Fruźki nienawidzą optymistów

Nie narzekam, chociaż jestem niższy niż Clint Eastwood,
chociaż nigdy nie dołączę do grona kulturystów,
chociaż nie znam setek przysłów.
Nie narzekam - bo fruzie wolę optymistów.

Tak swego czasu nawijał Łona w jednym ze swoich chyba najpopularniejszych kawałków, o wszystko mówiącym tytule - "Fruźki wolą optymistów". Już po pierwszym moim odsłuchu tego kawałka, powziąłem sobie jego nazwę za jedno z moich życiowych mott. I wszystko szło jak z płatka - fruzie wolały optymistę.

Ciągły uśmiech na twarzy, żartów pod ręką tyle, że wysypują się one z rękawów, kwitowanie wszystkiego humorystycznym podsumowaniem - oto ja. Obok mnie postaw sobie cichego, przygarbionego kolesia, zasłaniającego oczy swoją emo grzywką. W porównaniu z nim wyglądam jak Justin Timberlake czy inny Robert Pattinson. Nie mam więc na co narzekać, bo przecież fruzie wolą optymistów.

Nie musisz się wcale podobać każdej dziewczynie pod słońcem. Ba, możesz być nawet takim typem 3-4/10. Ale będąc optymistą, zwracasz od razu na siebie uwagę - w pozytywny sposób, rzecz jasna. Przezabawna riposta może mieć siłę oddziaływania większą od największych muskułów i najlepszych ciuchów. Bo przecież fruzie uwielbiają optymistów!

Życie jednak nauczyło mnie, że to nie do końca tak wszystko fajnie wygląda. Fruzie lubią optymistów - to jest rzecz niezaprzeczalna (jeśli tylko nie mamy do czynienia z jakąś emogirl, ale to są wyjątki potwierdzającego regułę). Ale fruzie już mniej chętnym okiem spoglądają na optymistów niepoprawnych. A do tych zaliczam się (nie)stety ja.

Wielokrotnie próbowałem jakieś piękne niewiasty pocieszać słowami: "weź się tym nie przejmuj, to przecież nic takiego!". Słowami niby błahymi, ale dla mnie zwykle bardzo prawdziwymi. I cóż ja wtedy nie otrzymywałem za słowne baty! Że jak się mogę takim czymś nie przejmować! Że do niczego się nie nadaję! Że jak mogę do tego wszystkiego tak na luzie podchodzić!

Zdarzało się zresztą, iż jakaś fruźka się w moje własne sprawy wplątywała. Gdy dotknęło mnie coś rzekomo "tragicznego", ja nie dawałem tego po sobie przesadnie poznać. I mijały mnie takie niepewne spojrzenia, pełne grozy, mówiące: "jak możesz mieć to gdzieś?!". A ja mogłem - bo przecież jestem optymistą. A Ty podobno takich wolałaś!

Czy więc fruzie optymistów lubią? Owszem, ale tylko do pewnego momentu. Gdy już zdarzy się Wam spotkać częściej niż raz na tydzień, fruzia wymagać będzie także emocji mniej pozytywnych. Okazywania uczuć, które nie polegają jedynie na uwielbieniu świata i podchodzeniu do wszystkiego z uśmiechem. A jeśli się tego dokonać nie uda, to wyjdzie na to, że fruzie jednak nienawidzą optymistów. 

Ale nie narzekam - bo przecież jestem optymistą.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

7 komentarzy:

  1. Co fruźka, to pewnie to się inaczej ma, ale generalnie możesz mieć rację - ale ty czy wy też nie nienawidzicie optymistek?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę mówić za innych, ale ja optymistki uwielbiam! Smuciary za to totalnie mnie od siebie odpychają.

      Usuń
  2. Kiedyś byłam pesymistką, aktualnie jestem realistką z codzienną dozą optymizmu. Mówiąc ogólnie: to czy jesteś pesymistą, czy optymistą wpływa na Twoje widzenie świata... Ale to wiemy.
    Będąc szczerą: kiedyś, jakbyś mi powiedział: "weź się nie przejmuj", prawdopodobnie jak wiele dziewcząt wzięłabym pejcz w ręce. Kiedy mój partner bądź ktoś bliski radzi: "weź się nie przejmuj", krew mnie nieraz zalewa. Jeśli mam problem, lubię kiedy ktoś mnie pocieszy w realny sposób. Znajdzie rozwiązanie. Potrząśnie mną, aż zrozumiem, że istnieje wyjście z sytuacji. "Weź się nie przejmuj" - dla mnie jest niepoprawnym pocieszeniem, ani rozwiązaniem samym w sobie. W cytowanym przez Ciebie tekście Łony odkryłam słowa, meritum, opisywanej przeze mnie sytuacji: "Pamiętaj, że kobiety kochają optymizm, zaraz powiem czemu. Każdy problem ma rozwiązanie, jeśli nie ma rozwiązania to nie ma problemu." Faceci, powinniście o tym pamiętać! Rozwiązanie, o którym wspominał Łona jest moim zdaniem kluczowe. Kobiety (moim zdaniem) lubią jak się do nich mówi, tłumaczy, po nitce do kłębka... Faceci (moim zdaniem) są prości (to zaleta, nie żadne uchybienie). Myślę, że optymizm u kobiet i mężczyzn wygląda następująco: mężczyźni > kobiety. Kobiety lubią sobie komplikować życie. Lubią kolorować, niekoniecznie na kolorowo... I dlatego kobiety lubią rozwiązania. Czasami trzeba jak do taboretu... ale to skutkuje, uwierzcie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy jak na to spojrzeć - dla sporej ilości facetów "weź się nie przejmuj" jest rozwiązaniem jak najbardziej poprawnym, załatwiającym sprawę. Naprawdę można mieć takie podejście w wielu sytuacjach. Dzieje się coś złego? To się tym nie przejmuję.

      "Czasami trzeba jak do taboretu" - to prawda. Z tym, że nie zawsze facet może tą chęć komplikowani sobie życia zrozumieć, bo jemu wystarczyłoby w takiej sytuacji wspomniane "weź się nie przejmuj".

      Ja (podobnie jak wielu innych facetów) ciągle marzę, że kiedyś uda mi się choć w drobnym stopniu naprawdę zrozumieć babskie myślenie :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. a ja lubie i wesołe dziewczyny bo zarażają tym swoim pozytywnym myśleniem i te smuciary bo te smutniejsze choć z początku odtrącają to zazwyczają dają się lubić jeśli sie je rozpracuje :) jeśli jednak ktoś nie ma do tego zapału to lepiej sobie nie zawracac głowy bo koleżanka napsuje krwi i sobie i tobie :D a czy fruźie wolą optymistów? jasne że tak bo dziewczyny lubią humor i takie żywe podejscie do życia mam kolege w klasie który jest takim optymistą i każda dziewczyna w klasie go lubi za to aczkolwiek ja jestem np troche bardziej krytyczny co do rzeczywistości ( czy nawet o zgrozo samych pań) dlatego bywał spięcia ale koniec konców te nawet smutne dziewczyny są tak samo wesołe jak te pierwsze tylko zazwyczaj trzeba to z nich wydobyć i wtedy dają sie lubić :) ale trzeba mieć odpowiednie podejscie do nich bo taki przesadny optymizm może być irytujący dla takiej pesymistki no bo jak to możliwe żę ktoś sie cieszy kiedy ja tu przeżywam taki dramat ! zdają się myśleć i nawet jeżeli śmieszą Cie takie problemy to czasem trzeba umieć nawet udać że rozumiesz nawet jeżeli naprawdę nie rozumiesz to czasem wystarczy troche aktorstwa żeby tylko delikwentka myślała że faktycznie przeżywasz problem z nią byle nie zbyt ostentacyjnie bo to również ją rozjuszy :D ale ogólnie polecam rozpracowywanie smuciar bo jak komuś chce sie pofatygować to na dłuższą mte z taką dziewczyną może być ciekawiej :) a przemienic z takiej pesymistki w optymistkę to dopiero sztuka !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, prawdziwa sztuka, sztuka rozpracowywania kobiet!

      Usuń
    2. Wszystkie kobiety same w sobie są skomplikowanymi stworzeniami, nie lubię więc dokładać sobie jeszcze dodatkowej porcji trudów do kompletu w postaci jej narzekań i smutów. Ale jeśliby się jakiś anioł wprost z niebios trafił, to pewnie bym się poświęcił... :)

      Usuń