Dość, koniec, jedno wielkie STOP. Próbuję regularnie sprawdzać nowości z polskiego światka rapowego. Odpalam kolesi z podziemia, odpalam tracki tych, którymi jara się każdy nadwiślański nastolatek. Do niedawna coś tam nawet wrzucałem na tracklistę, potrafiłem przesłuchiwać całe płyty z radością. Ale teraz to się skończyło. I winny temu jest wyłącznie jeden koleś.
"To Pimp A Butterfly" jest najlepszą płytą, jaką słyszałem od wielu, wielu miesięcy. Nie jest doskonała, perfekcyjna, cokolwiek - to pewne. Ale ja jeszcze z żadnym tego typu krążkiem się nie spotkałem. Nowy twór Lamara jest natomiast jednym z nielicznych materiałów muzycznych, które niebezpiecznie mocno zbliżają się do perfekcji. To już nie jest po prostu muzyka - to piękno w najczystszej postaci.
Kendrick zawstydza nie tylko polski rap, ale i większą część amerykańskiego. Gdy ciągle wielu liczy na to, że można robić naprawdę świetne rzeczy w hip-hopie posługując się monotonnym bitem i niezmienną nawijką, Lamar ustawia ich wszystkich w szeregu. Podchodzi do boomboxa, puszcza im swój najnowszy krążek i patrzy na ich zszokowanie oraz łzy cieknące po policzkach.
"Odpicować motylka" jest niesamowitą esencją i podsumowaniem twórczości czarnej Ameryki. Tego krążka słucha się dla takich niesamowitych kompozycji jak kawałek "u" - pełnych różnorodnego instrumentarium, niesamowitych emocji i takiego wczucia Lamara, że szczena opada. Każdy saksofon, każdy gitarowy riff, każda nieregularna partia perkusyjna nieustannie sprawiają u mnie apogeum radości i muzycznego spełnienia. Ale gdy trzeba, Kendrick potrafi zmienić zasady gry także na zdecydowanie bardziej klasycznych bitach, dodając im mimo wszystko sporej świeżości.
No i wreszcie - teksty. Od zabawnych, po ciężkie i mocne. Od podsumowań świata czarnej Ameryki, po własny, liryczyny ekshibicjonizm. W Polsce trwa od pewnego czasu moda na hejtowanie wprowadzania jakiegokolwiek "przekazu" do rapu. Ja też za tym nie przepadam, ale tylko dlatego, że u nas robi się to wszystko z jakimś absurdalnym patosem i populizmem. Kendrick natomiast niesie przesłanie podane w tak genialny sposób, że te jego mądrości wypija się jednym haustem.
I można by te rozważania o "To Pimp A Butterfly" ciągnąć wręcz nieskończenie długo. Rozważać pojedyncze kawałki i wersy, jakby czytało się muzyczną Biblię Afro Amerykanów. Zamiast tego wolę jednak ponownie odpalić tę płytę i jeszcze raz poczuć tę jej niesamowitość.
Nie ma w związku z tym krążkiem żadnego przereklamowania, wszelki hype jest jak najbardziej uzasadniony. Aż boję się, co też Kendrick przyniesie następnym razem. Bo na tę chwilę potwierdził jedynie, że jest najlepszym raperem w historii i dostarczył płytę-klasyk, o której kiedyś będzie się mówiło jak o "Illmaticu", "All Eyez On Me" czy "Enter The Wu-Tang". Albo i nawet jeszcze lepiej.
Hmm... ja takie rzeczy stwierdziłam po "Labiryncie Babel" Bisza i jego koncercie, gdzie czułam się... staro (o, zgrozo). Dla mnie to objawienie polskiego rapu. Dlatego odeszłam z forów - moje uszy były w pewnym momencie katowane. I dlatego mam logiczne podejście do twórczości Fejza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Od kiedy Labirynt Babel jest płytą Bisza?
UsuńE tam, to normalne, że młodzi słuchają rapu - to zawsze była nasza muzyka, a mniej rytmy jakichś staruszków :)
UsuńSmacznyRabarbarze, masz rację, to projekt B.O.K. Chodziło mi o teksty Bisza. Nie jestem już fanatykiem rapu.
UsuńŁapanie za słowo w Internecie - jakie to czasy... McLuhan się w grobie przewraca, ale dzięki za poprawkę!
Pozdrawiam! :)
No bez dwóch zdań uczepiłem się na wyrost, ale strasznie drażniące jest dla mnie nazywanie płyty składu składającego się z paru osób płytą jednego artysty bo akurat ten jest bardziej znany, czy coś. Głównie dlatego, że na Labiryncie Babel zwłaszcza bity są świetne.
UsuńMoim zdaniem ta płyta jest genialna przede wszystkim pod względem lirycznym i ze względu na barierę jezykowo-kulturowa nigdy nie zostanie w pełni doceniona w Polsce (niestety). warstwa muzyczna jest dużo bardziej subiektywnym odczuciem, do mnie trafia w stu procentach ale wielu moich znajomych narzekalo na monotonie i mała ilość "bangerow". Myślę że porównanie z "labiryntem babel" jest bardzo trafne ponieważ obie płyty są bardzo dojrzałe poruszają tematy głębsze niż brak przekazu, rap o rapie i melanze. Mimo wszystko, prawda jest ze Kendrick zamyka grę i długo nie będzie rapera który będzie tak wszechstronny i doskonały technicznie.
OdpowiedzUsuńCo do aspektu muzycznego - ja też spotkałem z komentarzami mówiącymi o tym, że ta płyta ma za mało bangerów i za każdym razem, szczerze mówiąc, serce mi na ich widok pękało. Ja rozumiem, że można być fanem kawałków bardziej na modłę współczesnej imprezy, ale wytykanie tego, iż Kendrick nie idzie z prądem i trendami (które zaraz znów się zmienią) jest dla mnie po prostu śmieszną ignorancją.
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=RxU0J_aAs00
OdpowiedzUsuńBardzo szanuję Quebo (a najbardziej za takie kawałki jak "Carnival" czy "Voodoo"), jeden z najlepszych polskich raperów zdecydowanie, ale to ciągle nie jest poziom Kendricka i "To Pimp A Butterfly".
Usuńdobra wygrałeś
OdpowiedzUsuń8)
Usuń