SpongeBob: Na suchym lądzie

Początek roku 2015 dla małoletnich fanów kina jest nadzwyczaj obfity. Styczeń i luty przyniosły naprawdę pokaźną porcję animacji i filmów bazujących na znanych licencjach, począwszy od kultowego Paddingtona, przez Barbie i Dzwoneczka z Nibylandii, na Baranku Shaunie kończąc. Ja żadnym fanem którejkolwiek z tych postaci nie jestem, lubię jednak Pingwiny z Madagaskaru, które również dostały ostatnio swój pełnowymiarowy film, chętnie przeze mnie obejrzany i zrecenzowany (KLIK).

Szalona ekipa nielotów to jednak niejedyna ekipa animowanych stworów, jaka mnie nadzwyczaj mocno zaciekawiła w pierwszych dwóch miesiącach tego roku. Raptem dwa tygodnie później na ekrany polskich kin trafiła bowiem również inna, niesamowicie rozpoznawalna w dzisiejszym świecie postać. O kogo chodzi? 

Kto ananasowy pod wodą ma dom? Gąbczasto-kanciasty i żółty jak on? Kto grzyby i fale ze śmiechu chce gryźć? I wreszcie - kto jak ryba w wodzie poczuje się dziś? Odpowiedź może być tylko jedna: SpongeBob Kanciastoporty! Najzabawniejszy stwór podwodnego świata po ponad dziesięciu latach powrócił na wielki ekran!*


Jak zaczyna się "SpongeBob: Na suchym lądzie"? Oczywiście jednym z najbardziej znanych i lubianych motywów z serialu animowanego - Plankton ponownie próbuje skraść najbardziej strzeżoną rzecz w Bikini Dolnym, czyli sekretny przepis na kraboburgery. Podczas heroicznej batalii o słynną potrawę dzieje się jednak coś dziwnego - buteleczka z przepisem wyparowuje. By ujarzmić chaos, który zapanował po tym wydarzeniu w podwodnej mieścinie, SpongeBob i reszta głównych bohaterów będą musieli ruszyć do miejsca wręcz zakazanego - wprost na suchy ląd!

Co ciekawe - podczas tej podróży bohaterowie zmieniają swoje oblicza. W jaki sposób? Przede wszystkim, ich ciała tracą swoje płaskie właściwości i stają się w pełni trójwymiarowe! Trailer kinowego "SpongeBoba" może być jednak mylący - zasadniczo większość filmu to ciągle stare, dobre 2D, a pomiędzy prawdziwymi ludzkimi budynkami toczy się tak naprawdę jedynie swoista ostateczna bitwa.

Nie uznałbym jednak tego za rzecz złą. Przygody SpongeBoba znamy szczególnie jako rzecz w 2D i w takiej formie opowieść o żółtej gąbce sprawuje się najlepiej. Na tytułowym suchym lądzie twórcy raczej nie mają co się wykazać. Wszelkie ujęcia i żarty kojarzą się tu z wieloma średnimi filmami familijnymi, które da się obejrzeć, ale nie stanowi to przesadnie wielkiej radości.


Pod wodą twórcy SpongeBoba czują się zdecydowanie lepiej, ale - niestety - nie dorównują wielu odcinkom serialu. Historia pędzi jak szalona i film skończył się szybciej niż się spodziewałem, to jednak uszczupliło twórcom miejsce na dowcipy. Wiele z nich to utarte schematy, które każdy fan żółtej gąbki już zna, inne wprowadzają na twarz wyłącznie uśmiech. Przyznam szczerze - ani razu nie zaśmiałem się na głos na tym filmie. Młodsza część publiczności bawiła się w kinie chyba dobrze, ale z ich strony również można było słyszeć co najwyżej niemrawe chichoty. 

Na przekór modzie twórcy nie wyciągają również zbytnio ręki do starszego widza. Gdy w takich "Pingwinach", "Shreku" czy wielu innych filmach "dla dzieci" z ostatnich lat mogliśmy spotkać się z inteligentnym puszczaniem oka do dorosłych, w "SpongeBob: Na suchym lądzie" trudno się tego doszukiwać. Jedyne, na co zwróciłem uwagę, to odkopanie mema-dinozaura pod postacią okrzyku "ale urwał!" oraz jedną z najjaśniejszych stron tego filmu, czyli świetną postać kosmicznego strażnika, u którego można zauważyć  pewną ciekawą symbolikę. 

Krótko mówiąc - kinowe przygody SpongeBoba trochę mnie zawiodły. Nie powiedziałbym, że spędziłem na tym filmie czas źle, ale też nie czułem się jakoś nadzwyczaj usatysfakcjonowany po seansie. To raczej twór dla tych, którzy obejrzeli już niezliczoną ilość odcinków serialu i ciągle mają żółtej gąbki mało. Dało się to zrobić lepiej, dało się wymyślić ciekawszą historię i lepsze żarty. A tak dostaliśmy w ostateczności trochę takiego naciąganego średniaka.

Podobnie jak w przypadku kinowych "Pingwinów" - lepiej obejrzeć najlepsze odcinki serialu. Ale przygody nielotów uznaję jednak za lepsze od pełnometrażowego "SpongeBoba". 

*W roku 2004 wydany został pierwszy film kinowy o SpongeBobie, zatytułowany po prostu "SpongeBob SquarePants Movie".

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: