"Studenckie życie" to takie wszystko mówiące określenie, które wiąże się z imprezkami, piąteczkami w środku tygodnia i w ogóle życiem w stylu "TyTylkoŻyjeszRaz". Ale jeśli studia nie są dla Ciebie wyłącznie pretekstem do ssania pieniędzy z konta rodziców i "balowania za hajs matki", to wiele dobrych rzeczy wyciągniesz tu również z samej nauki. Jeśli dobierzesz sobie kierunek dobrze, to wciągasz się w to cholerstwo coraz bardziej i zaczynasz rzeczywiście lubić to, czego się uczysz.
I przez to, jeśli już wylądujesz jako słuchacz na jakiejś nieobowiązkowej konferencji na temat związany z Twoimi studiami, to zaczynasz rzeczywiście słuchać, co mówią ci Bardzo Mądrzy Ludzie. Eksperci, dziennikarze, profesorowie - wszyscy, na widok których myślisz sobie "oni wiedzą wszystko". Słuchasz z zapałem, pochłaniasz przytaczane informacje, wyciągasz własne wnioski.
Starasz się też czegoś nauczyć z ich zachowania. No bo to przecież ludzie, którzy reprezentują uniwersytety i wiele innych poważnych instytucji. Powinni być wzorem, przykładem, klasą samą w sobie. A potem życie daje Ci kop w tyłek, byś wreszcie zrozumiał, że wytworzone w Twojej głowie ideały są naprawdę nic nie warte.
Na podstawie zdjęcia z serwisu Flickr.com |
We wszystkich moich szkołach za rzucie gumy podczas zajęć dostawało się niezły opieprz. W podstawówce mogłeś jeszcze nie kumać tej zasady, więc jak ktoś został wreszcie w klasie za to zbesztany, to wiedziałeś już, że tego robić nie należy. W gimnazjum jedynie się w tym utwierdzałeś, choć telewizja usilnie próbowała Ci wcisnąć, iż każda szkoła jest patologiczna i rządzą w niej podludzie, którzy na nauczycieli plują żutymi podczas lekcji gumami. Liceum wygląda podobnie.
Na studiach teoretycznie mógłbyś sobie tę gumę żuć u sporej części wykładowców. Ale nie robisz tego z jednego, bardzo prostego powodu - nie jesteś niewychowanym gburem. Tu nawet nie chodzi o to, by właśnie swoją klasę w jakikolwiek sposób pokazać. O wiele więcej w tym przypadku bycia fair wobec innych ludzi na sali (szczególnie wykładowcy) i podchodzenia do zajęć z szacunkiem.
Więc mi naprawdę trudno było uwierzyć, że profesor będący jednym z głównych bohaterów naukowej konferencji żuje sobie podczas przemawiania innego wykładowcy gumę, patrząc z jakąś taką niechęcią na salę. Czułem się jakbym patrzył na rozkapryszonego dzieciaka, a nie pracownika uniwersytetu. W sali czuć było cebulę.
Ale okej - fuck this, może to ja jestem po prostu przewrażliwiony na punkcie kultury osobistej. Człowiek żuł gumę, dla mnie to było żałosne, ale zasadniczo nikomu nie przeszkadzał - prawda? No to weźmy teraz grupkę innych profesorów, którzy podczas jednego przemówienia zaczęli między sobą rozmawiać. Nie tak po cichu, żeby wymienić między sobą uwagi. Mówili głośno, jakby chcieli przejąć uwagę zebranych na sali ludzi. Cóż, udało im się, bo niejeden student skierował na nich oskarżycielskie spojrzenie.
Ja wiem, że kultura uniwersytecka z każdym rokiem spada. Ale do tej pory miałem wrażenie, że to nasze rubaszne "cebulactwo" panoszy się jedynie w środowisku studenckim. Jak się jednak okazuje - myliłem się. I z kogo my, młodzi, mamy niby brać przykład, skoro nawet profesorowie z uniwersytetu zachowują się jak żule spod sklepu?
Aż się cebula sama w kieszeni obiera.
0 komentarze: