Gdzie ci mężczyźni? - upadek męskości w XXI wieku


Jeśli jesteś studentem nauk humanistycznych, prawdopodobnie gdzieś podczas Twojej uczelnianej kariery napotkasz wreszcie na nazwisko Zimbardo. Zresztą - nie musisz być wcale studentem, by usłyszeć o tym bodaj jednym z najpopularniejszych psychologów na całym świecie.

Philip Zimbardo wywarł bowiem ogromny wpływ na naukę, za pomocą swojego kultowego już "eksperymentu stanfordzkiego". Naukowiec zrekrutował grupę studentów, których podzielił na więźniów oraz strażników więziennych. Ci pierwsi zostali zamknięci w piwnicach Wydziału Psychologii Uniwersytetu Stanforda, ci drudzy mieli ich pilnować. Wszystko jednak przestało być po prostu bezbolesnym eksperymentem, gdy "strażnicy więzienni" zaczęli brać sobie bardzo do serca swoje role. Tak rozpoczął się istny terror, o którym możecie przeczytać w całej masie źródeł, choćby na Wikipedii. Film bazujący na tych autentycznych wydarzeniach, zatytułowany po prostu "The Stanford Prison Experiment" został nagrodzony między innymi na tegorocznym festiwalu Sundance.


Co jednak Zimbardo ma wspólnego z "upadkiem męskości w XXI wieku", który zapewne najmocniej przyciągnął Waszą uwagę do tego wpisu? Ano to, że słynny psycholog, we współpracy z niejaką Nikitą Coulombe, napisał książkę właśnie na ten temat. Na publikację zatytułowaną "Gdzie ci mężczyźni" polowałem już od dawna, gdy więc tylko udało mi się wyrwać ją w dobrej promocji, praktycznie od razu zabrałem się do czytania.

Jak jest więc ostatecznie - czy rzeczywiście mamy upadek męskości w XXI wieku? Wydaje się, że tak. Jednak - jak zawsze - musi być jakieś "ale". A w przypadku książki Zimbardo jest ono dosyć spore.


Najpierw jednak musimy sobie coś wytłumaczyć - "upadek męskości" nie jest tym, o czym pomyśli od razu wielu "prawdziwych facetów". Tu nie chodzi o szerzenie się dziwnych hipsteriad, noszenie rurek, a solucją na problemy dzisiejszych mężczyzn nie jest ponowny powszechny pobór wojskowy. Nie - tu upadek męskości jest czymś zdecydowanie ważniejszym niż sposób ubierania się czy wygląd.

Faceci odpuszczają. Leniwieją, pozostają w wygodnych objęciach kanapy i samochodowego fotela. Porzucają kontakty z otoczeniem i popadają w coraz większą samotność. W wielu aspektach wyprzedzają nas kobiety, które na falach feminizmu podjęły należący im się od wieków wyścig z mężczyznami. A my nic z tym nie robimy. Zanika w nas potrzeba rywalizacji i samorealizacji. Na prześcigające nas kobiety reagujemy jedynie wrzucaniem do gęby kolejnego ziarenka popcornu.

Jeśli wydaje Ci się, że w rzeczywistości tak nie jest i z facetami nic złego się nie dzieje - sięgnij po "Gdzie ci mężczyźni?". Udowodnienie, iż problem istnieje, udaje się bowiem Zimbardo i Coulombe stuprocentowo. Ich książka jest niczym zapowiedź apokalipsy męskiego świata. Nie z powodu żadnego niezrozumiałego ciągle przez tłumy "dżędera", nie przez homoseksualne małżeństwa. Kto jest więc winien temu wszystkiemu?

Takie komiksy, stworzone przez autora bloga KryzysWieku.blogspot.com, regularnie przewijają się przez polską wersję książki.

Autorzy podają w swojej książce kilka powodów, ale nie da się chyba podczas czytania nie mieć wrażenia, że skupiają się oni w szczególności na dwóch. A są to - uwaga, uwaga - gry wideo oraz pornografia. Mocne połączenie, prawda? Niczym z tych wszystkich dziwnych artykułów, opluwających gry jako najgorsze stworzenie szatana, które należy spalić na stosie.

Jednakże, drodzy zapaleni gracze, mam dla Was złą wiadomość. Zimbardo i Coulombe mają dużo racji w tym, co piszą. Mówię to ja - koleś, który spędzał przy konsoli długie godziny już za dzieciaka. "Gdzie ci mężczyźni?" otworzyło mi oczy na parę spraw, na jakie przedtem zupełnie nie zwracałem uwagi. A nawet jeśli, to nie brałem ich aż tak na serio.

Książka słynnego psychologa udowadnia więc (jak się wydaje - prawidłowo), że gry mogą być dla nas złe. Jest jednak także druga strona medalu. Zimbardo i Coulombe zdają się bowiem tak dążyć w stronę totalnego odcięcia od gier wideo, iż w zasadzie dołączają do ludzi robiących z nich dzieło szatana. Unikają wspominania o pozytywach, wspominając ciągle o uzależnieniu od gier tak, jakby to była norma - jakbyś kupując jeden tytuł od razu stawał się kolesiem siedzącym przy konsoli po dziesięć godzin dziennie. Idiotyczne łączenie wpływu gier na chęć zabijania ludzi też tu się pojawia. Niestety.


Ogromna bowiem szkoda, że w pracy, która naprawdę otwiera oczy na trochę mroczniejszą stronę branży gier, pojawiają się powtarzane wielokrotnie mity. Szkoda jeszcze bardziej dlatego, iż na temat pornografii autorzy "Gdzie ci mężczyźni?" wydają się ciągle trafiać w sam środek tarczy, bez jakichkolwiek uchybień. Zrzucanie wszystkiego na porno może wydawać się przesadą, ale sam znam ludzi, w przypadku których filmy tego typu rzeczywiście spaczyły trochę psychikę. Argumenty Zimbardo zwiększyły moje obawy na ten temat przynajmniej kilkukrotnie.

Nie do końca wiem, jak miałbym ostatecznie ocenić tę książkę. Czyta się ją bowiem prosto, płynnie i raczej bez uczucia nudy, ale jednocześnie czegoś zdaje się tu brakować. Może jakiejś naprawdę błyskotliwej myśli, czegoś wyjątkowo odkrywczego, zmieniającego całkowicie nasze postrzeganie na świat? Tak natomiast się nie dzieje. Ten brak natomiast, wraz z kilkoma bardzo błędnymi uwagami na temat gier, tworzy ciemniejszą stronę "Gdzie ci mężczyźni?", która niestety jest wystarczająco wielka, by dawać się we znaki.

Problemy w relacji ojciec-syn to jeden z dodatkowych tematów, jakie porusza w swojej książce Zimbardo.
Książka Zimbardo jest więc połączeniem bardzo dobitnego pokazania, że problem upadku męskości w XXI wieku istnieje z czymś przypominającym zrzędzenie starego naukowca na współczesność. Sorry, Philip - tak to wygląda z mojej perspektywy.

Ale "Gdzie ci mężczyźni?" i tak przeczytać warto. Bo choć rzeczywiście dużo tu skupiania się na porno i grach, nie są to jedyne problemy opisane i wyjaśnione na kartach książki. Kobiety też powinny do pozycji Zimbardo zajrzeć, bo i o nich się tu trochę mówi i to także na ich barkach leży pomoc mężczyznom we wstaniu z fotela przed telewizorem.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

5 komentarzy:

  1. Ja operowałbym raczej terminami w stylu "upadek pewnego (zachodniego? modernistycznego?) paradygmatu męskości" i raczej widziałbym w owym upadku pozytyw, gdyż obowiązujący paradygmat męskości stał się w naszej kulturze całkowitym przeżytkiem. Wywiedziony, przynajmniej w Polsce, z kultury szlacheckiej, przytroczony do kultury robotniczej, teraz ma być przypasowany do a) ziomków z blokowisk, b) typowych typków z klasy średniej (bo to właśnie są dwie najliczniejsze grupy mężczyzn). Już do proletariatu pasowało to jak pięść do nosa, a żal wspominać o dresiarni, bo jak słyszę o tych wszystkich męskich zasadach w polskim rapie, to chce się rzygać z zażenowania.

    Wygląda natomiast, że w książce podchodzą do tego nieco poważniej, jednak pojawia się podstawowe pytanie - czy analizują te wszystkie zaniki (chęci rywalizacji, chęci samorealizacji itp.) w szerszym kontekście? Czy wiążą je ze zmianą struktury społecznej, ze zmianami w strukturze zatrudnienia itp.?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale widzisz, właśnie nie o to tu w ogóle chodzi. Nie chodzi tu o bycie ziomkiem z dzielni, dresem czy innym wzorem "prawdziwego mężczyzny" propagowanym przez wiadome środowiska. W książce raczej mowa o takim "zleniuchowaniu" przez mężczyzn, odcięciu ich od realnego świata. A w tym akurat ja nie widzę żadnego pozytywu.

      Usuń
    2. Ach, i co do drugiego pytania - tak, Zimbardo łączy je ze zmianą roli kobiecej i całą resztą tego typu rzeczy.

      Usuń
  2. Czy ten "upadek" należy rozumieć tylko jako negatywne zjawisko? To tylko pokazuje, że człowiek ciągle ewoluuje, także duchowo, co prowadzi do innego postępowania w grupie. Gdyby każdą zmianę w zachowaniu człowieka brać jako coś złego, czemu musimy przeszkodzić się rozrastać, wtedy takie męskie cechy, pochodzące sprzed tysięcy lat jak np. polowanie, gwałty, byłyby normalne do dziś.

    Tak więc jeśli ten upadek męskości stawiać przy kanonie sprzed wieków to rzeczywiście należy się obawiać, lecz jeśli uważamy, że jest to tylko kolejny krok w ewolucji człowieka możemy iść do przodu z podniesioną głową i po prostu strzepać z barków łupież minionego wzorcu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze jednak ewolucja człowieka idzie w dobrym kierunku. Mieliśmy przecież całe średniowiecze, które zastopowało wiele zmian, jakie mogły pojawić się już wcześniej. Problemem jest to, że mężczyźni stają się wręcz apatyczni i odcięci od prawdziwego świata. Ja nie potrafię w tym dostrzec plusów.

      Usuń