Cztery sytuacje, które zrobiły mi piątek

Od ostatniego piątku parę dni już minęło, ale to nie powód, bym zaprzepaścił taki fajny w mej opinii post. Wraz z rozpoczęciem weekendu spotkałem się bowiem aż z czterema sytuacjami, którymi po prostu musiałem się z kimś podzielić. Gdy natrafiłem na pierwszą z nich, miałem ochotę wrzucić zwyczajnie status na fanpage bloga. Druga akcja nastąpiła jednak tak szybko, że zacząłem się wahać, co do tej opcji. Gdy kilka minut później trafiłem na sytuację numer trzy, byłem już pewien, iż podrzucę Wam to wszystko w postaci posta na blogu. Bramka czwarta jedynie mnie w tym pomyśle utwierdziła.

Okej, let's roll!

Pierwsze dwie sytuacje dzieją się w Burger Kingu. Yup, znowu postanowiłem rozpocząć weekend obżerając się w fast-foodzie. Gdy odebrałem swoje zamówienie, większość "zwykłych" stolików była już zajęta. Postanowiłem więc standardowo przysiąść się do tych wyższych blatów, przygotowanych właśnie dla kompletnie losowych ludzi. Takich jak ja.

Jeszcze zanim zacząłem jeść, rozpoczęła się akcja numer jeden. Na skos ode mnie przysiadła się bowiem dwójka dzieciaków z podstawówki, którzy zaczęli nawijać o... grach MMO. Nie wiem za cholerę, o jaki tytuł im konkretnie chodziło, ale widać, że byli w nim totalnie obeznani. Zaczęli rzucać nieznanymi mi nazwami, dodatkowo dorzucając anglicyzmy w rodzaju "mam już sto eksperiens". 

Dlaczego to mi zrobiło piątek? Bo w głowie pojawiła mi się wizja mnie samego, w wieku tych dzieciaków. Do dziś pamiętam jak z kumplami w podstawówce przechadzaliśmy się po boisku i nawijaliśmy o nabijaniu kolejnych leveli w różnorodnych MMO. My wtedy też posługiwaliśmy się hasłami, które zrozumieliby tylko inni fani danej gry i też podrzucaliśmy czasem jakieś angielskie słówka, dodające nam respektu. Rzekomo. Damn, to były fajne czasy.

Na akcję numer dwa zwróciłem uwagę tuż po tym, jak dzieciaki zwinęły się, swoją drogą chamsko zostawiając śmieci na stoliku, zamiast wyrzucić je do kosza. Gdy spoglądałem za nimi z tego powodu krwiożerczym wzrokiem, moja uwaga wreszcie padła na kolesia siedzącego naprzeciw mnie. Spojrzałem na jego tackę z jedzeniem. Dwa Big Kingi XXL, frytki i cola. Wow.

Może dla niektórych to się wydać normalne, ja jednak zawsze jestem ogromnie zdziwiony, gdy ktoś potrafi w siebie upchnąć na raz dwa takie sporawe hamburgery. Tym bardziej, jeśli wygląda się tak jak ten konkretny facet. W skrócie - każda z naszych babć powiedziałby: "omójbożejakionchudy". Ja doceniam takie umiejętności jedzenia. Serio.

Ku bramce numer trzy przechodzimy do pobliskiego Saturna. Dalszy kierunek? Standardowo - dział z grami. Właściwie to nigdy nie wiem, po cholerę tam idę, ale coś mnie tam przyciąga za każdym razem. Dzisiejsza wyprawa okazała się jednak mieć ciekawe zakończenie. Opadła mi bowiem kopara, gdy spojrzałem na miejsce, gdzie pograć sobie można przy użyciu Kinecta, czyli xboksowej kamerki.

Oto bowiem stoi tam typowy pijaczyna. Uśmiech od ucha do ucha, czerwona twarz i lekko chwiejna postawa. Samo to brzmi już jak powód do szczerego banana na twarzy. A gdy połączy się to ze skakaniem naszego śmiałka przed kamerką, próbującego rzucić wirtualną rzutką w tarczę, dostajemy combo iście genialne. Mogłem to wszystko nagrać - odpalałbym sobie ten filmik za każdym razem, gdyby coś mnie przymuliło.

Ostatnia stacja? Carrefour. Nie miałem właściwie co zrobić, więc postanowiłem kupić wreszcie parę rzeczy, które chodzą mi po głowie od tygodnia. Dobre piwo miodowe na przykład. W koszyku miałem trzy rzeczy, ale jakoś mi się zbytnio nie spieszyło, więc zaakceptowałem fakt, że trafiłem na godziny szczytu i będę musiał swoje odczekać. Nawet do kasy samoobsługowej, która dla sporej liczby osób wciąż wydaje się potworem gorszym od laleczki Chucky.

Nie tylko ja zresztą przybyłem z małą ilością rzeczy, mimo to swoje wystając. Moim zdecydowanym faworytem okazała się jednak pewna dziewczyna. Postała ona te pięć czy dziesięć minut tylko po to, by kupić... jabłko. Jedno jabłko. Kobieto - masz mój szacunek. 

Well folks, that's all for today - jak to zdarza się mawiać jednemu z moich wykładowców. Mam nadzieję, że Wam też spodobał się taki pomysł na post. Zero filozofowania, zero pouczania, a zamiast tego samo życie i czysty fun. Jak dla mnie, brzmi po prostu przyjemnie.

Źródło: Gratisography.com

5 komentarzy:

  1. Znak czasów. Ja w podstawówce nie wiedziałem co to internet. Ba, nikt tego nie wiedział :)
    Ciekawe co ci młodzieńcy za ileś lat usłyszą kiedy kolejne pokolenie będzie rozmawiać o "oczywistych oczywistościach" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie zobaczą, że jeden z nich rzeczywiście jest w restauracji, ale drugi to jedynie hologram :)

      Usuń
  2. Mój wykładowca też tak mówi. :3

    OdpowiedzUsuń