Wojownicze żółwie ninja

Przyznaję - naczytałem się trochę złego o nowych "Wojowniczych żółwiach ninja" w sieci. Premiera tej produkcji odbyła się w okolicach launchu "Strażników galaktyki", co stawiało ją w jeszcze gorszym świetle. Ja mimo wszystko postanowiłem się jednak zaprzeć i samemu sprawdzić, jak to rzeczywiście ze świeżymi przygodami wyrośniętych żółwi jest. Przybyłem więc do kina, rozsiadłem się wygodnie w fotelu i skupiłem swą uwagę na wielkim ekranie.


Fabuła to oczywisty reboot całej historii czwórki żółwi ninja. Poznajemy początki istnienia tej ekipy, a także powód, dla którego ostatecznie postanowiły one wyjść na ulice Nowego Jorku. W międzyczasie dostajemy historyjkę dziennikarki April O'Neil, którą w ekranizacji gra Megan Fox. Ona jest na tropie grupy przestępczej kierowanej przez Shreddera, gdy żółwiki stają otwarcie przeciwko jego organizacji. Tak właśnie przecinają się ostatecznie losy dziennikarki i walecznych mutantów.

Powiedzmy może najpierw o plusach całości. Najważniejsze: sceny walki. Są efektowne, soczyste i namawiające do kibicowania zwierzęcej zgrai. Początkowo nie ma ich tu przesadnie dużo, ale gdy już pojawi się pierwsza poważna akcja, reszta pojawia się po niej dość szybko. Donatello, Leonardo, Michelangelo oraz Rafael wirują w powietrzu, tarzają się w śniegu, odbijają kule wystrzelone z karabinów i wymachują swoimi broniami, kopiąc tyłki każdego, kto stanie im na drodze.

Bardzo spodobały mi się też liczne nawiązania do popkultury. Naprawdę, jest ich tu całe multum i wszystko świetnie spełniają swoją robotę. Żółwie nawiązują nie tylko do oczywistych rzeczy, jak choćby znanych kawałków muzycznych, ale i też mniej typowych tematów. Moje serce skradła w tym przypadku dygresja na temat zakończenia "Zagubionych", serialu świetnego, a przez wielu już zapomnianego.

Ale - jak to zwykle bywa - nie jest idealnie. W tym przypadku można wręcz ostatecznie posunąć się do stwierdzenia, że jest zwyczajnie średnio. "Wojownicze żółwie ninja" już od samego początku wydają się bowiem w jakiś sposób nijakie, powielające schematy, nie mające nic szczególnego do zaprezentowania. To natomiast w przypadku filmu o zmutowanych żółwiach, które znają ninjutsu, nie zapowiada nic dobrego.

Mam wrażenie, że w tym przypadku problem jest jeden - twórcy nie wiedzieli, jaką konkretnie drogę obrać przy przygotowaniu ekranizacji kultowego komiksu. Jakby nie byli pewni, czy skierować ten tytuł bardziej do dzieciaków, które dopiero co poznają świat superbohaterów, czy też do geeków, którzy temat już mają obadany. W ostateczności wyszło coś nijakiego, czasem pokazującego pazur, by już za chwilę zmienić go w dziecinną bajeczkę. I choć od seansu trochę już minęło, ja ciągle nie wiem, dla kogo konkretnie jest ten film.

Jeśli lubicie ekipę czterech żółwi ninja, to i tak pewnie na ten film pójdziecie. I bardzo dobrze! To rozrywka nie najwyższych lotów, ale w kilku miejscach wystarczająco satysfakcjonująca, by ostatecznie nie zmieszać całości z błotem. Ja nie bawiłem się tragicznie, ale też miewałem sporo lepszych pobytów w kinie. Ostatnio chociażby przy wspomnianych już "Strażnikach galaktyki". Nie jest źle, ale mogło (i powinno) być lepiej.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: