Gdyby Gladiator był superbohaterem


"Gladiatora" Ridleya Scotta zna chyba każdy, kto czyta tego bloga. Ten film stał się już istną klasyką współczesnego, mainstreamowego kina i lubiany jest zarówno przez tych bardziej wybrednych filmożerców, jak i widzów niedzielnych. Opowieść o Maximusie, człowieku walczącym o swoją wolność na arenie, poruszała, wstrząsała i - przede wszystkim - wciągała. Czy zastanawialiście się jednak kiedyś, co by było, gdyby... Gladiator był superbohaterem?

Nawet jeśli nigdy nie wyobrażaliście sobie Russela Crowe'a w posiadaniu supermocy, którymi niszczy wszystko i wszystkich w oka mgnieniu, cóż - zrobił to za Was ktoś inny. A tym kimś, według wszelkich podań, był Joe Quesada z firmy Marvel. Który z bohaterów z kolekcji komiksowego giganta nadawałby się natomiast najbardziej na superbohaterskiego Gladiatora? Wiecie... jest taki duży, zielony stwór, który niewątpliwie zapewniłby sporą rozrywkę widzom starożytnego Rzymu.

Hulk, bo o tym mocarzu mowa, nie wpada jednak na gladiatorskie areny czasów rzymskich cesarzy. Zamiast tego trafia do zupełnie innego świata, dzięki czemu fani komiksów dostali - jak wielu twierdzi - najlepszą opowieść o Hulku lat dwutysięcznych. Czy rzeczywiście jest AŻ TAK dobrze? Postanowiłem to sprawdzić i - z lekkim powątpiewaniem - sięgnąłem po "Planet Hulk".

Stwór, w którego zmienił się Bruce Banner, superbohaterem był tak naprawdę zawsze tylko częściowo. Jasne, wiele razy ratował on Ziemię przed zagładą i bił groźnych złoczyńców. Jednocześnie jednak Hulk stanowił spore zagrożenie dla ludzkości oraz innych superherosów, z którymi od czasu do czasu zdarzało mu się stawać w szranki. Tak to jest, gdy nad ciałem człowieka zapanowuje wielka, zielona kupa mięsa.


Dlatego też grupka superludzi, z Iron Manem czy Fantastytczną Czwórką na czele, postanowiła pozbyć się Hulka. Wysłali go w kosmos, w specjalnej kapsule. Na pozór wyłącznie po to, by na orbicie ziemskiej zniszczył satelitę szpiegowską. W rzeczywistości jednak, kapsuła poleciała ostatecznie dalej, kierując się na niezamieszkałą, opuszczoną planetę, gdzie Hulk miał wreszcie zaznać spokoju od ciągle denerwującej go ludzkości.

Kapsuła zboczyła jednak z kursu i trafiła na zupełnie inną planetę. Od razu po rozbiciu się na niej , Hulk zostaje - pomimo swej wielkiej siły - pojmany, po czym wybrany na gladiatora. Ma walczyć na arenie o swoje życie i wolność. Tu rzeczywiście pojawia się sporo elementów, które możemy kojarzyć właśnie z filmowego hitu z Russelem Crowem. Jak się jednak okazuje, walki na arenie nie są końcem całej serii "Planet Hulk".

Komiks ten jest bowiem w rzeczywistości sporą, odrębną historią, która wcale nie potrzebowałaby znanej marki, by być uznana za dobrą. "Planet Hulk" szybko porzuca swoje gladiatorskie korzenie, zamieniając się w naprawdę porządną opowieść sci-fi, pełną bitew, różnorodnych zwrotów akcji i interesujących postaci. Chociaż całość to niewiele ponad 10 komiksów, tempo całości wydaje się być naprawdę odpowiednie i nie ma się wrażenia, że opowieść przesadnie pędzi do przodu.

Sama postać Hulka nie została tu jednak wybrana przypadkowo. Przez cały komiks jesteśmy utwierdzani w przekonaniu, że zielony stwór to najlepsza postać na tym miejscu. Nie dlatego, że jest nieziemsko silny i potrafi zrobić niezłą rozpierduchę. O wiele ważniejszy jest fakt, że został on odrzucony przez Ziemię, co napędza w sporej mierze wszystkie jego działania. Jak ktoś, kto dla wielu jest tylko "zielonym klocem mięsa" odczuwa odrzucenie, porzucenie? O tym jest między innmi ten komiks.


Dla kogo jest "Planet Hulk"? Cóż - praktycznie dla każdego, kto potrafi docenić dobrą opowieść w klimatach sci-fi. Nie trzeba nawet przesadnie znać historii Bruce'a Bannera, nie trzeba być znawcą komiksów. Wystarczy motywacja, by wziąć się za to, a potem dać się wciągnąć tej naprawdę fajnej historii.

Jest też dobra informacja dla tych, którzy nie przepadają za czytaniem komiksów, a i tak chcieliby poznać historię z "Planet Hulk". Na podstawie tej serii powstał bowiem także film animowany, w Polsce wydany jako "Hulk na obcej planecie". Nie jestem w stanie zweryfikować, jak bardzo odbiega on od komiksowego oryginału, ale myślę, że różnic prawdopodobnie nie jest przesadnie wiele.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

0 komentarze: