Knajping: Bobby Burger


Bobby Burger to sieć hamburgerowych knajpek znana już bardzo dobrze warszawiakom. Firma zdobyła sobie spore zaufanie mieszkańców stolicy, dzięki czemu rozrosła się tam na dobre kilka lokali. Teraz twórcy postanowili rozpocząć przejmowanie innych miast, za pierwszy cel biorąc sobie Kraków. To właśnie tutaj otworzono niedawno dwie knajpki - jedną na Pawiej przy Galerii Krakowskiej, drugą zaś w ścisłym centrum, na ulicy świętego Tomasza. Jako zajadły fan burgerów i recenzowania przybytków je serwujących, zdążyłem sprawdzić już obie wspomniane miejscówki. Czas więc na werdykt ostateczny!

Pierwsza, ale i bardzo ważna rzecz - Bobby Burger to trochę odmienne podejście do serwowania jedzenia niż chociażby w Moa czy (świętej pamięci, bo niestety niedawno zamkniętym) lovekrove. Rzekłbym wręcz, że firma ta bardziej kieruje się w stronę typowych fast-foodów w rodzaju McDonald's czy KFC. Na czym polega to podobieństwo?

Idealnym zestawem tu również wydaje się bowiem kombinacja burger + frytki. Gdy we wspomnianych już Moa i lovekrove kanapki same w sobie są potężne i trudno zjeść po nich coś innego, tak Bobby stawia na trochę mniejsze burgery, dzięki czemu wciąż w brzuchu miejsce jest na frytki. I, moim zdaniem, jest to wyjście bardzo rozsądne, bo zapewniające większą różnorodność jedzenia.

Ktoś (prawdopodobnie jakaś szczupła niewiasta) może powiedzieć: "no okej, Majk - ale Ty jadasz normalnie zestaw powiększony Big Maca, a ja w jego połowie wymiękam! Co mam w Bobby zamówić w takiej sytuacji?". Na szczęście warszawska (a może powinienem już rzecz - ogólnopolska?) sieć ma ofertę przygotowaną na dosłownie każdy głód! W jaki sposób to osiągnięto?

Zdjęcie podkradzione z fanpage'a Bobby Burger. Mam nadzieję, że się nie obrażą :)
Podstawą jest podzielenie menu na dwie części - jedna z nich zawiera podstawowe burgery, druga natomiast skierowana jest dla większych głodomorów, tamtejsze kanapki zawierają bowiem podwójne mięcho. Nie muszę chyba mówić, który zestaw wybrałem ja. Konkretne rodzaje kanapek są mocno standardowe, ale moim zdaniem wystarczające. Jest więc klasyczna wołowinka, kurak, wołowina z serem lub serem i bekonem, kombo trochę ostrzejsze, a także "burger of the month". Ba, są także dwie pozycje dla wegetarian, ale odpuszczę sobie rozszyfrowywanie tych dziwnych smaków.

Oczywiście można pokusić się o samotnego burgera, ale moim zdaniem zdecydowanie lepiej wybrać kombo z frytkami. Fajnie odróżniają się one od tych serwowanych w klasycznych fast-foodowych molochach i przypominają trochę te z Moa. Są grubo ciosane, dopieczone, a także posypane przyjemnie smakującą przyprawą. Zjadłbym.

Kończmy jednak to opisywanie jedzenia, bo robię się powoli głodny, a do Bobby już dziś nie mam ochoty wyruszać. Na koniec jednak jeszcze jedna kwestia - cena. Tu jest już totalnie różnorodnie. Za pojedynczego Classica zapłacimy raptem dyszkę, a w zestawie z frytkami będzie on kosztował czternaście złociszy. Najdroższy jest natomiast burger miesiąca z podwójnym mięchem i frytami - taka przyjemność kosztuje już prawie trzydzieści monet.

Jak więc widzicie, Bobby przygotowany jest zarówno na różne rodzaje głodu, jak i różną zawartość portfela. Smakowo jest natomiast zdecydowanie satysfakcjonująco, choć też o żadnym efekcie "nieba w gębie" nie ma co mówić. Pieniądze wydane na burgery od Bobby'ego uznaję jednak za rozsądnie użyte i sprawiające mi godną jedzeniową przyjemność. Polecam więc i Wam zajrzeć do tej naprawdę świetnie rozwijającej się sieci - zarówno jeśli będziecie w Warszawie, jak i w Krakowie.

Ach, i jeszcze jedno na koniec! Ogromny plus za lemoniadę, która jest taka, jak powinna być, czyli kwaskowata. Nie rozumiem, dlaczego tak wiele knajpek obecnie przesładza ten cudowny nektar bogów, kompletnie obdzierając go z klasycznego posmaku.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: