Tym razem gościem serii "Raperzy czytają" jest artysta mało znany, który jednak bardzo mocno zaintrygował mnie swoim ostatnim materiałem. Longi to członek krakowskiego kolektywu Full House. Ostatnio wypuścił on swój solowy projekt - "Salut EP". To pełny świeżych brzmień materiał, w którym - obok rapu - pojawia się sporo sekcji śpiewanych. Oryginalność czuć tu na praktycznie każdym z sześciu tracków: od otwierającej EP "Insomni", przez luzacki track o growej serii "FIFA", na bardziej klasycznym tracku "Mary J Blige" kończąc. Czuję, że krążek ten będzie świetnie uzupełniał moją playlistę, gdy do Polski powróci wreszcie lato! Całe "Salut EP' możecie natomiast już teraz przesłuchać i pobrać STĄD.
Co jednak Longi ma do powiedzenia nam na temat książek?
Po przeczytaniu ciekawej książki zawsze czuję chwilową ekscytację, dochodząc do wniosku, iż wrażenie, jakie może wywołać dobra lektura, jest nieporównywalnie większe od siły rażenia filmu. "Na świeżo po" jestem też pewien, że sięgnięcie po kolejny tytuł to tylko kwestia kilku dni. W praktyce niestety moje lenistwo i chaos we łbie sprawia, że czytam zrywami, po których następuje nieraz kilkumiesięczna literacka posucha. Nie zmienia to jednak faktu, iż mam w swojej pamięci parę tytułów, które w danym momencie mojego życia były mi bardzo bliskie. Liczne z nich z czystym sumieniem mogę również polecić.
Z tego co pamiętam, ciężko było mi się przełamać do przeczytania pierwszej nieszkolno-lekturowej książki. Nie zdziwię chyba nikogo, jeśli powiem, że pomogła mi w tym seria o Harrym Potterze. Po latach wiem jedno - nie były to historie wysokich lotów, ale zawsze z sentymentem będę wspominał, jak to będąc dzieciakiem utożsamiałem się z ich bohaterami. Na fali książek o czarodziejach wchłonąłem w międzyczasie parę opowieści Johna Bellairsa oraz Brada Stricklanda i... to by było na tyle z magią w książkach. Pamiętam, że rówieśnicy wpadli w wir "Władcy Pierścieni" czy "Hobbita". Ja jednak bez bicia przyznaję się, iż mając na półce trzytomowe wydanie tego pierwszego, parę razy próbowałem go zmęczyć, ale - niestety - bez sukcesów.
Bardzo fajnym pomysłem zaproponowanym przez naszą polonistkę w gimnazjum było to, że raz w roku każdy miał przeczytać jedną książkę wybraną przez siebie z listy, którą owa pani wcześniej przygotowała. Było to fajną okazją do tego, aby sięgnąć po coś mniej "oklepanego". Oczywiście każdy tytuł był poprzedzony lekkim spoilerem ze strony Pani polonistki, co pozwalało na wybór zgodny z gustami uczniów. "Bajki robotów" Stanisława Lema, "Nowy wspaniały świat" Aldousa Huxleya, "Piknik na skraju drogi" braci Strugackich (na jej podstawie powstała później gra komputerowa "S.T.A.L.K.E.R.") - wszystkie powyższe książki przeczytane w tym trybie bardzo mile wspominam. Standardowe lektury szkolne raczej czytałem niechętnie, choć do dziś pamiętam jak zaintrygował mnie "Buszujący w zbożu" i uczucie lekkiego skrępowania, kiedy to raz po raz rozklejałem się, czytając "Quo Vadis".
Jeśli chodzi o moje aktualną zajawkę, to już od dobrych paru lat czytam horrory (a w ostatnim czasie też coraz częściej thrillery) S. Kinga. Zacząłem w gimnazjum od "Misery" i od razu wiedziałem, że to jest autor, którego książki chcę czytać. Moim skromnym zdaniem najlepsze dzieła spod jego pióra to "Wielki Marsz" oraz "Dallas 63". Mocno ubolewam, że po dziś dzień nie mogę przebrnąć przez jeden z klasyków Kinga - "To". Ciągle jednak liczę na to, że kiedyś się przełamię. Dla wszystkich, których choć troche fascynuje zagadnienie podróży w czasie, polecam również "Wehikuł czasu" George'a Wellsa.
Jeśli chodzi o mój największy zawód związany z czytaniem, to muszę tu wymienić autobiografię Lance'a Armstronga pt. "Mój powrót do życia". Czytając ją za dzieciaka, była dla mnie wielką inspiracją, a sam Armstrong w moich oczach urósł do rangi superbohatera. Późniejsze problemy z dopingiem i jego publiczne zeznania sprawiły, że duża część tamtej książki w moich oczach straciła swoją autentyczność.
0 komentarze: