"I jeszcze jeden, i jeszcze raz!" - chce się zakrzyknąć za kultową piosenką. Gdy mowa o słuchowisku bazującym na słynnym komiksie "The Walking Dead", z dumą odpowiadam, że jestem z nim od samego początku. Pierwszą jego część nie tylko na blogu zrecenzowałem, ale i zachwycałem się samą ideą audiokomiksu jeszcze sporo przed premierą tej produkcji. I choć nie był to wówczas produkt idealny, tak wystarczająco ciekawy i intrygujący, bym z chęcią sięgnął po drugą część. Teraz znów "Żywe trupy" przypełzły na bloga. Nie mogła mi bowiem umknąć premiera trzeciej części tego nietypowego projektu.
Podobnie jak w przypadku poprzednich dwóch odsłon, tutaj również twórcy zmieścili na jednej płytce dwa tomy komiksu - tym razem piąty i szósty. Według scenariusza, grupka głównych bohaterów na stałe osiedliła się już w opuszczonym więzieniu, gdzie wiedzie w miarę spokojne życie, jak na warunki świata opętanego przez zombiaki. Słodka sielanka byłaby jednak zdecydowanie zbyt nudna, dlatego Rickowi i reszcie zostaje zarzucony na bark nowy problem - osada Woodbury, wraz z panującym w niej bezwzględnym Gubernatorem.
I to właśnie ta osnuta tajemnicą postać jest najważniejszą nowością i jednym z głównych dań nowych "Żywych trupów". Jego rolę otrzymał Janusz Chabior - charakterystyczny i przez wielu uwielbiany polski aktor. Jeśli ktoś śledził od początku zapowiedzi trzecich "Żywych trupów", ten zapewne zauważył, że wybór ten okazał się dość kontrowersyjny. Chabior to człowiek zdecydowanie nie przystający do "wzoru Gubernatora" znanego z serialu, a i z komiksowo-książkową wersją nie do końca on wszystkim współgrał.
Ostatecznie jednak - moim zdaniem - wyszło z tego coś niesamowitego. Chabior stworzył zupełnie innego Gubernatora niż znaliśmy dotychczas, to prawda, ale jednocześnie krok taki okazał się być strzałem w dziesiątkę! Audiokomiksowy przywódca Woodbury brzmi przerażająco, wywołując niejednokrotnie ciarki na ciele. Wydaje się on być zdecydowanie bardziej bezwzględny od chociażby serialowego Gubernatora. Chabior brzmi jak facet zdolny dosłownie do wszystkiego.
Reszta trzeciej części "Żywych trupów" to natomiast w dużej mierze poprawianie wszystkiego na lepsze. Rick ewoluuje coraz bardziej w przywódcę rządzącego żelazną ręką, co świetnie odgrywa niezastąpiony Jacek Rozenek. Twórcy całości, czyli ekipa Sound Tropez, jeszcze lepiej zaczęli wykorzystywać różnorodne odgłosy świata, jak i muzykę. Scenariusz zdaje się również być coraz lepiej przystosowywany na potrzeby słuchowiska: nie rażą już zbyt krótkie wymiany zdań między postaciami, a narrator pojawia się rzeczywiście wtedy, gdy jest to potrzebne. No i jest jeszcze jedna niezmiernie ciesząca mnie rzeczy: mniej kwestii dzieci, które - co już podkreślałem w poprzednich recenzjach - grają tu po prostu słabo i odpychająco. Niestety, nikomu się jeszcze nie udało zrobić z Carla zjadliwej postaci.
W ramach ciekawostki, można natomiast wspomnieć jeszcze o oznaczeniu "18+" na opakowaniu audiokomiksu. Zapewniam Was, że nie pojawia się ono tam bez powodu - "Żywe trupy" są brutalniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Jeden z zeszytów (czyli swoistych komiksowych odpowiedników rozdziałów) wręcz od początku do końca przyprawia o gęsią skórkę i wywołuje niepewną myśl, czy aby nikt ze współpasażerów tramwaju nie wsłuchuje się w to, co obecnie grzmi z naszych słuchawek. Jeśli bowiem ktoś by to usłyszał, niewątpliwie uznałby nas za wyjątkowo chorych ludzi.
Jeśli mieliście okazje słuchać poprzednich odsłon audiokomiksu "The Walking Dead", to pewnie nie muszę Was już więcej zachęcać do sprawdzenia jego najnowszej części. Natomiast tych wszystkich, którzy jeszcze nie zaznajamiali się z produkcją od Sound Tropez, zdecydowanie namawiam do sprawdzenia tej nowej formy smakowania historii z "Żywych trupów". Całość nie tylko coraz bardziej odbiega od fabuły serialowej, ale i jej twórcy stają się w swoim fachu coraz większymi specami.
0 komentarze: