Czy "Udając gliniarzy" zapowiadało się na kolejną średniawą, głupkowatą komedyjkę? Owszem. Co więc namówiło mnie, by film ten obejrzeć? Główny duet aktorski: Jake Johnson i Damon Wayans Jr. Żaden z nich nie jest w swoim fachu nikim wybitnym, łączy ich jednak pewna istotna dla mnie rzecz - oboje grają w serialu "New Girl", oglądanym przeze mnie nieprzerwanie od czterech sezonów. A że tam grają pozytywnych, zabawnych kolesi, postanowiłem dać szansę także filmowi z ich wspólnym udziałem.
Główny duet to jednak dwójka różnych osobowości. Gdy Ryan okazuje się być szalonym facetem, godnym poświęcić wszystko dla czystego funu, Justin staje się głosem rozsądku. Pomimo tego, że dzięki swojej policyjnej przykrywce poznaje wreszcie piękną dziewczynę, ciągle stara się przywrócić wszystko do normalności i przerwać zabawę. Fakt, iż mu się to nie udaje, to już zupełnie inna sprawa...
Pytanie zasadnicze brzmi jednak - czy "Udając gliniarzy" śmieszy? Na szczęście jak najbardziej tak! I, co dość ciekawe, nie jest może to humor najwyższych lotów, ale też nie mamy do czynienia z niczym przesadnie prymitywnym. Brak tu pseudośmiesznych żartów o podtekście seksualnym, jakich pełno w kiepskich, amerykańskich komedyjkach, jest za to sporo gagów sytuacyjnych, przy których można autentycznie parsknąć śmiechem.
W pewnym momencie do tego zabawnego nastroju zostaje jednak również dodane trochę elementów rodem z porządnego filmu akcji. Tutejsza intryga jest oczywiście prosta i przewidywalna, ale ukrywa to ta cała komediowa otoczka. Nawet, gdy dzieje się tu coś naprawdę poważnego, bohaterzy zarzucają się żartami. Jest co prawda kilka momentów, w których taki miszmasz wypada dość kiepsko, ale w większości przypadków zabieg ten można uznać za udany.
Duet z "New Girl" spisał się natomiast tak jak oczekiwałem, czyli bardzo dobrze. Te chłopaki naprawdę potrafią się odnaleźć w komediowym klimacie i udowadniają to w "Udając gliniarzy" po raz kolejny. Ich gra powinna się spodobać nie tylko fanom wspomnianego serialu, ale i całej reszcie widowni. Na sam koniec pochwalę także krótko muzykę - mocne, elektroniczne bity pasują świetnie do tego, co dzieje się na ekranie i potrafią wręcz rozbujać Widza w fotelu.
Trudno oczekiwać po amerykańskich komediach tego typu przesadnej oryginalności czy wielce ambitnego humoru. Każdy kto idzie na taki film do kina, dobrze wie, czego się po nim spodziewać. Najważniejsze jest więc to, że "Udając gliniarzy" swoją rolę spełnia, potrafiąc porządnie rozbawić. Osobiście jestem zdecydowanym zwolennikiem obejrzenia takiego tworu raz na jakiś czas. To po prostu przyjemnie rozluźnia.
Jeśli Wy również macie takie zdanie, to zapewniam Was, że gdy przyjdzie już ten moment, gdy nabierzecie ochoty na tego typu film, "Udając gliniarzy" będzie całkiem dobrym wyborem. Produkcja ta stoi u mnie w rankingu zdecydowanie wyżej niż takie tegoroczne premiery jak "Sąsiedzi" czy "Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie". Nie ma się czym zachwycać, ale obejrzeć można.
Byłem na tym filmie w kinie i ten film rozbawił mnie do łez... Większą cześć filmu się śmiałem, a resztę miałem zaciesz na japie, a co do soundtracku to rzeczywiście buja! Siedząc w fotelu baunsowałem jak B.I.G. na Big Poppa ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wszystkie amerykańskie komedie trzymają chociażby taki poziom. Ale może ten film to jakiś symbol zmian w tej dziedzinie, kto wie :)
UsuńNooo o dziwo też mi się podobał film, za to przy tekście o Lil Wayne'ie to już się uśmiałam. :D Soundtrack to właściwie nie wiem..bo po jakimś miesiącu od obejrzenia, nie pamiętam z niego totalnie nic, więc nie zapadł w pamięć.
OdpowiedzUsuńNiezły mam delay z komentarzem. :3
Ja też nic już z soundtracku nie pamiętam, chodziło mi bardzo o to, że w filmie muzyczka po prostu dobrze pasuje do tego, co dzieje się na ekranie i robi dobry klimat.
UsuńNo i nieważny delay - ważne, że komentarz jest! :D