Najlepsze decyzje podejmuję spontanicznie

Paliłem kiedyś fajki. Choć "kiedyś" to może nie do końca odpowiednie słowo, bo ostatnią zapaliłem jakieś pół roku temu. Moja przygoda z papierosami nie należała do najdłuższych. A przynajmniej tak mi się wydaje, patrząc na wiele innych osób. Zadymiałem siebie i znajomych przez jakieś półtorej roku. Nie żebym palił dużo, ale paczka na tydzień zazwyczaj spokojnie schodziła.

Wielcy palacze mogą teraz powiedzieć, że to nawet nie był prawdziwy nałóg. Ci bardziej rozsądni zrozumieją, iż ich poprzednicy racji nie mają. Bo potrzebowałem od czasu do czasu papierosa zapalić. Jak widać po tych tygodniowych statystykach, nie działo się to przesadnie często, ale mimo tego bez dwóch czy trzech fajek na dzień trudno mi było wytrzymać. Rzucić ich jednak nie miałem ochoty.

Dlaczego? Nie wiem, tak po prostu. Nie trafiały do mnie żadne pogadanki o raku, czarnych płucach i całej reszcie. Paliłem, bo chciałem - that's it. Fajki nie przeszkadzały mi w bieganiu, nie czułem przesadnej różnicy w smaku jedzenia. Za to relaksowały mnie i uspokajały. Po cóż więc miałbym je do cholery rzucić?

Jak już jednak wiecie, ostatecznie papierosy sobie jednak odpuściłem. Dlaczego? Ot tak, bez konkretnego powodu. Jak to zrobiłem? Pewnego dnia skończyła mi się kolejna paczka. Wtedy pomyślałem sobie: "okej, więcej już nie kupię". Myślałem, że będę po prostu podkradał ludziom fajki na imprezach albo zainwestuję w e-papierosa. Nic jednak z tych rzeczy ostatecznie się nie zdarzyło. Ja natomiast fajki rzuciłem - ot tak. Nie zapaliłem choćby jednego do dziś. 

Z bieganiem było podobnie, choć w tym przypadku mowa o rozpoczęciu czegoś, a nie porzuceniu tego. Jednego słonecznego dnia, natrafiłem w sieci na program treningowy, do którego link podrzucałem w pierwszym moim tekście z serii "Run, Majk, run!". Przyjrzałem mu się chwilę i nagle w duchu się uśmiechnąłem. Wstałem, naszykowałem sobie na szybko jakiś strój i postanowiłem rozpocząć moją własną przygodę z bieganiem. Nie wiem, jak sytuacja wygląda u Was, ale w Krakowie w ostatni weekend było naprawdę sporo śniegu. Mnie natomiast można było wtedy znaleźć rano biegnącego przez białe zaspy.

Wy natomiast czytacie teraz ten wpis na moim własnym blogu. Jak się już zapewne domyślacie - jego narodziny również były wynikiem kompletnie spontanicznej decyzji. Jasne, w tym przypadku uruchomienie tego typu przedsięwzięcia chodziło za mną jakiś czas. Ostateczny krok podjąłem jednak kompletnie bez zapowiedzi, całkowicie przypadkiem.

Wróciłem pewnego dnia po szkole i odpaliłem komputer. Wszedłem na Blogspot i wpisałem nazwę swojego małego kąciku w internecie: MajkOnMajk. Tytuł tego bloga nie był dyskutowany tygodniami przez armię pijarowców, przesiadujących z ciasteczkami w ogromnym wieżowcu. Nazwa ta powstała w pełni spontanicznie, a do dziś ludzie mówią mi, że wpada ona w ucho. 

Wybrałem pierwszy z brzegu szablon i zacząłem pisać. Jeden post, drugi, trzeci. Wiedziałem, że na zmianę layoutu przyjdzie jeszcze pora. Wiedziałem, że to nie tylko chwilowa zajawka. Podobnie jak przy rzucaniu fajek wiedziałem, że już autentycznie kolejnej paczki nie kupię. Podobnie jak przed pierwszym biegiem wiedziałem, że rok później będę pokonywał kolejne kilometry w już bardziej profesjonalnym stroju.

Ostatnio podjąłem się kolejnego wyzwania. Ono, podobnie jak myśl o stworzeniu bloga, chodziło mi po głowie już jakiś czas. Był to jednak jedynie przerywnik, którego nie brałem na serio. Raptem tydzień temu wstałem z łóżka, spojrzałem przez okno i w duchu powiedziałem sobie: "okej, zaczynamy". Tak rozpoczęła się moja przygoda z zestawem ćwiczeń, znanym jako Szóstka Weidera. 

Wcześniej parokrotnie już próbowałem podjąć się ukończenia tego planu treningowego, jednak zawsze ostatecznie odpadałem w okolicach połowy. Tym razem wiem jednak, że dam radę. Dlaczego? Bo najlepsze decyzję w swoim życiu podejmuję spontanicznie.

Nie wszystko trzeba dokładnie przemyśleć, serio. 

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

4 komentarze:

  1. Mój komentarz nie dotyczy tekstu, ale po prostu podziwiam Cię za codzienne dodawanie notek :). To dobrze, przynajmniej nie da się zapomnieć o Twoim blogu ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Takie komentarze zawsze dodają +10 do motywacji :)
      I nieskromnie przy okazji przyznam, że też jestem dumny z tej swojej regularności - tym bardziej, że przez dotychczasową większość swego życia regularnie potrafiłem jedynie przesiadywać przed komputerem :)
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  2. Powodzenia z szósteczką! :)
    Ja jakoś nigdy nie mogłam się zebrać albo wykręcałam się przed sobą brakiem czasu. :|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Ja zawsze wymiękałem, ale mam nadzieję, że tym razem jednak dotrwam :)

      Usuń