Krocząc wśród cieni

Liama Neesona trudno nazwać "aktorem jednej roli". To facet, który ma na swoim koncie mnóstwo dobrych kreacji, zwykle bardzo badassowych. Pewnie - dla mnie, jako geeka i gwiezdnowojennego maniaka, Liam będzie zawsze Qui-Gon Jinnem, ale dobrze znam także wiele innych jego ról. Gdy inni za prawdziwych skurczybyków uznają Bruce Willisa, ja ponad niego wysuwam Neesona. Toteż nie zdziwi prawdopodobnie nikogo fakt, że to właśnie ten aktor najbardziej zachęcił mnie do obejrzenia "Krocząc wśród cieni".


Matt Scudder (Neeson) zrezygnował z pracy policjanta po wypadku, jaki miał miejsce parę lat przed wydarzeniami z filmu. Dziś - czyli w filmie w roku 1999 - jest natomiast prywatnym detektywem bez licencji. Jak sam mówi: robi dla ludzi różne rzeczy, a oni odpłacają mu się "podarunkami". Wieloletnie doświadczenie daje mu i klientom gwarancję sukcesu.

Teraz trafia na kolejną, bardzo nietypową misję. Kenny'emu Kristo porwano żonę. Zapłacił okup, wynoszący aż czterysta tysięcy dolarów. Miłość jego życia mu oddano - poćwiartowaną. Jedyne czego obecnie pragnie, to zemsty. Zatrudnia Scuddera, by ten odnalazł zabójców jego żony i przyprowadził ich do niego.

Trudno w takim kryminalnym thrillerze wyrwać się ze schematów, znanych już praktycznie każdemu widzowi. Dlatego twórcy postanowili jednak pójść w trochę ciekawszą stronę i dość szybko odsłaniają (przynajmniej częściowo) sprawców zabójstwa żony Kristo. Tym samym widz nie musi zastanawiać się, kto w ogóle dokonał tego strasznego czynu, a raczej zadać sobie pytanie: jak ostatecznie prywatnemu detektywowi uda się dorwać morderców?

Czy film czymś naprawdę zaskakuje? Niezbyt. Ale też mimo wszystko trzyma w napięciu, bo nudne są tu może ze dwa krótkie fragmenty. Przez całą resztę filmu co chwila dzieje się coś nowego, intrygującego i klimatycznego. Wyjątkowo dużo widzów było poza mną w kinie i reszta również wydawała się być zainteresowana tym, co dzieje się na ekranie i z uwagą przyglądała się akcji.

Twarzą tego filmu ewidentnie jest Neeson i trudno temu zaprzeczać. To rola dla niego i jego kamiennej twarzy idealna, Liam ma możliwość wykazać się w ten sposób, jaki mu najlepiej wychodzi. Film uzyskuje dzięki niemu ten charakterystyczny klimat, który niesie ze sobą każda produkcja z Neesonem. Reszta aktorów zagrała co prawda bez większego szału, ale też na szczęście nikt nie przeszkadzał.

O czym wspomnieć muszę, to natomiast bardzo dobre zdjęcia. Może nie cały czas, bo trudno jednak nakręcić thriller stricte "artystycznie", ale parę ujęć naprawdę każdego fana takich spraw zadowoli. Szczególnie dobrze wypadają samotne przechadzki Neesona po mieście, gdzie w oczy szczególnie rzuca się świetnie wykorzystana symetria.

Wiele dość negatywnych opinii widziałem w sieci na temat "Krocząc wśród cieni", moim zdaniem są one jednak przesadzone. To dobry thriller - tylko tyle i aż tyle. Nie robi takiego szału jak fenomenalny "Labirynt" z ubiegłego roku, ale nie ogląda się go źle. Jeśli ktoś równie rzadko co ja sięga po thrillery, ten na pewno będzie dla niego miłą odskocznią od pozostałych gatunków filmowych. Można sprawdzić.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: