Przychodzi facet do lekarza

Francuskie kino jest w dość ewidentny sposób wyjątkowe i trudno byłoby obalić stwierdzenie, że tamtejsze filmy są ścisłym top, jeśli chodzi o Europę. Z nieukrywaną radością przyjmuję więc informacje o każdej kolejnej produkcji z Francji, która trafia do polskich kin. Do dziś przyjemnie wspominam takie produkcje, jak "U niej w domu" czy "Wieczni chłopcy". Nie bez powodu oba te twory są komediami. Gatunek ten bowiem jest znakiem rozpoznawczym francuskiego kina.

Do "Przychodzi facet do lekarza" podchodziłem jednak z pewną rezerwą. Odstraszał mnie już sam tytuł, który zresztą jeszcze dziwniej zabrzmiał, gdy wymówiłem go przy kinowej kasie. Nie byłem pewien tej produkcji w dużej mierze z racji bardzo różnorodnych opinii na jego temat. Korzystając jednak z wolnej chwili, postanowiłem zaryzykować seans. Czy było warto?


Przede wszystkim, należy pochwalić twórców za oryginalność. Fabuła bowiem okazuje się naprawdę szalona i nietypowa. Roman Faubert jest prawie czterdziestoletnim hipochondrykiem, przerażonym możliwością złapania choćby jednej bakterii. Unika pocałunków, kontaktu z psami, a nawet... chodzenia po wykładzinie. Zawsze nosi przy sobie płyn dezynfekujący, zaś jedna ze ścian w jego mieszkaniu jest zajęta całkowicie przez tonę leków.

Swoim podejściem facet zdecydowanie uprzykrza życie znajdującym się w pobliżu niego ludziom. Szczególnie wkurzające jest to dla lekarza Fauberta, który użera się z jego wymyślonymi chorobami już od osiemnastu lat. Wreszcie i on dociera do granic wytrzymałości i opracowuje plan zmiany podejścia swojego pacjenta na dobre. Plan ten zakłada przede wszystkim jedno - znalezienie Romanowi partnerki.

Już ta część opisu fabuły może brzmieć trochę absurdalnie, uwierzcie mi jednak - potem jest jeszcze dziwniej. Nie chcę Wam nic więcej spoilerować, choć w pewnym momencie istotnie scenariusz zmienia zupełnie bieg, wprowadzając dodatkowy motyw, który przejmuje dowodzenie nad całością. Na papierze brzmi to trochę źle, ale w praktyce wypada całkiem nieźle i przeciwdziała nudzie.

Ta zaś na początku potrafi nieźle przytłoczyć. Nie potrafię określić, przez jak długi czas na początku filmu przysypiałem, ale myślę, że mogło to być spokojnie i pół godziny. Naprawdę - początkowo zupełnie nic się tu nie dzieje, a żarty są totalnie suche i w wielu momentach jedyne co wyrażała moja twarz, to oznakę zażenowania. Jak się już jednak pewnie domyślacie, później było lepiej.

Rzeczywiście - wszystko się rozkręciło i nawet kilka razy dane mi było zaśmiać się na głos. Mimo tego, i tak uważam, że dobrych żartów było w "Przychodzi facet do lekarza" zdecydowanie za mało. Nie tego oczekiwałem po filmie, który miał być stricte komedią, nie zaś tworem komediopodobnym (vide komedie romantyczne). Oryginalność i parę motywów podratowało trochę całość, ale i tak nie jest to twór wybitny.

Tym samym wyrok mój jest jasny - nie mamy do czynienia z produkcją, którą trzeba zobaczyć w kinie. Lepiej poczekać, aż DVD z "Przychodzi facet do lekarza" pojawi się w koszach wyprzedażowych. Wtedy można bez żalu zakupić takie wydanie za dyszkę, zaprosić kilku znajomych, kupić piwko i chipsy, po czym razem spędzić seans przy tej średniawej komedyjce. Trochę szkoda, bo liczyłem jednak na coś lepszego.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

2 komentarze:

  1. Czy to nie są przypadkiem Ci sami aktorzy z ''Jeszcze dalej niż północ''?
    Jeśli nie widziałeś tej francuskiej produkcji to zachęcam do obejrzenia :)
    Myślę, że na tym filmie byś się nie zawiódł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że rzeczywiście to ci sami! Trzeba będzie sprawdzić :)

      Usuń