Halloweenowy przewodnik kulturalny


Z moich obserwacji wynika, że epidemia jesienno-zimowych choróbsk zaatakowała już polskie społeczeństwo z całą swą siłą. A dziś przecież Halloween - w Stanach świętowane od dawna, w Polsce powoli nabierające znaczenia dnia, w którym można zrobić fajną imprezę. Co więc mają zrobić chorzy, zmuszeni do zostania w domu? Albo choćby i ci, którzy imprezować przesadnej ochoty nie mają, ale chcą się wkręcić w ten wyjątkowy nastrój?

Dla wszystkich tych, przygotowałem na dziś sporą dawkę kultury w wersji halloweenowej. Co poczytać, co obejrzeć, w co pograć i czego posłuchać przy akompaniamencie uśmiechniętych złowieszczo dyni? Na te wszystkie kulturalne potrzeby postaram się dziś odpowiedzieć. Przed Wami dwanaście produktów kultury, które w Halloween sprawdzą się idealnie!

Co poczytać?

Stephen King - "To"

W przeciągu ostatniego roku wreszcie udało mi się rozpocząć przygodę z twórczością Kinga. Na dodatek zrobiłem to w ten sposób, jaki sobie zaplanowałem już dobre parę lat temu - to znaczy zacząłem tę podróż właśnie od grubego tomiszcza, zatytułowanego "To". Czy tytuł ten jest straszny? Dla mnie niezbyt, choć podobno niejeden Czytelnik jeszcze kilkadziesiąt dni po przeczytaniu tej książki odwraca się w ciemnościach, by sprawdzić, czy nie ma za nim krwiożerczego klauna. Moją recenzję "Tego" znajdziecie TUTAJ.

Joe Hill - "NOS4A2"

Joe to syn Stephena Kinga i trzeba przyznać, że dobrze mu wychodzi pójście w ślady ojca. "NOS4A2" to nie tylko powieść gruba jak sporo tych od Mistrza Grozy, ale i stworzona w trochę podobny sposób. Jeśli wolno czytacie, to tym lepiej dla Was, bo możecie sobie rozłożyć poznawanie przygód Charliego Manxa, jeżdżącego klasycznym autem i porywającego małe dzieci, nawet i do świąt Bożego Narodzenia. To bowiem właśnie w klimacie tych ostatnich utrzymane jest w sporym stopniu "NOS4A2". Moje recenzja TUTAJ.

Robert Kirkman i Jay Bonansinga - "The Walking Dead: Narodziny Gubernatora"

Nie mieliśmy jeszcze na liście zombiaków, czas więc to nadrobić. "Narodziny Gubernatora" będę oczywiście najsmaczniejszym kąskiem dla fanów komiksu i serialu "The Walking Dead", sporo funu mogą jednak z tej książki wyciągnąć również osoby nieznające słynnej serii. Książka broni się bowiem niezłą fabuła i wciągającą akcją. Gdzie znaleźć moją recenzję "Narodzin Gubernatora"? O TU.

Źródło: Flickr.com
Co obejrzeć?

Ostrzegam - nie jestem fanem horrorów, w przeciwieństwie do sporej części naszego społeczeństwa. Ani mnie one zbytnio nie przerażają, ani tym bardziej nie wkręcają. Postanowiłem jednak znaleźć wśród obejrzanych przeze mnie produkcji coś, co nadaje się na Halloween. I - jak już widzicie - udało się!

"Sztorm stulecia"

Trzyodcinkowy miniserial, za którego scenariusz odpowiada nikt inny, jak sam Mistrz Grozy, Stephen King. Natknąłem się na niego zupełnie przypadkiem, przełączając w dzieciństwie kanały telewizyjne. Do dziś pamiętam, że historia małej wysepki w stanie Maine, odgrodzonej od świata przez ogromny sztorm, może nie tyle mnie przeraziła, co spowodowała u mnie sporawy niepokój i gęsią skórkę. Aż zastanawiam się, czy z okazji Halloween sobie tego czterogodzinnego tworu nie przypomnieć. Naprawdę dobrze go wspominam.

"Mulholland Drive"

David Lynch to cholernie pokręcony facet, obok którego twórczości przejść obojętnie nie można. "Mulholland Drive" to film przede wszystkim strasznie creepy. Przerażający w sposób nietypowy, wywołujący gęsią skórkę nie przez pseudostraszne wyskakiwanie zza ścian brzydkich potworów ze współczesnych horrorów, a elementy, których wykorzystania mógł podjąć się wyłącznie Lynch. Odpuście sobie te wszystkie "Paranormal Activity" i obejrzyjcie coś NAPRAWDĘ DOBREGO.

"Psychoza"

Halloween może być także dobrym momentem na zapoznanie się z klasyką horrorów. W swoim czasie czarno-biała "Psychoza" powodowała trwogę wśród odwiedzających kina. Z dzisiejszej perspektywy twór Hitchcocka nie straszy może tak bardzo, ale trudno nie docenić tego filmu nawet teraz. Warto obejrzeć choćby i dla samej fantastycznej gry Anthony'ego Perkinsa.

"Pscyhoza"
W co pograć?

"Deadly Premonition"

Gdyby nie ten tytuł, prawdopodobnie nie byłoby tego postu. Na pomysł halloweenowego wpisu wpadłem bowiem podczas oglądania TEGO materiału na YouTube. "Deadly Premonition" to strasznie nietypowy, niszowy tytuł, który recenzenci potrafili zarówno zgnoić, jak i wychwalać pod niebiosa. Nie muszę chyba dodawać, że jestem w gronie tych osób, które uważają tę grę za przejaw geniuszu jej autora. Jeśli lubicie "Twin Peaks", to już totalnie "Deadly Premonition" jest dla Was must-havem.

"Dead Space"

Nieźle wspominam ten tytuł, choć do dziś nie zagrałem w jego dwie kontynuacje. Obejrzałem natomiast animację na jego podstawie (również polecam), a także... kupiłem parę lat temu figurkę głównego bohatera gry, Isaaca Clarke'a. Jego podróż przez rozpadający się statek kosmiczny wciągała i wywoływała na ciele gęsią skórkę. Nie jest to horror totalny, ale gdy zeskakuje nagle obok Ciebie wielki kosmita, to trudno o brak przerażenia i niewystrzelanie całego magazynku w bryzgające krwią ciało.

"Dead Island"

Polski akcent w dzisiejszym wpisie. "Dead Island" to jednak nie horror, a zwyczajnie gra, w której masakrujesz zombiaki. Dokładnie pamiętam, że ciorałem w nią jeszcze przed studiami, dwa lata temu, w okresie między Gwiazdką a Sylwestrem. Po jakimś czasie zaczęła mnie trochę wkurzać jej monotonia, ale przebijanie się przez hordy nieumarłych sprawiało mi mimo wszystko sporą radochę. 

Tak przy okazji - zauważyliście, że wszystkie wymienione produkcje mają w tytule "dead" lub pochodną tego słowa? Ach, ta oryginalność twórców gier!

"Dead Space 2"
Czego posłuchać?

Przyznaję - z kategorią muzyczną miałem największy problem. Pewnie, mogłem pójść na łatwiznę i wrzucić parę metalowych, "szatanistycznych" płyt, co pewnie spełniłoby wymogi halloweenowych dźwięków. Wydało mi się to jednak zwyczajnie krokiem w stronę stereotypów. Dlatego postanowiłem trochę bardziej w swej bibliotece muzycznej poszperać i wyciągnąć z niej trzy płyty z zupełnie różnych światów. Co udało mi się wyłowić?

Crystal Castles - "(III)"

Rozpad Crystal Castles (nie mylić z Crystal Fighters!) to chyba jedna z najsmutniejszych muzycznych informacji, jakie przyniósł nam rok 2014. Warto więc uczcić pamięć o tym elektronicznym duecie, chociażby słuchając ich płyty w Halloween. Album "(III)" jest zdecydowanie najbardziej agresywnym krążkiem w dorobku Crystalsów, toteż właśnie jego polecam odpalić w tę mroczną noc. Przykładowy kawałek? "Pale Flesh".

TrooM x ka-meal - "Primus Luporum"

Właściwie już pierwszy track na tej płycie mówi: "posłuchaj mnie w Halloween". Rzadko w końcu w rapie (nie tylko polskim) słyszy się nawiązanie do słynnego "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie" z "Boskiej komedii" Dantego. Mroczne dźwięki od ka-mala, metaforyczne teksty od Trooma - czyż nie brzmi to jak idealne kombo na Halloween? Moja recenzja całości o TUTAJ.

Lou Reed & Metallica - "Lulu"

Mimo wszystko, musiałem wybrać coś z mocniejszej muzyki. Odpuściłem sobie jednak Behomotha, Mastodona oraz całą resztę i postanowiłem wszystkich zaskoczyć. "Lulu" to chyba najbardziej kontrowersyjny (i znienawidzony przez fanów) projekt, który wyszedł spod dłuta Metallici. Trudno się dziwić, bo zaproszony do jego tworzenia Lou Reed jest jedyną osobą, która się na nim nie powinna znaleźć. Facet mamrocze coś pod nosem, tworząc rzekomo "sztukę", autentycznie natomiast asłuchalne "coś". Muzycznie jest jednak świetnie i ciągle marzę, by dostać kiedyś w swoje łapska instrumentalną wersję tego albumu. Przecież choćby takie dwudziestominutowe "Junior Dad" jest genialne! Czy raczej byłoby, gdyby nie Lou. 

A czy Wy macie jakieś propozycje książek, filmów, gier lub płyt, które warto posłuchać w Halloween? Jeśli tak - dajcie znać w komentarzu!

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)
Zdjęcie z samej góry dzisiejszego postu pochodzi z serwisu Flickr.com

Źródło: Flickr.com

0 komentarze: