Drogi Facebooku, zarządzam koniec beki

Znacie "Kołczan prawilności"? Nie oszukujmy się - na pewno. To ostatnimi czasy istny hit internetów, który zresztą z wirtualnego świata wyszedł już i do tego realnego. O kołczanie się mówi, z kołczana się śmieje, no i - przede wszystkim - kołczan się nosi. Jak na prawdziwego łucznika przystało, przedmiot ten koniecznie musi być przewieszony przez ramię, a najlepiej, gdy ma on jeszcze znaczek Nike na sobie. Im większy, tym lepszy - a jakże.

Przyznaję - śmieszna sprawa z tym całym kołczanem. Po pierwsze, dlatego, że mnie noszenie nerek śmieszyło w mniejszy lub większy sposób od dawna i miło wiedzieć, że w swych cichych śmieszkach nie jestem sam. Po drugie, śmieszność tkwi w tym, iż ktoś w ogóle wpadł na tak absurdalny pomysł nazwania tego podstawowego elementu współczesnego ulicznika "kołczanem prawilności". No, przyznajcie szczerze, przecież to jest genialne!

No i poszło przez Facebooka mnóstwo wiadomości w rodzaju: "ej, stary, sprawdź no to, beka xDDD". Sprawdzało się więc, za przyjacielską namową. Pośmiało się chwilę - a jakże. Spodobało się - przyznać trzeba. A potem, oczywiście, samemu wcieliło się w rolę głosiciela dobrej nowiny i wysłało wieści o narodzinach fantastycznego fanpage'a do kolejnych pastuszków.

Poszło więc to wszystko w świat i - gdy piszę te słowa - "Kołczan prawilności" zebrał już na Facebooku prawie sto tysięcy lajków. Szanuję, propsuję, zazdroszczę. Też bym tyle chciał, kłamać nie będę. Jednakże pragnienia takie grzmią nie tylko we mnie, bowiem i inni zapragnęli sławy kosztem pomysłodawcy pierwszego elementu prawilnego ekwipunku. Oni jednak postanowili autentycznie swoje marzenie spełnić.

Zaczęły się więc pojawiać kolejne fanpejdże tego typu. Co było drugie? Trudno dokładnie powiedzieć. Mi się najpierw o uszy obiła "Czapka Wpierdolka". No, jeszcze chwilę się pośmiałem - hihihi, hahaha. Nawet polubiłem, a co mi tam! Ale pięć minut później dostałem link z "Rycerzami Ortalionu". Kto wie - może nawet to i ta sama osoba te strony stworzyła, zaintrygowana sukcesem pierwszej?

Potem jednak granica została przekroczona. "Trzewiki ulicznego gniewu", "Nagolenniki Ulicznego Sprytu", "Tunika odwagi" - to tylko te parę popularniejszych kopii "Kołczanu". Do tego dołączcie sobie pewnie jeszcze z setkę innych "podróbek". Jednych brzmiących mniej absurdalnie, drugich bardziej. Ale hej - to już przestało być śmieszne, serio!

Bo, tak jak wspomniałem, "Kołczan" rozśmieszył mnie nie tylko samym tematem swych żartów, ale i kreatywnością. Jego następcy ten drugi element już jednak stracili. I nie śmieszą mnie oni w ogóle - co najwyżej żenują. Bo przez to cała sprawa "Kołczanu" przestaje tracić swą początkową bekę, zamieniając się w totalny bezbek. Co za dużo, to niezdrowo, Drodzy Fejsbukowicze. Serio.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

4 komentarze:

  1. Zapomniałeś o sofiksach strachu. Ja propsuje fanpage słowiański przykuc i formacja łokieć, sprawdź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Formacja Łokieć" to istny klasyk, znak rozpoznawczy wszystkich szwagrów :D

      Usuń
  2. Najlepiej jak ludzie, którzy te kołczany, sofiksy, itd. sami noszą strony lajkują :D jak to dystans do siebie to spoko, ale zastanawiam się czy oni nie myślą, że są tacy podziwiani

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że czasem to jest dystans, a czasem na przykład wiara w rodzaju: "okej, oni w tym śmiesznie wyglądają, ale u mnie to wypada super!".

      Usuń