Sin City

Ostatnimi czasy mój weekendowy rytuał to obejrzenie przynajmniej jednego filmu. Czasem pada na jakiegoś znanego odmóżdżacza, czasem na coś bardziej ambitnego. Wczorajszej nocy odpaliłem Sin City. Po V jak Vendetta miałem ochotę na kolejny film na podstawie komiksu, a nieobejrzane dotąd przeze mnie Miasto Grzechu zaskakiwało mnie swoimi ciekawymi zdjęciami promocyjnymi i trailerami.

Film rozgrywa się w tytułowym Sin City i zawiera trzy, raczej odrębne historie, które jednak przeplatają się w kilku miejsach. Pierwsza opowieść dotyczy policjanta (Bruce Willis) chcącego uratować małą dziewczynkę przed gwałtem przez wysoko postawionego szaleńca, druga mówi o twardzielu Marvie (Mickey Rourke), który pragnie zemścić się na zabójcach kochanki - Goldie (Jaime King), zaś trzecia dotyczy w głównej mierze mordercy Dwighta (Clive Owen) i problemów w dzielnicy kontrolowanej przez prostytutki.

Jak już wspomniałem - film opiera się na komiksie o tym samym tytule autorstwa Franka Millera. Zajął się on również reżyserią razem z Robertem Rodriguezem i moim ulubieńcem - Quentinem Tarantino. Już te nazwiska mówią wprost, że Sin City to nie twór dla każdego. Nie tylko z powodu "przesadnej" i karykaturowanej brutalności. Całość bowiem jest utrzymana w klimacie klasyków kina noir. Otaczająca całość czerń i biel (z elementami czerwieni i kilku innych ważnych dla fabuły kolorów), charakterystyczne ujęcia, jak te w samochodach chociażby, czy oczywiście sam klimat. Na dodatek wszyscy aktorzy świetnie wpasowali się w całość. Całą układanka świetnie dobrana i wykończona.

Do Sin City podejść łatwo, dla niektórych pozostanie przy nim może być jednak trudne. To film charakterystyczny, łączący współczesną kinematografię z klasyką. Ach, ten klimat. Whiskey, noc, Sin City - dobre połączenie. Polecam.

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

0 komentarze: