Wielu w historii zachwycało się szczerze miłością. Jedni z lubością opowiadali o swoich drugich połówkach, wywyższając je ponad wszystkich innych ludzi na świecie. Inni chwalili swe liczne kochanki, jedne przyciągając do siebie na dłużej, inne na krócej. Pomija się jednak czasem zachwyt nad czymś nadzwyczaj powszechnym i znanym każdemu - miłością niespełnioną (tak będę tu to patetycznie nazywał, choć oczywistym jest, że bliżej takiemu uczucia do zauroczenia czy ewentualnie zakochania niż miłości).
Może problem tkwi w tym, że zamiast piękna tego uczucia, pokazuje się wyłącznie jego negatywne strony. Dziś płacze się po Fejsbukach, wyżala się najbliższym przyjaciołom, słucha się smutnych piosenek, a potem próbuje się pisać podobne. Miłość niespełniona to w wizji wielu brutalny cios w podbródek, gdy podchodzi się do obiektu naszych westchnień. A przecież można na to spojrzeć też inaczej, lepiej.
Miłość niespełniona to najpiękniej wyglądający tort za szklaną szybą. Jest niczym eksponat w muzeum - można go jedynie podziwiać, nie można natomiast posmakować. A że chcielibyśmy ponad wszystko tego tortu spróbować, zaczyna działać nasza wyobraźnia. W naszych myślach pojawia się obraz nas samych z ustami pełnymi tego przepysznie wyglądającego tortu, którego smak przebija wszystkie inne ciasta wszechświata.
Miłość niespełniona to zestaw pięknych momentów, o których jednak mało kto mówi. Ludzie się wstydzą swoich uczuć, uważając je za dziecinne i błahe. Nie dają sobie szans na marzenia, chcą je wyrzucić z głowy jak najszybciej się da. Zwykle więc automatycznie ustanawiają takie nieodwzajemnione uczucie jako karę dla siebie, biczując się tym i kładąc na głowę niczym cierniową koronę.
Och, jakimże ja jestem nieszczęśnikiem! Zdelegalizować miłość!
Ludzie to w zasadzie twarde skurczybyki i mało kto powie Ci wprost: "ej, zabujałem się w tej Bożenie/zabujałam się w tym Januszu". A jeszcze mniej osób, jeszcze bardziej po cichu, wspomni, że dziś rano obudziło się uśmiechniętymi od ucha do ucha. Bo ten tajemniczy ktoś śnił się im nad ranem i w sennej krainie obydwoje byli tak blisko siebie, jak nigdy w rzeczywistym świecie.
I dlatego właśnie, przez tę niechęć do przyznania się do pewnych rzeczy, miłość niespełniona uznawana jest za najgorszą rzecz w życiu człowieka. A przecież tyle pięknych momentów ona może nieść! Sny, marzenia, radość z wylegiwania się na łóżku i kreowania w myślach scen niemożliwych. Wyobraźnia człowieka nie zna granic i zawsze będzie tworzyła obraz piękniejszy od tego, który zarzuca nam codzienne życie. Ideał nieskalany, bo niemożliwy do obalenia.
Nie mam zamiaru co prawda nawet próbować komukolwiek wmówić, że takie nieodwzajemnione uczucie niesie ze sobą więcej cudowności od realnej miłości. Bo cóż - to zwyczajnie nie jest prawdą. Ale może warto nie robić z tej znanej chyba każdemu człowiekowi sytuacji syzyfowego kamienia, a zamiast tego cieszyć się z jej pozytywnych aspektów?
Źródło: Flickr.com |
Aż mam ochotę Cię ucałować za ten wpis. I będzie to najsłodszy pocałunek, bo jednak nigdy go nie zaznamy :D
OdpowiedzUsuńI tak spędzamy dni w wyidealizowanych marzeniach :D
UsuńJeden z ciekawszych wpisów, zwłaszcza w tej kategorii. Zaskakująco ujęty temat, ale jakże pozytywnie. Tak trzymaj, 5!
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa, 5! :)
UsuńWedług mnie jest pewien problem z takim podejściem - jasne, świetnie jest się obudzić z uśmiechem na ustach, bo przyśniło mi się, że jestem z tą nieosiągalną dziewczyną sam na sam na złocistej plaży i czuję szczęście, jak nigdy dotąd, ale niestety po paru minutach przychodzi inne uczucie: żałuję, że to tylko wyobraźnia, bo chciałbym z nią pojechać na Jawę na jawie, a nie tylko we śnie. Ten właśnie ból spowodowany świadomością, że coś pięknego jest nieosiągalne sprawia, że poprzednie uczucie porannego szczęścia jest zrównoważone i wracamy do smutku, a w najlepszym przypadku - neutralności. Świetny wpis!
OdpowiedzUsuńMiło, że wpis się podoba! Co do reszty Twojego komentarza - to chyba zależy od podejścia i "umiejętności". Jednych rzeczywiście dość szybko szlag trafi, inni wytrzymają w optymizmie do czasu natknięcia się na swą wymarzoną miłość, inni jeszcze swego pozytywnego podejścia złamać nie dadzą i będą z niego czerpali jak najwięcej. Jednak jeśli uda się przez te marzenia i sny dotrzeć choćby do poziomu neutralności, to i tak będzie to dla wielu chyba całkiem spory sukces.
Usuńaaa uwielbiam ten wpis! pamiętam jak w liceum z koleżankami narzekałyśmy, że 'nawet nie ma się w kim podkochiwać' i każda chciała mieć jakiegoś nieosiągalnego chłopca z klasy wyżej żeby do niego wzdychać :D piąteczka!
OdpowiedzUsuńPiąteczka! Miło mi, że post się aż tak spodobał! :D
UsuńChciałabym, Mikołaju, aby moje komentarze były lakoniczne, ale... nie mogę! Pomijając powiedzenie "chcieć to móc". Zamierzam odwołać się do kilku kwestii...
OdpowiedzUsuńDla mnie miłość niespełniona jest czymś pięknym. Zawsze tak ją postrzegałam. Być może dlatego, że mam wrażliwe uosobienie... Jeżeli się w kimś podkochiwałam w podstawówce, rozpisywałam to w pamiętniku, bądź pisałam wiersze. Mogę teraz tylko się uśmiechać do siebie, czytając takie rzeczy, chociaż wtedy to było "silne".
Mimo, że jestem już dwudziestolatką, potrafię przeżywać jeszcze fascynacje, przyjemne dla zmysłów sny. Niespełnione miłości też mnie spotykały - taka zapadła końcówka "spotykać", ponieważ aktualnie jestem w związku... i przyznam się, że spotkała mnie szczera, ale trudna miłość. Zresztą, głupotę palnęłam... Miłość jest trudna. "To nie pluszowy miś, ani kwiaty, ani diabeł rogaty..." i tak dalej...
Do czego zmierzam: 27-letnia koleżanka stwierdziła, że ona już nie jest w stanie przeżywać takich fascynacji, jakich w ostatnim czasie przeżywam. Nie uważam, że jest to dziecinne. Gdybym była singlem, zapewne fascynacja zabrnęłaby głębiej w świat wyobraźni... Fascynuje mnie zaś wykładowca. Pociąga mnie inteligencją, i to tyle. Często mi się śni, ostatnim razem napomknął o mnie na konferencji, co było bardzo miłe! Zastanawiałam się, czy to nie dziecinne... Nie. Doceniam go bardzo, szanuję, to normalne. Kiedy się budzę, uśmiecham się. Tak. :)
Tak, zauważam, że dziewczyny skarżą się, jakie to zostały skrzywdzone przez los, albo oceniają facetów zbyt pochopnie i wrzucają do jednego worka: faceci beznadziejni. To karygodne! Jeden facet, to nie setki, tysiące, miliony. Trafiły na dupka? Trudno. To nie oznacza, że każdy nim jest.
Dziewczyny, obwiniacie facetów? Przesłuchajcie sobie "Flaki" Bisza... Zresztą: to nie jest kawałek tylko dla dziewczyn.
Częste jest narzekanie na płeć przeciwną. Wszystko zależy od uosobienia. Nie trafiliście na siebie? Przykro. Miałam kiedyś przyjaciela, z którą dane mi było przeżyć tylko kilka chwil razem. Ale były to chwile, których nie zapomnę do końca życia. Żyjemy. Łatwiej, lub trudniej jest realizować marzenia, ale można! A bzdety o romantyzmie, o idealnym facecie, powielane na "fejsbukach" powinni sobie co niektórzy wsadzić w tyłek. Myślę tu akurat o dziewczynach, bo to one są do tego skłonne. :) Raju sobie tym nie stworzą... Wystarczy zadziałać, działać, aby zdziałać. Jasne, nie zawsze to jest możliwe.
Uff. Koniec. Pragnę w tym momencie życzyć Ci jak najwięcej działań twórczych i tego, o czym marzysz. Z okazji jutrzejszych (domniemam) imienin. :)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Ależ nie ma po co pragnąć lakonicznych komentarzy, gdy te obfite się tak dobrze czyta!
UsuńProblem ze "zdziecinnieniem" jest jeden - wiele rzeczy się za jego przejaw uważa. Wiele osób mówi, że nie warto marzyć w ogóle w związku z czymkolwiek, a patrzeć na świat realistycznie. Ja tego nie akceptuję, dla mnie świat to ciągle pole do popisu, rządzące się zasadą "chcieć to móc". Tylko chcieć trzeba naprawdę mocno i naprawdę szczerze.
Natomiast co do tego swoistego "obrażania się na drugą płeć", to też mnie to trochę bawi. Chociaż z drugiej strony, ja uważam, że każdy facet w jakimś stopniu jest "głupim chujem", a każda kobieta "głupią pizdą". Oczywiście - w stopniu mniejszym lub większym, ale zawsze coś takiego w człowieku istnieje, że nie będzie on nigdy krystalicznie czysty i prawy.
Dziękuję serdecznie za życzenia, bo i owszem, dziś mam imieniny :)
Również pozdrawiam! :)