Jest niedziela, rozmarzony w snach Mikołaj leży rozwalony na swoim łóżku, nie spodziewając się jeszcze tego, co zaraz nastąpi. Dzwoni budzik. Nasz bohater niemrawo otwiera oczy i spogląda na leżący obok niego telefon. Szybko przewija palcem po jego szybce, po czym jeszcze na chwilę zamyka oczy. Po pięciu minutach znów słychać budzik. Ta sytuacja powtarza się jeszcze trzy lub cztery razy.
Wielu może pomyśleć: "absurd!". No bo co po budzić się w weekend tak wcześnie rano?! Nie lepiej pospać do dwunastej? Ba - może nawet i trzynastej? Nie lepiej mieć tego dnia cały świat gdzieś i całe popołudnie i wieczór spędzić wylegając się w łóżku? Wiele osób rzeczywiście ma takie podejście. Mi jednak do niego daleko.
Pisałem kiedyś (już dobre parę miesięcy temu) na temat mojego pozbycia się lenistwa po wieloletnim opieprzaniu się brzuchem do góry. Wspominam o tym, bo z tą "metamorfozą" łączą się moje zapędy do porannego wstawania. Ja po prostu nie lubię marnować czasu, który mogę efektownie wykorzystać. Nienawidzę leżeć i zupełnie nic nie robić.
Zauważyłem, że zasadniczo nie ma wielkiej różnicy, czy prześpię w nocy siedem czy dziesięć lub więcej godzin. Jeśli udawało mi się wybudzić w dobrej fazie snu, czułem się rześki od pierwszego otworzenia oczu, a jeśli mi to nie wyszło, to byłem rozkojarzony nawet i po obudzeniu się w porze obiadowej. Wychodziło więc na to, że praktycznie zmarnowałem kilka godzin, śpiąc zupełnie niepotrzebnie.
Jeśli muszę iść na uczelnię na dwunastą, budzę się o siódmej lub ósmej, w zależności od tego, ile po północy pójdę spać. Po pierwszym budziku daję jeszcze czas wszystkim pozostałym, grającym mniej więcej przez dwadzieścia minut - po tym czasie już definitywnie wstaję. Idę wziąć szybki prysznic, a potem robię sobie śniadanie. Siadam na łóżku, odpalam komputer i poprawiam oraz wrzucam tekst na bloga, jednocześnie jedząc przygotowany przed chwilą posiłek. Potem mam czas na napisanie jeszcze jednego wpisu, obejrzenie serialu, poczytanie książki czy pogranie na konsoli. Robię coś - i to mi sprawia radochę.
Gdy prześpię budziki albo zwyczajnie obudzę się później niż planowałem, autentycznie się na siebie trochę wkurzam. Może to głupie, ale naprawdę denerwuje mnie czas zmarnowany na nicnierobienie. Niepojęte jest dla mnie przez to teraz podejście tych osób, którzy zwlekają się z łóżka w weekendy o godzinie piętnastej czy szesnastej i do czasu następnego snu jedynie siedzą Fejsie. Rany - ile Wy czasu na robienie fajnych rzeczy marnujecie!
Źródło: Flickr.com |
Ja w tym roku się mocno "opieprzałam"... I mam już postanowienie na przyszły. :)
OdpowiedzUsuńA Twój post, już nie pierwszy, dodał mi motywacji.
Dobrze trafiłaś, bo przygotowałem już jeden post o postanowieniach na nowy rok, który na pewno pojawi się w najbliższym czasie na blogu :)
UsuńO, super! Zawsze mam jakieś postanowienia. :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nigdy nie miałem - czas to zmienić! :)
UsuńMasz jakiś sposób na budzenie się w "dobrej" razie snu? Próbowałem już kilka razy, jednak w nie czułem żadnej różnicy...
OdpowiedzUsuńPodobno należy spać wielokrotność półtorej godziny, tzn. zamiast 8h, lepiej przespać 7. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale staram się to stosować i złażenie z łóżka nie idzie mi najgorzej :)
Usuńnie uzywajac budzika zazwyczaj budzimy sie w odpowiednim momencie. nalezy wycwiczyc sobie to zeby od razu podnosic sie z lozka
OdpowiedzUsuńTylko czasem trzeba się obudzić wcześniej niż chce tego organizm :)
Usuń