Nie ufaj nikomu


Tuż przed ostatnim weekendem zadrżały serca wszystkich posiadaczy Kindle - w sieci pojawiła się informacja, jakoby firma Amazon zablokowała dotychczasową możliwość wysyłania książek i innych plików tekstowych prosto na czytnik, bez konieczności użycia kabla. Miało to być powiązane z uruchomieniem nowego systemu-chmury przez sprzedażowego giganta, w którego skład miało zostać włączone właśnie bezprzewodowe wysyłanie plików na Kindle. Co za tym idzie - za dostępną do tej pory za darmo opcję, mieliśmy teraz musieć płacić. 

"Strzał w stopę", "oszustwo" - tego typu teksty pojawiały się nie tylko na forach czy komentarzach dużych serwisów, ale i w artykułach tych samych, istotnych portali technologicznych. Jaka jest więc typowa reakcja człowieka, który otrzymuje tego typu informację z tak dbającej o klasę i wiarygodność strony, codziennie czytanej przez dziesiątki tysięcy osób? To proste - dołącza do zbiorowej paniki i również zaczyna wieszać psy na Amazonie.

Przyznam się bez bicia - ja również trafiłem do tego tłumu rozgniewanych ludzi. Gdy zobaczyłem tego typu informację na dwóch czy trzech serwisach, które zdarza mi się czytać, po prostu się zdenerwowałem. To przecież nie pierwszy kwietnia, więc wszystko musi być jak najbardziej na serio! A to oznacza, że Amazon właśnie odebrał mi bardzo istotną funkcję mego Kindle'a.

Sedno tkwi jednak w tym, jak cała akcja się skończyła. Jak się bowiem okazało, Amazon w żaden sposób nie zamierza odbierać nam darmowego przesyłania plików na czytnik! Przy wprowadzeniu nowej chmury nastąpiła po prostu awaria systemu, która części posiadaczy Kindle zablokowała na jakiś czas możliwość korzystania z wysyłania dokumentów na swoje urządzenia. 

Co z serwisami, które puściły na swoje strony główne niesprawdzone informacje? Oczywiście zaktualizowały swoje teksty, pisząc, że cała sprawa była po prostu właśnie krótką awarią. Co jednak ważne - pozostał spory niesmak. Okazało się bowiem, że ważne, wiarygodne (jak się zdawało) serwisy podały niesprawdzoną informację. 

Jeśli chcecie poczytać naprawdę świetny i przemyślany tekst na temat tej "afery", zajrzyjcie do serwisu Świat Czytników, którego autor bardzo dogłębnie opisał całą sytuację (KLIK). Ja natomiast wykorzystam tę sprawę dla trochę innych celów.

Źródło: Flickr.com
Od dawna już starałem się bardzo sceptycznie podchodzić do różnorodnych rewelacji, które wyczytałem w internecie, znalazłem w różnych książkach czy po prostu od kogoś usłyszałem. Czasem sprawdzałem je w sieci, by przekonać się, ile w nich prawdy. Zwykle jednak nie chciało mi się tego robić, więc szufladkowałem sobie w mózgu te informacje jako "plotki". Rzeczy niesprawdzone, które działają trochę na zasadzie legendy - może w nich być sporo zarówno prawdy, jak i fikcji.

Czasem jednak wierzyłem niektórym źródłom na słowo. Gdy na przykład znalazłem jakąś szaloną informację na czytywanym przeze mnie regularnie blogu czy serwisie, który ma sporą wiarygodność - ufałem jego autorowi wręcz bezgranicznie. Teraz jednak moje podejście się zmieniło - zrozumiałem, że muszę podważać w pewnym stopniu każdą informację, dopóki nie znajdę tony źródeł, które jednogłośnie ją potwierdzą lub jej zaprzeczą.

Czy słyszeliście kiedyś, że Eskimosi (oczywiście warto tu dodać, że zasadniczo naród czy jednorodna grupa zwana "Eskimosami" nie istnieje, ale pozwólmy sobie na to uproszczenie na potrzeby tego postu) mają kilkadziesiąt lub nawet kilkaset słów na określenie śniegu? Cóż - mi o tym mówili nawet wykładowcy uniwersyteccy. Nie przypuszczałbym więc za żadne skarby, że ta informacja jest w zasadzie kłamstwem.

Dlatego gdy przeczytałem chwilę temu w pewnej książce, że tak naprawdę Eskimosi nie mają aż tylu słów na określenie śniegu i cała ta informacja to bullshit, nie mogłem w to uwierzyć. To znaczy - ufałem w jakimś stopniu autorowi, bo napisał bardzo przyjemną publikację, ale mimo wszystko, przypominając sobie opisaną już aferę z Amazonem, mój sceptycyzm do tego wzrósł kilkukrotnie. Skoczyłem więc w głąb internetu i przebrnąłem przez przynajmniej kilkanaście stron na temat tego zagadnienia.

I co się okazało? Że Eskimosi rzeczywiście nie mają aż tylu słów dla różnych rodzajów śniegu! Język tych ludów jest bowiem dość specyficzny i zakłada on łączenie wielu sformułowań w pojedyncze formy. Eskimosi mają więc zasadniczo trzy główne słowa na śnieg, do których "doczepiają" resztę konkretnego określenia. Trudno mi to wytłumaczyć teoretycznie, dlatego rzucę szybkim, wyimaginowanym przykładem. Gdyby polski język wyglądał podobnie co eskimoski, mówilibyśmy na przykład "świeżyśnieg" zamiast "świeży śnieg" lub "cienkilód" zamiast "cienki lód". 

Ale my tu przecież nie o Eskimosach mieliśmy (choć jeśli jesteście zainteresowani tematem, to sięgnijcie szczególnie do krótkiego artykułu "The Great Eskimo Vocabulary Hoax", dostępnego za darmo w sieci). Ta historia - jak i ta na temat Amazonu - przynosi jednak bardzo ważną regułę: nie ufaj nikomu. Nie wierz stuprocentowo w słowa innych, jeśli nie potwierdzi ich wystarczająco wiele innych, wiarygodnych źródeł. Dopóki nie zbadasz jakiejś informacji w naprawdę porządny sposób - bądź wobec niej sceptyczny.

Tym bardziej, że dziś Prima Aprilis - święto wkrętów i przekrętów! Wyjątkowo mocno uważajcie więc na wszelkie szalone informacje, które w ciągu najbliższych godzin znajdziecie w sieci. Nie ufajcie nikomu. Nawet mnie - bo i ja mogę się czasem mylić lub przypadkowo zarzucać Was błędnymi informacjami.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej.
A grafika na samej górze tego postu powstała na bazie zdjęcia z serwisu Gratisography.com

Źródło: Flickr.com

2 komentarze:

  1. To w ogóle ciekawe, że blogerzy (nie mówię o tobie, bo nic nie pisałeś, rzadko zresztą udzielasz się w różnego rodzaju aferach i aferkach przed ustaleniem ogólnym co i jak, za co chwała) często podają siebie jako źródło tego dobrego dziennikarstwa, które zawsze jest sprawdzone i rzetelne, a potem, kiedy informacja okazuje się wierutną bzdurą, winą obrzucają "te portale" i inne duże organy prasowe, bo przecież im ufają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, kojarzę takie sytuacje i są one dla mnie równie niezrozumiałe...

      Usuń