Zwierzęta jak kij w tyłku

By ktoś aby czasem nie posądził mnie pochopnie, na samym początku dzisiejszego postu chciałbym zaznaczyć, że naprawdę lubię zwierzęta. Deklaracja tego typu może się wydawać obecnie dziwna, ale spokojnie - po przeczytaniu dalszej części dzisiejszego postu będziecie rozumieli, dlaczego pragnę wykorzystać tego rodzaju zabezpieczenie. Bo istotnie zwierzęta są stworzeniami zwykle przyjemnymi, sympatycznymi i bardzo często przyznaję, że chciałbym w Krakowie mieć kota lub jeża. Nie jest mi jednak to dane, toteż żalom swym związanym z tym temat również czasem pozwalam wypłynąć.

Ale, ale - wracając do meritum dzisiejszego postu! Będzie dziś trochę o zwierzętach ze schroniska. A może bardziej o ich przesadnych fankach (bo fanach płci męskiej zdecydowanie rzadziej). Bo choć zwierzęta trafiające do schronisk nie są zwykle niczemu winne i mimo mej małej empatii potrafię zasmucić się na ich widok, tak część ich obrończyń robi im przerażająco zły PR.

Ja zdecydowanie szanuję i propsuję wszelakie akcje mające na celu znalezienie nowych domów dla bezdomnych zwierząt. Jeszcze bardziej kłaniam się w pas przed osobami, które na apel odpowiadają i biorą porzucone stworzenia do swoich domostw, roztaczając nad nimi opiekę. Uścisnę chętnie rękę każdemu, kto tak zrobił. Ale proszę Was, drodzy obrońcy zwierząt - nie wtykajcie ludziom tych biednych zwierząt jak jakiegoś kija w tyłek.

Na timelinie wyświetla mi się post - ktoś kupił kota. Raduję się razem z nim, bo zwierzak piękny, rasowy, mógłby zagrać pewnie nawet i w filmie! Pozytywne komentarze się sypią, lajki również. Jak to jednak zawsze bywa - nie mogło zabraknąć również i kilku malkontentów. Ci zaś pochodzą - jak zawsze w tych przypadkach - z ekipy obrońców bezdomnych zwierząt.

I gdy tylko pojawił się pierwszy komentarz w rodzaju "A DLACZEGO KUPIŁEŚ, A NIE ZAADOPTOWAŁEŚ?!", poszła za nim cała lawina kolejnych tego typu pierdół. Bo nie - człowiek nie może sobie pójść do hodowli, mając chrapkę na rasowego, pięknego sierściucha. Zamiast tego KONIECZNIE musi swe marzenia przepuścić płazem i skocznym krokiem (acz z podkulonym ogonem) podbiec do najbliższego schroniska.

Tego typu sytuacji spotkałem kilka w swoim życiu, ale ostatnio trafiłem na tak totalny absurd, że ze śmiechu spadłem z łóżka i zacząłem tarzać się po podłodze. Na stronie jakiegoś sklepu pojawiło się zdjęcie dumnej pary, która zakupiła tamże dwie porcelanowe figurki kotów. Ot, chęć zapewne upiększenia swego domostwa o tego typu pierdółki. Ludzie zachcianki mają różne.

Zaglądam w komentarze, nie spodziewając się jeszcze, jakiego szoku doznam podczas ich czytania. Aż pozwolę sobie zacytować wprost, bo nie czuję się na siłach w oddaniu absurdalności tego wpisu: "chyba lepiej wziąć za darmo żywe ze schroniska ;)". Ja umarłem, jak to przeczytałem i wstałem dopiero po trzech dniach.

Jak będę chciał kiedyś sobie kupić figurkę lwa, to najpierw sprawdzę, czy gdzieś w Afryce nie ma jakiegoś biednego kociaka, który nie ma domku. Tak samo zrobię z żyrafą i aligatorem. A potem wszyscy będziemy wielką, szczęśliwą rodzinką.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

By post ten ostatecznie wydawał się milszy niż jest w rzeczywistości, wrzucam zdjęcie słodkiej pandy.
Źródło: Flickr.com

0 komentarze: