Raperzy czytają #83 - Świnia

Świnia to raper, który w ostatnim czasie zrobił dość spory szum w polskim podziemiu. W październiku pojawił się bowiem jego pierwszy dłuższy materiał, zatytułowany po prostu "Demo EP". Płyta to połączenie nie tylko ciekawych tekstów samego Świni, ale i klasycznych bitów Fawoli, producenta w pełni odpowiedzialnego za instrumentalną stronę ostatniego albumu Eldo. Gdzie natomiast znaleźć więcej rapu od dzisiejszego gościa "Raperzy czytają"? Chociażby na albumie "Primus Luporum" TrooMa i ka-meala, gdzie udzielił się on w kawałku "Passolini".

Co z kolei Świnia ma do powiedzenia na temat książek?

Słysząc pytanie: "przeczytałeś ostatnio coś godnego polecenia?", zamiast armii tytułów i okładek wspaniałych dzieł literackich, mam przed oczami napaćkane na wymiętej kartce zdanie z jednej z książek Jerzego Pilcha: "Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać". 
Pan Jerzy usprawiedliwia mnie zatem i wybacza chwilową amnezję, dając jednocześnie możliwość poprawy, kiedy to kolejny raz nie mogę sobie dobrze przypomnieć przeczytanych książek.

Na potrzeby cyklu postarałem się wybrać kilka tytułów, których upływający czas nie zdołał przepędzić z mojej pamięci. Chciałbym też zaznaczyć, że mimo swojej wielkiej sympatii, jaką darzę różnego rodzaju literaturę, moja aktywność czytelnicza ostatnimi czasy mocno się ograniczyła. Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze czas, kiedy będę pochłaniał równie dużo książek co dziesięć lat temu.
Przechodząc jednak do konkretów: 

"

Mechaniczna Pomarańcza" Anthony'ego Burgessa - 
książka, którą uwielbiam, nieco może nawet gloryfikuję i do której zawsze chętnie będę wracał. Przeczytałem wersję R oraz A, każdą po dwa lub trzy razy (polski przekład, którego autorem jest Robert Stiller, zawiera dwie wersje - rosyjską oraz amerykańską) i przyznam szczerze, że mam ochotę zrobić to znowu.
 

Od wspaniałego slangu, który przez pierwsze dziesięć stron dezorientuje, przez kolejne dziesięć wciąga, a później na dobre wchodzi do mowy codziennej (książkę można określić mianem eksperymentu lingwistycznego, na jej potrzeby Burgess stworzył język będący wypadkową zapożyczeń z języka rosyjskiego, slangu młodzieżowego oraz wymyślonych neologizmów), przez urzekającą osiemnastowieczną narrację (często mającą prześmiewczy charakter) z iście szekspirowskimi dialogami, po zderzenie piękna sztuki z przemocą, gwałtem i brudną ulicą oraz wspaniałą psychoanalizę głównego bohatera - wszystko to sprawia, że zawsze chętnie wracam do "Pomarańczy" i szczerze rekomenduję w rozmowach ze znajomymi.


"Obsługiwałem angielskiego króla" Bohumila Hrabala - początkowo, myśląc o czeskiej literaturze, przychodziła mi do głowy "Nieznośna lekkość bytu", uznałem jednak, że powieść Kundery jest dosyć popularna i na dobre zadomowiła się w literackiej świadomości przeciętnego czytelnika. Dlatego też wybrałem historię kelnera o wyjątkowo niskim wzroście. 


Książka - jak to większość czeskich wyrobów - już przy pierwszym kontakcie nastraja mnie bardzo pozytywnie. Specyfika czeskiej ziemi i czeskiego narodu, którą przesiąknięta jest każda kartka tekstu. Ta niesamowita lekkość życia, zbywająca sprawy ważne i kłopotliwe, zniżając do rangi błahych i lekkich. Ta zdolność tłumienia spraw ciężkich i smutnych uśmiechem i optymizmem, a nie odwrotnie.
 

Barwne opisy, zabawne dialogi, wspaniała kreacja głównej postaci - wszystko to sprawia, że Hrabala czyta się namiętnie, lekko i z uśmiechem na ustach. Opis uczty wyprawionej przez afrykańskiego króla skłoniłby mnie do wydania ostatnich oszczędności na wspaniałą potrawę przygotowywaną przez jego świtę, uczty czeskich polityków w hotelu na uboczu przypominają mi, że muszę kiedyś spróbować prawdziwego szampana, a zawsze gdy przechodzę w Krakowie ulicą Rajską, mam w myślach płatki kwiatów i... 


Wspaniała książka, piękna historia - każdy kolejny kończony akapit wprowadzał u mnie specyficzny spokój, pogodę ducha i radość z życia. Szczerze polecam.


"Książę Nocy" Marka Nowakowskiego - 
książką-klasykiem, która w sposób szczególny przedstawia warszawski półświatek, często określany jest "Zły" Leopolda Tyrmanda. Mimo nieskrywanej sympatii, jaką darzę tą powieść, w kategorii "ciemna, zła stolica" wygrywa - już niestety świętej pamięci - Marek Nowakowski. 


Wspaniała proza. Czysta wódka, brudne ulice, zadymione meliny, kurwy, alfonsi, ciemne interesy - wszystko to niesamowicie naturalne, zadziwiająco prawdziwe - a wszystko opowiedziane w prosty i dobitny sposób. Bez upiększania, koloryzowania. Bez jakiejkolwiek próby naprostowania skrzywionego społeczeństwa i jego poplątanych życiorysów. 
Szczerość, realizm, prostota i maksimum treści. Zupełnie, jakbym słuchał opowieści autora, siedząc z nim przy wódce i ogórkach.

"Król Szczurów" Jamesa Clavella - powieść, do której mam duży sentyment. Od czasu bodajże ostatniej klasy podstawówki lub pierwszej gimnazjum, kiedy znalazłem ją w domowej biblioteczce i przeczytałem pierwszy raz, wracałem do niej wielokrotnie. Wstrząsające realia życia obozowego, bieda, brak żywności i lekarstw, śmierć na porządku dziennym, wynaturzenia, załamania nerwowe i depresje doprowadzające do szaleństwa i często śmierci samobójczej. A gdzieś pomiędzy tym wszystkim - On. W czystych skarpetach, nowych butach, ostrzyżony, odświeżony. Zjada smaczny, syty obiad - nieszczególnie z obozowej kuchni. Król. Z jednej strony znienawidzony, z drugiej podziwiany, z trzeciej być może pożądany. 

Mocna historia jednego z obozów jenieckich II Wojny Światowej; o nienawiści, przyjaźni, śmierci, życiu i walce o przetrwanie. Oraz, przede wszystkim, o tym, jak w ułamku sekundy można stracić wszystko - pieniądze, pozycję społeczną, przyjaźń. Niekoniecznie przegrywając fortunę w kasynie.

"Mikołajek" Rene Goscinny'ego - miałeś kiedyś osiem lat? Całe dni spędzałeś z ziomkami, kopiąc piłkę, dzieląc się na policjantów i złodziei, budując szałasy i organizując zrzutę po dziesięć groszy na dużą oranżadę? Nie rozumiałeś problemów ojca, matki, nauczycielki, baby w sklepie? Niebo było niebieskie, słońce mocno grzało w kark, a ból po zadrapanym kolanie najlepiej leczył strzelony gol i wygrana zabawa?


Mikołajka czytałem, będąc we wczesnej podstawówce, doczytywałem w gimnazjum i ostatnio - zobaczywszy na empikowej półce - kupiłem młodszej siostrze, czytając wcześniej całą książkę w ciągu jednego dnia. Kupa dobrych wspomnień, prosta radość małego chłopca i uśmiech, który zawsze daje mi wiecznie głodny Alcest, stale zostający za karę po lekcjach Kleofas i Euzebiusz, który nieustannie chce spuścić wszystkim wpierdol. Klasyk.
 

W swoim zestawieniu pomijam Marka Hłasko i Mario Puzo, których książki wydały mi się oczywistą oczywistością, bo co by od nich nie przeczytać - wszystko będzie równie wspaniałe.

Jeśli podoba Ci się akcja "Raperzy czytają" i chcesz być na bieżąco z nią oraz resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

4 komentarze:

  1. Lubię Nowakowskiego. Lubię Goscinny'ego. Ale "Króla Szczurów" Clavella uwielbiam i poleciłabym wszystkim. W mistrzowski sposób stworzeni bohaterowie.
    Również pozycja z domowej biblioteczki. Gdy dorosłam, sięgnęłam po nią, a później zakochałam się. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie do tego Clavella się tak ciągle przymierzam i przymierzam... Mam nadzieję, że wreszcie ta "przymiarka" mi się uda :)

      Usuń