Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mi, że zacznę oglądać serial, który jest obyczajowym miksem dramatu i romansu, to... uwierzyłbym mu. Wtedy bowiem wiedziałem już o istnieniu "The Affair". Serialu, przed którego oglądaniem trochę się wzdrygałem, przyznaję. Romanse serialowe kojarzą mi się bowiem przede wszystkim z jakimiś naszymi "M jak Miłościami" i całą resztą tego typu kiczu. Tak mi ta nasza polska telewizja gust spaczyła.
Dałem się jednak ostatecznie przekonać do sięgnięcia po "The Affair" z dwóch powodów. Po pierwsze - jedną z dwóch głównych ról gra tu Dominic West, czyli członek legendarnej ekipy detektywów z "The Wire" (o którym pisałem TUTAJ). Kto widział go w akcji, ten wie, jak świetny aktorem serialowym jest ten człek. A drugi powód? "The Affair" otrzymało tegorocznego Złotego Globa za serial dramatyczny. Wyprzedziło takich skurczybyków jak "Gra o tron" czy "House of Cards". Czy słusznie? Damn - musiałem się o tym przekonać na własnej skórze!
Noah Solloway (Dominic West) jest nowojorskim nauczycielem i właśnie udało mu się wydać swoją pierwszą powieść. Ma kochającą żonę, której wielu mu zazdrości oraz czwórkę szalonych dzieciaków w naprawdę różnorodnym wieku. Ekipę tę poznajemy, gdy wybiera się właśnie na wakacje do miejsca, gdzie lądują co roku, czyli wielkiego domu teściów Noah. I choć wizja nadmorskiej miejscowości i odpoczynku potrafi dodać otuchy, sami rodzice pani Sollowayowej niekoniecznie są przez wszystkich równie mocno uwielbiani.
Alison Bailey (Ruth Wilson) we wspomnianej krainie mieszka już od dzieciństwa. Tu została wychowana, tu ma dom po dziadkach, tu ożeniła się z właścicielem stadniny końskiej i wreszcie tu spadł na nią niesamowity dramat - straciła dziecko. Od czterech lat nie potrafi do końca podnieść się z dna, na które spadła po tej tragedii. Czasem można mieć wrażenie, że Alison nie cieszy już zupełnie nic.
Dwójka ludzi z obrączką na palcu. Wpadają sobie w oko praktycznie od razu, choć przecież powinni trzymać się od tego typu spojrzeń jak najdalej. "The Affair" - jak sama nazwa wskazuje - to historia ich romansu. Romansu ukazanego w niesamowity sposób. Ale gdzieś pomiędzy tym dzieje się coś innego. Coś mającego miejsce dłuższy czas po zakończeniu się głównej osi fabularnej pierwszego sezonu "The Affair". Co dokładnie bada pewien czarny detektyw, przepytujący na posterunku policji głównych bohaterów? Tego dowiemy się dopiero po kilku odcinkach.
No i te świetnie rozpisane osobowości. Noah, Alison i cała reszta ekipy stoją przed nami jak żywi ludzie, których rzeczywiście możemy poznać gdzieś w wielkim świecie. "The Affair" jest jak nawiązywanie znajomości z nimi. Zaprzyjaźnianie się z głównymi bohaterami, kilkukrotne spotkanie się przypadkiem i rozmowa z postaciami pobocznymi. Tu nie ma czarno-białych charakterów. Trudno kogoś znienawidzić, gdy patrzy się na świat jego oczami. Trudno kogoś pokochać, gdy widzi się jego błędy.
Cały ten konflikt naszych odczuć wobec postaci potęguje natomiast pewne ciekawe zagranie - opowiadanie historii z perspektywy obu głównych bohaterów. Zarówno Noah, jak i Alison otrzymują po połowie każdego odcinka dla siebie. Brzmi to logicznie, ale wykonanie całości odbiega jednak od standardowego podejścia w takiej kwestii. Choć często jesteśmy świadkami tych samych sytuacji w obu opowieściach, to zawsze się one czymś różnią. Wiele rzeczy dzieje się zupełnie inaczej w pamięci każdego z bohaterów, wiele istotnych spraw ma zupełnie inny przebieg. Różnią się nawet takie elementy historii, jak ubiór postaci czy to, kto kogo zachęca bardziej do romansu. Świetna sprawa, która sprawia, że pomimo tego, iż w jakiejś tam mierze widzimy te same opowieści, ogląda się je ciągle z równie dużym przejęciem.
No i wreszcie samo wykonanie audiowizualne. Przepiękny soundtrack (łącznie z wżynającym się w pamięć po pierwszym odsłuchu openingiem) idealnie komponuje się z momentami pełnymi ciszy i skupienia. Świetne ujęcia, które na pozór mogą wydawać się dość standardowe, by po dłuższym oglądaniu wyszła na jaw ich oryginalność. No i ta piękna miejscowość nad morzem... Aż chce się tam być, widzieć te same miejsca, żyć tą ciągle nie tak mocno skomercjalizowaną sielankowością. Biutiful.
Za to "The Affair" ma kilka niesamowicie dopracowanych elementów, które po prostu trzeba sprawdzić na własnej skórze. Sceny erotyczne, które idealnie balansują między cenzurowanym kiczem a akcjami rodem z "Pięćdziesięciu twarzy Greya"? Jest. Gra aktorska na naprawdę wysokim poziomie, z udziałem osób często mniej znanych, ale tutaj mogących pokazać swoje prawdziwe umiejętności? Jest. Fabuła przykuwająca do ekranu bardziej niż niejedne filmy z tonami wybuchów i kul przecinających powietrze? Jest. No i te wszystkie elementy, o których wspomniałem już wyżej.
To wszystko tworzy wizję serialu naprawdę bardzo dobrego, obok którego przejść obojętnie nie można. Przynajmniej, jeśli jesteś widzem trochę dojrzalszym, oczekującym od seriali niekoniecznie głów zombiaków rozwalanych siekierą czy szalonych akcji co kilka minut. Oto romans i dramat w jednym, w jakiś sposób zmieniający myślenie Widza o telewizyjnych seriach z tych gatunków.
"The Affair" jest soczyste, poprowadzone idealnie wyważonym tempem, w wielu kwestiach lepsze od tego, co widziałem w licznych innych serialach. Czy słusznie pokonało miłość wszystkich fanów serialów, czyli "House of Cards"? Trudno mi powiedzieć. "The Affair" jest jednak czymś zupełnie innym, z bardziej zawężonym targetem niż przygody Franka Underwooda.
Ja się dałem porwać mrocznemu urokowi tej opowieści i po finale pierwszego sezonu czekam z niecierpliwością na drugą serię. Ta natomiast zapowiada się na coś zupełnie innego od swej poprzedniczki. Premiera jeszcze w tym roku.
gdzie moge to obejrzec?
OdpowiedzUsuńJeszcze na początku roku można było "The Affair" wypożyczyć w VOD nc+, ale z jakichś powodów chyba nie ma już tego serialu w ofercie. Pozostają więc, niestety, jedynie "mniej legalne" źródła lub różnorodne VOD zagraniczne, pokroju iTunes, Amazon czy Google Play.
Usuń