Książkowe prezenty nie bez kozery

Osobiście lubię przywoływać swymi prezentami zaskoczenie. Rzadko pytam się, co dana osoba chciałaby dostać, zamiast tego opierając się na mej pomysłowości. Nie obrażam się jednak, gdy ktoś ma inne podejście od mojego. Lubię być prezentami zaskakiwany, ale nie jest to dla mnie niezbywalny element Świąt. Dlatego, jeśli ktoś pyta mnie wprost, co chciałbym dostać - podsuwam propozycję.

I dlatego właśnie w tym roku spod choinki udało mi się wygrzebać pięć książek, na których otrzymaniu mi zależało. Święty Mikołaj zdecydowanie spełnił moje prośby z listu do niego. Dlaczego jednak o tym piszę? Bo dobór tych książek nie jest przypadkowy i w dużej mierze pokazuje coś ważniejszego od samej chęci czytania czegokolwiek.


Już od jakiegoś czasu krąży mi po głowie chęć zdobywania wiedzy na tematy tak różnorodne, że czasem sam tego ogarnąć nie potrafię. Gdy kiedyś zamknięty byłem tylko na konkretne tematyki i czytałem praktycznie jedynie powieści, dziś na moich realnych oraz wirtualnych półkach zalegają tomiszcza, którym daleko do księgarnianych hitów. Na blogu tym samym co rusz pojawiają się recenzje książek biograficznych, historycznych czy nawet i psychologicznych. Czuję się bowiem takim swoistym "głosicielem Dobrej Nowiny" - chcę powiedzieć Wam, że fajne czytadła to nie tylko powiastki od najpopularniejszych autorów.

"Magiczna Piątka" spod tegorocznej choinki pokazuje tę moją książkową różnorodność natomiast bardzo mocno. Nawet powieści mają tu istotne znaczenie, nie wspominając już o pozycjach z dziedzin zdecydowanie obcych mainstreamowemu czytelnikowi. Brnę bowiem w - jak mi się wydaje - coraz to dziwniejsze dziedziny nauki czy życia w ogóle, którymi zainteresowanie wydawało mi się kiedyś totalnie absurdalne.

Wychodzimy tym samym od pokaźnego, dość ciężkawego tomiszcza, zatytułowanego "Cesarz wszech chorób. Biografia raka". Książka ta pojawiła się w Polsce jeszcze w roku 2013 i pragnąłem ją przeczytać od pierwszego mego kontaktu z nią. Dopiero teraz jednak pozycja ta trafiła do moich łapsk i wreszcie mogę wejść w kolejną obcą mi do tej pory sferę wiedzy - medycynę.

To jednak nie największe dziwy, jakie można odkryć w mojej świątecznej kolekcji. Najbardziej nietypowym tytułem spod choinki jest bowiem chyba "Filozofia przypadku" Michała Hellera. Wskazuje ona kolejną sferę nauki, która niezmiernie mnie ostatnio intryguje - filozofię. Całość jest dodatkowa zmiksowana z zagwozdkami religijnymi i matematycznymi, co jeszcze bardziej zwiększa moje zainteresowanie tym tytułem.

To jednak nie koniec dążenia ku filozoficznym rozkminom. Dalej w kolejce stoi bowiem "Dziennik" księdza Józefa Tischnera - filozofa nierozerwalnie związanego z Krakowem. Zapiski pochodzą z czasów młodości ich autora, choć są ponoć napisane naprawdę inteligentnym językiem. Oczekuję od "Dziennika" przede wszystkim tony inspiracji, które będę mógł wykorzystać nie tylko na blogu, ale i w życiu w ogóle.

Na świątecznej kupce książkowej leżą także dwie powieści. Pierwsza z nich to "Gra o tron", czyli pierwowzór kultowego hitu serialowego. Od dawna obiecałem sobie tę pozycję przeczytać - chciałem to zrobić jeszcze przed zabraniem się za serial. W najbliższym czasie więc niewątpliwie wreszcie nadrobię tę ciążącą na mnie już od paru lat zaległość. Poza tym - seria "Pieśń Lodu i Ognia" (której "Gra" jest pierwszą częścią) ma być dla mnie także ponownym otwarciem furtki do książkowego świata fantasy. Dawno mnie w nim było, a mam wiele dobrych wspomnień z nim związanych jeszcze z czasów dzieciństwa.

Ostatnia pozycja kryje natomiast za sobą najmniej sekretów. "Głosy Pamano" to wydana niedługi czas temu w Polsce książka Jaume Cabré, autora ubiegłorocznego hitu polskich księgarń - "Wyznaję". Tamten tytuł nie tylko spodobał mi się tak bardzo, że nazwałem go jedną z trzech najlepszych pozycji książkowych AD 2013, ale również historia w nim zawarta na długo utkwiła mi w pamięci. Liczę, że "Głosy Pamano" poruszą mnie w podobnym stopniu.

Jak więc widać - rzeczywiście powoli ruszam ku coraz to dziwniejszym kategoriom literatury. Co będzie następne? Trudno mi powiedzieć. Zapewniam jednak siebie i Was, że na medycynie i filozofii się na pewno nie skończy. Po każdej książce z "mniej typowego" gatunku, zaczynam myśleć trochę inaczej, coraz większą ilością rzeczy zaczynam się interesować. Dopóki się to nie zmieni, dopóty będę dalej brnął w coraz to nowe dla mnie sfery literatury.

Czuję się coraz mądrzejszy, bardziej oczytany, pełen rozmaitej wiedzy. I nawet nie potraficie sobie wyobrazić, jakby bardzo mnie to jara.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)
Zdjęcie wykorzystane w dzisiejszym poście pochodzi z serwisu Flickr.com

10 komentarzy:

  1. Gra o Tron jest wciągająca i napisana w bardzo ciekawy sposób, jednak czytając ją miałem w głowie pytanie: czy warto tyle czasu poświęcać na nawet najlepszą fabułę (dla mnie Wiedźmin i tak jest zdecydowanie ponad), kiedy można ten czas przeznaczyć na inne, zapewne bardziej wartościowe książki? Bo przecież te 900 stron pierwszego tomu, to dopiero początek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć sam zdecydowanie wolę książki pojedyncze niż te rozwleczone na kilka tomów, nie mogę się zgodzić z takim myśleniem. Szczególnie światy fantasy i science-fiction rządzą się zupełnie innymi prawami, dlatego też nie można ich w niektórych kwestiach porównywać do "normalnych" powieści. Światy wykreowane przez autorów są często naprawdę niesamowitymi miejscami, innymi od tych, jakie znamy my. Dlatego, jeśli któryś z pisarzy posiada umiejętności tworzenia historii wielotomowych - powinien to robić. Czy czytać je ktokolwiek każe? Nie. Natomiast popularność takiej "Gry o Tron", książek Tolkiena czy "Harry'ego Pottera" sugeruje, że ludzie jednak chcą czytać te kilkutomowe kolosy.
      Poza tym - takie myślenie w ogóle jest w dużej mierze pułapką. Można z niego bowiem - w przypadkach bardzo radykalnych - dojść do tez w ogóle deprecjonujących istnienie powieści. Ich celem jest przecież mimo wszystko zawsze w sporym stopniu jedynie dostarczenie rozrywki. Książki naukowe można więc nazwać właśnie "bardziej wartościowymi książkami", a co za tym idzie, czytanie powieści można uznać ogólnie za głupotę i rzecz niepotrzebną.
      Można także z takiej perspektywy wyśmiewać oglądanie seriali. Przecież one w zdecydowanej większości tworzone są z myślą o posiadaniu kilku sezonów. Po co więc marnować czas na te dwadzieścia parę odcinków na sezon, skoro można w tym czasie obejrzeć kilka(naście) filmów dokumentalnych, które nas o wiele więcej nauczą?
      Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi :)

      Usuń
  2. Cesarz wszech chorób. Biografia raka - to takie kompendium wiedzy na temat choroby + znane przypadki zachorowań?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co na razie przeczytałem, to raczej jest to historia raka od pierwszych wspominek sprzed tysięcy lat po czasy współczesne. W tym jednak zamyka się mnóstwo informacji na temat konkretnych rodzajów nowotworu, politycznych aspektów wojny antynowotworowej i tego typu rzeczy. "Kompendium wiedzy" też się w tym pewnie zawiera, tylko że nie są to suche informacje rodem z jakichś "rodzinnych encyklopedii zdrowia". "Znane przypadki zachorowań"? Chodzi ci o historie jakichś gwiazdy, które zostały zaatakowane przez raka? Raczej nie - to nie jest książka o celebrytach, a specjalistach medycyny i ich pacjentach. Nazwałbym to książką historyczno-medyczną.

      Usuń
  3. Cabre też był pod choinką, do tego Żulczyk i I.Welsh 'Brud' i 'Trainspotting' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie na nową książkę Żulczyka mam zamiar wkrótce zapolować, bo wiele dobrego o niej czytałem :)

      Usuń
  4. Żulczyk jest świetny. Welsh jeszcze lepszy: chamski i prosty, ale jak wciąga!
    O Witkowskim coś słyszałeś? Zastanawiam się nad kupnem i nie wiem czy warto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Welsh też mi się spodobał po "Trainspotting", muszę kiedyś ruszyć po więcej książek od niego :)
      Natomiast co do Witkowskiego - unikam jego powieści. Tematyka zdecydowanie nie dla mnie, no i nie lubię zbytnio pisarzy (czy w ogóle artystów), którzy robią z siebie pajaców.

      Usuń
  5. Hmm... na pewno lekcje z promocji siebie odrobił, mnie zaintrygował. Dzięki za odpowiedź i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie tylko, czy rzeczywiście warto trzymać się zasady "nie ważne jak, ważne by mówili". Również pozdrawiam :)

      Usuń