Beksińscy. Portret podwójny

Czasem mam tak, że jakieś wydarzenie w życiu potrafi stworzyć zupełnie nową zajawkę, która na jakiś czas staje się jednym z moich głównych zainteresowań. Miałem tak swego czasu z literaturą Bukowskiego - przeczytałem jedną jego książkę, a potem przez dość długi czas katowałem całą resztę jego bibliografii. Teraz jednak trafiłem w rejony sztuki do tej pory rzadko przeze mnie odwiedzane.

Oto bowiem trafiłem na wystawę prac wielkiego polskiego artysty, Zdzisława Beksińskiego. Znałem go wcześniej, ale zawsze traktowałem go jako taką ciekawostkę, którą zwyczajnie warto kojarzyć. Kontakt z jego twórczością na żywo zmienił jednak moje podejście o sto osiemdziesiąt stopni. Napisałem nawet stosowny post, w którym rozwodziłem się nad niesamowitymi emocjami, jakie wywołało u mnie to zdarzenie.

Kupiłem na wystawie album z reprodukcjami wystawionych w Krakowie prac Beksińskiego i po powrocie do domu od razu zacząłem spokojnie go wertować. Szybko też podjąłem kolejną decyzję - czas nabyć wydaną na początku roku biografię Zdzisława oraz jego syna, Tomasza. Zrobiłem to, a jakże, bo tego typu emocji i pobudek nigdy nie kwestionuję, dobrze wiedząc, iż zawsze przynoszą mi one mnóstwo dobrych inspiracji. Tym samym niedługo po moim pobycie na wystawie, zacząłem zaczytywać się w książce "Beksińscy. Portret podwójny".

Jej autorka, Magdalena Grzebałkowska, zdecydowanie nie miała łatwej pracy. Konkretniejszych opracowań na temat obu Beksińskich nie ma raczej co szukać, dlatego dziennikarka sama musiała zebrać większość informacji na temat nie tylko Zdzisława i Tomasza, ale także ludzi ich otaczających. Skontaktowała się z mnóstwem osób, od najbliższych znajomych tej dwójki, po osoby związane z nimi tylko przez jakiś czas. Przebrnęła przez tony listów, jakie wysyłali ojciec i syn, dotarła do artykułów starszych i nowszych, przesłuchała audycje radiowe Tomasza. 

Czy jednak udało się to jej ubrać w zgrabną całość? Moim zdaniem - owszem. Autorka naprawdę zgrabnie balansowała pomiędzy opisywaniem Beksińskich, a ich cytowaniem ich własnych słów, a także wypowiedzi innych. Czyta się to jak dobrą powieść, choć trudno jednak porównywać ten tytuł do powieści jako takiej. To mocarny reportaż, którego próba stworzenia wiele osób mogłaby złamać i zniechęcić do kontynuowania pracy.

Zdarzają się co prawda wątki, przy których myśli się: "chciałbym wiedzieć więcej na ten temat". Wydaje mi się jednak, że Grzebałkowska naprawdę starała się tu przekazać wszystko, do czego udało jej się dotrzeć. Dobrze poradziła sobie również z równoczesnym opowiadaniem historii obojga Beksińskich. Ich historia toczy się obok siebie, choć dostają w większości rozdziały osobne, poświęcone stricte któremuś z nich. Przejście od historii Zdzisława do historii Tomka - i na odwrót - odbywa się jednak płynnie i nie cierpi się przy tym w żaden sposób.

Mógłbym jeszcze trochę tak rozpisywać się o formalnościach, ale w tym przypadku, jest to, moim zdaniem, nie na miejscu. Podobnie jak w przypadku sztuki Zdzisława Beksińskiego - tu ważne są emocje. Po przeczytaniu "Portretu podwójnego" nie czuje się niczego w rodzaju: "no, książka skończona, to już wiem wszystko o Beksińskich, idziemy dalej". 

Biografia autorstwa Grzebałkowskiej natomiast ogromnie inspiruje. Inspiruje, by odpalić przeglądarkę i oglądać dzieła Zdzisława. Inspiruje także,  by chociażby słuchać audycji Tomka. Młodszego Beksińskiego kojarzyłem, ale przed przeczytaniem był on jednak u mnie po prostu "synem Mistrza". Ogromnie zmieniło się to jednak po lekturze.

Przybyłem tu dla Zdzisława, a wyszedłem z chęcią zagłębiania się w świat obu Beksińskich. Przerywałem czytanie, by odpalać filmy i wywiady, o których mowa w książce. Czytałem komentarze w sieci. Przeprowadziłem nawet przypadkową rozmowę ze swoim tatą, który - jak się okazało - był fanem audycji młodego Beksińskiego, bowiem ten kreował tak naprawdę gust muzyczny jego pokolenia. 

"Portretu podwójnego" nie da się tak po prostu czytać. Lektura ciągle namawia nas do samodzielnego zgłębiania się w świat Beksińskich. Zwykłe czytanie zmienia się dość szybko w swoiste doświadczenie - emocjonalne, artystyczne. Twór Grzebałkowskiej jest nie tylko pięknym pomnikiem postawionym Zdzisławowi i Tomaszowi, ale też drogowskazem, nakazującym wręcz, by dalej zagłębiać się w ich niesamowitą historię. 

Jeśli nie znasz jeszcze historii Beksińskich - od tego tytułu zacznie się Twoja fascynacja nimi. Must-read.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

4 komentarze:

  1. "Miałem tak swego czasu z literaturą Bukowskiego - przeczytałem jedną jego książkę, a potem" - przez dość długi czas nie trzeźwiałem,

    pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opis (nie chcę się powoływać na słowo recenzja) byłby mnie nie przekonał, niestety! Na szczęście lekturę o Beksińskich mam dawno za sobą.
    Muszę się przyczepić. "Bibliografia" jest błędnie użytym słowem. W tym kontekście wyjściem ewakuacyjnym byłby np. "dorobek literacki".
    "Czas nabyć wydaną na początku biografię Zdzisława oraz jego syna, Tomasza" - o jakim początku myślisz?

    Okazuje się, że wielu moich starszych znajomych częściej kojarzy Tomasza. Gdyby nie Grzebałkowska, byłby on być może osnuty zapomnieniem...? A widzimy, że to ciekawa postać w historii polskiej krytyki muzycznej.

    Mimo wszystko: cieszę się, że podjąłeś się napisania postu w temacie tej książki.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zwrócenie uwagi! "Bibliografia" rzeczywiście trochę niefortunnie mi wyszła, "dorobek literacki" brzmi lepiej, na przyszłość sobie zapamiętam. No i chodziło oczywiście o "początek roku", tylko moje roztargnienie ucięło istotną część tego określenia - już poprawione!

      Również pozdrawiam! :)

      Usuń