Narcos - czarny koń wśród tegorocznych seriali


Gdy po raz pierwszy, bodajże na początku lipca, dowiedziałem się, że powstaje serial "Narcos", pomyślałem coś w rodzaju: "no, to może być coś fajnego". Nie był to żaden okrzyk wielkiego entuzjazmu, nie wpadłem w euforię. Spodziewałem się po prostu czegoś całkiem niezłego, co przyniesie mi trochę funu przed rozpoczęciem jesienno-zimowego sezonu serialowego.

A co ostatecznie dostałem? Cóż - zdecydowanie jedno z najlepszych show tego roku!

Za "Narcos" stoi Netflix, czyli ostatnimi czasy chyba największy symbol dobrych seriali. "Zmienili grę" za pomocą swojego "House of Cards", a ostatnio dobili resztę rywali między innymi fenomenalnym "Daredevilem" czy "Sense8", które pokazało, że Rodzeństwo Wachowskich ciągle potrafi wykrzesać z siebie coś naprawdę dobrego. Podobnie jak w przypadku wielu innych seriali Netflixa, wszystkie dziesięć odcinków "Narcos" zostało wypuszczonych jednego dnia. I niech już teraz najlepszą rekomendacją dla tego show będzie fakt, że niejedna osoba wciągnęła się weń tak bardzo, że obejrzała cały sezon za jednym zamachem.


"Narcos" to fabularyzowana biografia jednego z najsłynniejszych zbirów ubiegłego wieku - Pablo Escobara. Jego kolumbijski kartel narkotykowy zrobił z niego swego czasu jednego z najbogatszych ludzi na świecie, dostarczającego kokainy do najważniejszych punktów całego globu. Nic więc dziwnego, że Escobarem stosunkowo szybko zainteresowały się Stany Zjednoczone, które jak zwykle chciały dla swoich obywateli wyłącznie dobra...

I tak też głównym narratorem w "Narcos" okazuje się pewien wąsaty funkcjonariusz DEA, czyli amerykańskiej agencji ds. zwalczania narkotyków. Wraz ze swoim partnerem otrzymuje on zadanie powstrzymania handlu dragami w Kolumbii, przez co wreszcie na jego celowniku pojawia się także Pablo Escobar. Uwierzcie mi - to nie będzie łatwa walka.

Historia Escobara jest bowiem niesamowicie ciekawa. Wydaje mi się nawet, że postać ta jest trochę pomijana w kulturze, a przecież ma ona niesamowity potencjał na bycie bohaterem niejednej opowieści. "Narcos" to udowadnia. Wyciąga esencję życia barona narkotykowego, nie pomijając wielkich wydarzeń, z jakimi związany był Escobar. Wszystkie zabójstwa, zamachy, bomby wybuchające wśród cywilów - to naprawdę mocna historia, która trzyma w napięciu od początku do końca.


Cała opowieść okraszona jest na dodatek świetnie wykreowanym klimatem. Tworzy go wiele elementów: począwszy od idealnego soundtracku, przez bardzo dobrą charakteryzację wszystkich bohaterów i dobór aktorów do postaci, kończąc na zdjęciach ukazujących Kolumbię na wszelkie możliwe sposoby. Opowieść o Escobarze ciągnie się bowiem zarówno przez slumsy, dżungle, jak i rezydencje bogaczy w środku dziczy. Ach, no i jest coś jeszcze...

Wszyscy Kolumbijczycy w "Narcos" mówią po hiszpańsku. To naprawdę niesamowita rzecz, że większość dialogów w amerykańskim serialu nie toczy się po angielsku. Tak odważny krok bali się uczynić Wachowscy w swoim "Sense8", gdzie nawet rozmowy między dwoma Afrykańczykami toczą się w języku Szekspira. Tu nikt nie próbuje czule przymilać się amerykańskiej widowni, wrzucając w usta Escobara angielskie słowa. I dobrze, bo hiszpański daje tej historii większą wiarygodność i jest jednym z podstawowych budulców klimatu "Narcos".


Jak bardzo autentyczna jest jednak sama historia w serialu? Cóż, nie jestem ekspertem w tym temacie, ale po krótkim researchu w sieci stwierdzam, że zawiera ona całkiem sporo prawdy. Oczywiście, to dalej nie dokument a serial fabularny, ale jako konsultanci pracują przy nim chociażby ci sami agenci DEA, którzy rzeczywiście ścigali Escobara, a teraz są częścią opowieści Netflixa. Co prawda spotkałem się z paroma głosami, że historia Amerykanów jest w "Narcos" potraktowana po macoszemu, jednak osobiście się z tym nie zgadzam. Sednem tej opowieści jest bowiem zostać Escobar, a wątki związane bardziej z agentami DEA są po prostu smacznymi przystawkami. Moim zdaniem - tak powinno zostać.

Tym bardziej, że historia w "Narcos" pędzi naprawdę szybko. To kolejny serial potwierdzający, że lepiej jest zrobić show dziesięcioodcinkowe niż kolejny długi sezon z dwudziestoma paroma epizodami, w których fabuła rozciągnięta jest do granic możliwości. Dzięki szybkiemu tempu akcji, w "Narcos" nie ma czasu na nudę, a pomimo małej liczby odcinków bardzo łatwo ogarnąć jest kolejnych bohaterów, dzięki wprowadzaniu ich do świata serialu z wyczuciem i nie zrzucania nam od razu na głowę miliarda nazwisk do zapamiętania.


Historia Pablo Escobara to zdecydowanie serialowy czarny koń tego roku. Netflix po raz kolejny udowadnia, że wyczekując na show od nich nie ma co się spodziewać czegoś "tylko" dobrego. "Narcos" jest bowiem zwyczajnie świetne i szczerze liczę, że serial ten przygarnie kilka znaczących nagród, stając się jeszcze bardziej popularnym. Must-watch - dla wszystkich, nie tylko najbardziej wygłodniałych miłośników seriali.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

2 komentarze:

  1. Czołem;-)
    Ładna recenzja;-)
    Jestem dopiero w połowie serialu i...urzekła mnie muzyka. Guglam i guglam i niełątwo coś znaleźć. Czy orientujesz się może kto popełnił muzykę do "narcos"?

    Trzym się ciepło;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Soundtrack jest na Spotify, jego autor to Pedro Brofman :)
      https://open.spotify.com/album/49Qb3S79ev6Xno2TeJCsNg

      Usuń