Marzenia na wyciągnięcie ręki

Każdy z nas ma marzenia. Większe, których urzeczywistnienie może nam zająć nawet wiele lat, jak i mniejsze, dostępne często w dowolnej chwili. Wielu jednak marzenia zostawia sobie jedynie jako przyjemne widoczki na odległym horyzoncie. Podziwia je, myśli o nich, wyobraża sobie, jak świetnie byłoby móc je spełnić. A może zamiast tego lepiej byłoby zwyczajnie pójść w ich stronę?

Źródło: Unsplash.com
Moim marzeniem zawsze była możliwość utrzymania się z pisania. Do zostania słynnym pisarzem daleka przede mną droga, ale polubiłem także krótsze formy. W wieku kilkunastu lat miałem już za sobą współpracę z kilkoma serwisami i internetowymi magazynami o grach. Wszystko to wówczas robiłem za darmo, z perspektywą jednak na to, że jest to moim rozpoczęciem podróży do spełnienia wspomnianego marzenia. Do tego jeszcze mam przed sobą sporą drogę, ale każdy komentarz i lajk związany z moją działalnością blogową utrzymuje mnie w przekonaniu, iż jestem na dobrej trasie.

Miewam również marzenia bliższe i bardziej błahe. Marzył mi się np. wyjazd na koncert Justina Timberlake'a. Gdy pojawiła się informacja, że ten słynny piosenkarz przyjedzie do Polski, szybko odrzuciłem wszystkie wątpliwości w bok i kupiłem bilet. Nie martwiłem się, jak dojadę do Gdańska i czy ktokolwiek pojedzie tam ze mną. Przybyłem więc w sierpniu na PGE Arenę i spełniłem swoje marzenie

Jeszcze mniejsze (takie już naprawdę mikroskopijne!) marzenia również miewam. Ot, na przykład od początku mojego pobytu w Krakowie marzyłem, by wybrać się do tutejszego zoo. Prawie rok zwlekałem z tym, choć co jakiś czas to pragnienie wracało i szumiało mi w głowie. Wreszcie jednak zwlokłem swój tyłek z łóżka i wybrałem się praktycznie na drugi koniec miasta, by przez kilka godzin przebywać ze zwierzakami. Spełniłem marzenie, choć mogłem to zrobić dużo wcześniej. 

Ale wiecie co? Nigdy jeszcze nie dane mi było choćby spróbować spełnić tak wielkiego marzenia, jakie właśnie urzeczywistniają moi dobrzy przyjaciele. Magda i Mariusz to prawdopodobnie najbardziej szalona para, jaką znam. Zrobili w swoim życiu kilka rzeczy, których nie odważyłoby się dokonać wielu innych. A teraz przebijają samych siebie.


Trzydziestego października ta bliska mi dwójka rusza w podróż po Azji. Nie żaden luksusowy trip, ale prawdziwą PRZYGODĘ, w pełni tego słowa znaczeniu. Lecą aż do New Delhi, by tam rozpocząć podróż, o jakiej nam dane jest zwykle jedynie czytać w gazetach, książkach czy z wybałuszonymi oczami słuchać o niej od niewielkiej grupy szaleńców. Do tej ostatniej moi przyjaciele chcą teraz dołączyć.

Przed nimi wyprawa pełna sytuacji, które żadnemu z nas się nawet nie śnią. Magda i Mariusz mają zamiar odwiedzić takie kraje jak Chiny, Kirgistan czy Iran. Pragną poznać tę część świata, o której wielokrotnie mówi się z dystansem i strachem. Czeka ich więc przygoda, zawierająca również negatywne cechy tego określenia - trudna, niepewna i niebezpieczna.

I ja przyznam szczerze - mnie to trochę wszystko przeraża. Bo pal licho, gdy słyszysz o podobnej wyprawie obcego człowieka. Wtedy myślisz sobie jedynie: "wow, gratulacje! Szerokiej drogi, pomyślnych łowów!". Ale gdy sprawa wiąże się z Twoimi przyjaciółmi, którzy tak naprawdę na chwilę obecną mają bilet w jedną stronę, to zaczynasz się o nich martwić i błagać siły wyższe, by wrócili oni bezpiecznie do domu.

Chciałbym w tym im pomóc nie tylko dlatego, że się o nich boję, ale i dlatego, iż nigdy nie miałem jeszcze tak dobrej sposobności do pomocy w spełnieniu marzenia bliskiej mi osoby. Jakże ogromnym szacunkiem ich darzę, gdyż nie bacząc na nic, postanowili oni zwyczajnie wybrać się do Azji. Wszystko sobie zaplanowali i przygotowali. Nie patrzą na swoje marzenie z wątpliwością, czy kiedykolwiek uda im się je spełnić, a zwyczajnie wyciągają doń rękę i je spełniają. Ot tak.

Magda i Mariusz mają już zaliczone szczepionki, mają część wiz, mają też trochę pieniędzy odłożonych na trudy podróży. Zdobyli je ciężkim wysiłkiem, dopiero teraz postanowili jednak prosić o "drobną" pomoc innych. W serwisie PolakPotrafi.pl zorganizowali zbiórkę czterech tysięcy złotych na swoją wyprawę. Ta kwota nie tylko pomoże im załatwić parę dodatkowych dokumentów, przydatnych ich w podróży, ale także zwyczajnie pozwoli im na zapewnienie sobie w Azji odpowiedniego pożywienia. 

Ten post to przede wszystkim swoisty hołd moim przyjaciołom za spełnianie swoich tak nieprawdopodobnych marzeń. Na blogu, bo to miejsce, w którym oznakę swojego szacunku mogę posłać naprawdę w świat. A jednocześnie poprosić Was, moich Drogich Czytelników, o wsparcie dla Magdy i Mariusza. Jeśli możecie, to finansowe (zbiórka TUTAJ), jeśli jednak wolnych funduszy nie macie lub zwyczajnie nie macie ochoty na wydawanie ich na takie cele, to potrzymajcie zwyczajnie kciuki za dobry przebieg i zakończenie tej wyprawy. 

Magdo, Mariuszu - may the Force be with you.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

6 komentarzy:

  1. Niestety na koncie mam debet, ale będe "trzymał kciuki" bo warto, wierzyć i pomagać bliskim osobom w spełnianiu marzeń :) Jeszcze bardziej warto pomagać sobie... ;)
    Rzeczywiście taka podróż to marzenie niejednego, ja np marzę o takiej, ale w USA :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, podróż do USA... U mnie to też jeden z priorytetów podróżniczych, mam nadzieję, że kiedyś uda się to marzenie spełnić :)

      Usuń
  2. Czytając o twoim marzeniu związanym z pisaniem, pomyślałam o swoim, również z tym związanym. Marzy mi się ukształtowanie w sobie krytycznego myślenia - wydaje mi się, że póki co jest ono we mnie... niedorozwinięte (o, tak to nazwę). Chciałabym bowiem krytyczniej niż dotychczas podchodzić do sztuki, która jest moim amatorskim zainteresowaniem. Na studiach polonistycznych mam możliwość warsztatów z krytyki literackiej, więc moja nadzieja na stworzenie własnego bloga o sztuce i jej rozumieniu, wzrasta. :)

    Jestem czytelniczką National Geographic oraz NG Traveler Polska, stąd znam wiele historii o szalonych podróżach Polaków. Pierwszy raz poznałam może nie samą historię, ale... fakt, że ktoś ich wspiera, że ktoś będzie z nimi duchowo podczas tej podróży. :)
    Magdzie i Mariuszowi marzy się taka podróż, mi np. marzy się pocztówka z Azji, ponieważ od pewnego czasu kolekcjonuję je w albumie. Niestety, jak i drugi komentator, mam debet na koncie, i to w dodatku studencki.

    A, na początku chciałam podkreślić, że spodobało mi się Twoje porównanie marzeń do "widoczków na horyzoncie" i odniesienie się właśnie do tego. Cóż, zrobiłam to na końcu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tej krytyki, to muszę przyznać, że marzenie to brzmi naprawdę ambitnie i fascynująco! Ja może jakimś wykwintnym krytykiem nie jestem, ale z dotychczasowego doświadczenia wiem, iż najlepszym sposobem na ukształtowanie w sobie takiej umiejętnościm jest zwyczajnie kontakt ze sztuką. Z tym, że nie chodzi tu o kontakt niedzielny, a hurtowy wręcz. Nie można w nim na dodatek zawierać jedynie sięgania po pozycje wybitne, ale i te oceniane przez innych jako średnie czy kiepskie. Wtedy my możemy skonfrontować swoją opinię z recenzjami innych i na takiej zasadzie budować coś w rodzaju własnego "stylu krytykanckiego".

      Myślę, że Magdzie i Mariuszowi samo wsparcie duchowe też się przyda i na pewno miło im się zrobi po przeczytaniu Twego komentarza :)

      Co do tego ostatniego natomiast - chyba każdy z nas jednak mimo wszystko nie uwolni się od tych "widoczków" w jakiś sposób. Takie niedoścignione marzenia też coś wyjątkowego w nas budują, moim zdaniem :)

      Usuń
  3. Dziękuję za przydatne rady. :)

    Myślę, że szalonym i ambitnym pomysłom warto kibicować. Sama od kilku miesięcy śledzę losy Agaty i Przemka, którzy rowerami wraz z Diuną (psem; 3wilki.pl) pokonali tysiące kilometrów, aby dotrzeć do Mongolii. To po prostu inspiruje.

    Od młodych lat żyłam w świecie książek. W szkole moimi guru (od samej podstawówki) były polonistki. Chciałam, marzyłam, by być tak jak one. Dlatego wybrałam te studia, a nie inne. :) To właśnie "coś wyjątkowego", budowanego przez lata. Złapałam się tego i kiedyś sobie powiedziałam, że będę się kształcić w tym kierunku, bo dla mnie lekcje języka polskiego były magiczne. Sama bym chciała czarować innych. :) O, to już moje kolejne marzenie!
    Ale nie o tym. Niektórzy śmią twierdzić: "A, gdybym dziś wygrała w lotka, w sobotę leżałabym na plażach Honolulu!" - ale gdy nie wygram, zwyczajnie mnie na to nie będzie stać, tak? Dla mnie takie mówienie jest niekonkretne, stąd marzenia stają się takimi widoczkami. Dla wielu osób. Ja tak to widzę. :) Jeżeli ktoś marzy szczerze i pragnie mocno to czemu ma się to nie spełnić?

    Pozdrawiam!
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli chciałabyś być nauczycielką? Wow, to naprawdę fantastyczne marzenie, chociaż - przyznam szczerze - sam go bym się nie podjął.

      Co do ostatniego zdania, myślę, że masz rację. Z tym, że nie można tylko marzyć i pragnąć. Trzeba jeszcze w kierunku tych marzeń ruszyć, a nie czekać ot tak na ich spełnienie. Wtedy dotarcie do celu jest tak naprawdę tylko kwestią czasu.

      Pozdrawiam również! :)

      Usuń