jego częścią, którą obecnie pamiętam. Pomimo tego, że śniłem, nocny świat zabrał mnie wprost do mojego pokoju. Leżę sobie spokojnie w łóżku, zupełnie jakbym się już obudził. Wokół mnie słyszę donośny głos odliczający "trzy, dwa, jeden", niczym podczas startu promu kosmicznego. Przy ostatnim punkcie biała smuga światła wydobywa się z mojego telewizora. W tym samym czasie dzwoni budzik, a ja otwieram oczy - znów jestem w swoim "normalnym" pokoju. Jest godzina 6:10.

Pobudka nr 2 to z kolei dzisiejszy poranek. Podobnie jak dzień wcześniej, pamiętam tylko końcówkę swojego snu. Znów jestem w pokoju, znów wygodnie leżę w łóżku. Nagle pojawia się obok mnie postać klauna. Dokładnie tego samego klauna, który występuję w powieści Kinga, zatytułowanej "To", obecnie przeze mnie czytanej. Wielu wiedzących o co chodzi, w tej chwili może przełknąć ślinę na wspomnienie tego dziwnego stwora.

Klaun podchodzi do mnie szybkim krokiem, nachyla twarz ku mojej z przerażającym uśmiechem i wykrzykuje swoje imię: "jestem Pennywise!". Dokładnie w tej chwili dzwoni mój budzik. Otwieram oczy, klaun zniknął, jest 6:10. Paradoksalnie - właściwie wcale nie jestem przerażony. Co najwyżej bardzo zdziwiony, przypominając sobie, że przecież podobna sytuacja miała miejsce dokładnie dwadzieścia cztery godziny wcześniej.

Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Pewnie znalazłby się jakiś naukowiec, który wytłumaczyłby to z ironicznym uśmieszkiem w jednym zdaniu. Ja na razie jestem po prostu mocno całą sprawą zaintrygowany i ciekawi mnie, czy dalej się ona rozwinie. Tej nocy nie ustawiam budzika na 6:10 - zobaczymy, co się stanie tym razem. 

Czy ktoś jeszcze ciekawy mnie odwiedzi? Był już kontroler lotów kosmicznych, był przerażający klaun. Kto będzie następny - Jason z "Piątku trzynastego"? Ozzy Osbourne? Na Emmę Watson w skąpym bikini jakoś nie liczę...

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

4 komentarze: