Miecz przeznaczania Geralta wiedźmina


Ciągle pamiętam, jak w pierwszej połowie tego roku było mi tęskno do kolejnych tomów "Pieśni lodu i ognia" George'a R. R. Martina. Za grube tomiska tej serii brałem się wyłącznie w okresie całkowicie wolnym od pracy, takim jak święta czy długie weekendy. Gdy już jednak dochodziłem do ostatniej strony danej księgi, miałem ochotę brać się od razu za kolejną. Czasu na to jednak nie było.

Myślałem, że "Wiedźmina" też będę potrafił sobie na spokojnie dawkować. Czytać go tylko podczas dłuższego okresu wolności, sięgać po kolejne części co parę tygodni. Ale... nie dałem rady. Gra "Dziki Gon" i pierwsza książka z serii, "Ostatnie życzenie" (RECENZJA) zazębiły się u mnie, dając dawkę niesamowitych przeżyć oraz świetnej historii. Narkotyk odstawić niełatwo. A do tego tym razem nie miałem ani trochę ochoty zapisywać się na detoks.

Dlatego po kolejnego "Wiedźmina", czyli "Miecz przeznaczenia", sięgnąłem dość szybko. I czytałem go wszędzie i zamiast wszystkiego. Mogłem grać, ale czytałem. Mogłem oglądać serial, ale czytałem. Mogłem słuchać muzyki w tramwaju, ale wolałem czytać. Bo, cholera, "Miecz" jest chyba jeszcze lepszy niż "Ostatnie życzenie"!

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika miki77pl (@miki77pl)


Podobnie jak swój poprzednik, również i ten tom wiedźmińskich przygód jest w rzeczywistości zbiorem opowiadań, połączonych ze sobą częściowo pewnym konkretnym wątkiem. Co się od razu rzuca w oczy, to fakt, iż tym razem zdecydowanie mniej Sapkowski pisze o typowej pracy Geralta z Rivii, czyli ubijaniu potworów wszelakich. Oczywiście, tego typu historie również się tu pojawiają, ale są one tak naprawdę jedynie tłem do innych wydarzeń. I chwała autorowi za to.

Ogromną rolę odgrywa tu Yennefer, miłość Geralta, nie dająca mu spokoju. Wraca też Jaskier, czyli zabawny bard, który łączy w swoim życiu bycie od czasu do czasu pajacem oraz okazjonalne robienie rzeczy całkiem sensownych. Pojawiają się także kolejne istotne dla serii postaci, w tym ta przez wielu uwielbiana - Ciri.

Książka znów obfituje w opowieści wciągające, a jednocześnie z nie do końca odsłoniętymi wszystkimi kartami. Wiedźmińskie przygody nie służą zresztą po prostu jako opis tego, co dzieje się w życiu Geralta, ale oferują również spojrzenie na świat, który przemierza nas dzielny wiedźmin. Kim są tutejsi ludzie, jakie rasy lubią, a jakich nie, kto prowadzi wojnę z kim i po co to robi. Często te informacje pojawiają się gdzieś na boku, intencjonalnie nie są przez Sapkowskiego przesadnie podkreślane, ale to wyłącznie dodaje smaczku całości.

Źródło: DeviantArt
Podoba mi się to, jak Sapkowski dawkuje informacje o świecie, w którym dzieje się cała historia. "Ostatnie życzenie" było do niego wprowadzeniem, owszem, ale z "Mieczem przeznaczenia" również tak w pewnym sensie jest. I wydaje mi się, że podobnie będzie dalej, czyli w pięciotomowej, pełnoprawnej powieści o Geralcie z Rivii. Że nie wszystko zostanie zdradzone na początku, a każda następna historia będzie ze sobą nieść kolejne wyjaśnienia na temat tego niby dość klasycznego, acz ciągle zaskakującego świata fantasy. 

Czy tak rzeczywiście jest? O tym pewnie przekonam się już niedługo. A tymczasem ja mam kolejny powód, by polecić wszystkim przeczytanie wiedźmińskich opowieści oraz kolejne potwierdzenie, że CD Projekt RED w swojej grze bardzo dobrze oddało klimat prozy Sapkowskiego.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

1 komentarz:

  1. Zawsze mam trzy książki, które czytam co najmniej raz w roku. "Wiedźmin" został niestety wyparty przez powieść nieporównywalnie lepszą, ale uczciwie i z ręką na sercu przyznaję - żaden inny cykl nie dał mi tyle śmiechu i radości. Bo nie jest opowieść o Geralcie ani pasjonująca (gdzieś w połowie pentalogii powieściowej robi się koszmarnie nudny fabularnie), ani genialna literacko, jest za to niesamowicie wręcz zabawna, za co chwała Sapkowskiemu.

    OdpowiedzUsuń