"Nauczyć się czytania książek?!" - już widzę te Wasze zdziwione miny. No bo niby czego tu się uczyć, prawda? A jednak jest, choć może "nauka" rzeczywiście nie jest najtrafniejszym słowem. O co więc dokładnie chodzi? Zapraszam do dalszej części dzisiejszego postu.
Niejednokrotnie spotykałem się w życiu z ludźmi, którzy bardzo pragnęli czytać książki, ale nie mogli na to znaleźć czasu. Dla mnie już wówczas to było trochę niezrozumiałe, choć zdecydowanie nie byłem tak nałogowym pochłaniaczem literatury jak teraz. Bo przecież cóż trudnego jest w odsunięciu na bok komputera i przeczytaniu choćby rozdziału dobrej książki?
Dziś jednak mam do tego podejście trochę inne. Zrozumiałem bowiem, że czytanie książek to kwestia przyzwyczajenia. Wcale nie jest łatwo na początku znaleźć na to czas, podobnie jak na każde inne nowe hobby. Nie można od razu zarzucić na siebie grubego tomiszcza, bo to może człowieka łatwo zdemotywować do dalszego poznawania literatury. Nie można także zagłębiać się wyłącznie w jeden gatunek literacki, bo on szybko się potrafi znudzić, a przez to zniechęcić do książek w ogóle.
Przychodzę więc z pomocą dla tych, którzy chcieliby "nauczyć się" czytania książek. Postanowiłem opracować roczny plan przyzwyczajania się do wielbienia słowa pisanego. Każdy miesiąc to osobna porcja literatury do przeczytania. Spokojna, bezpieczna droga - od powieści krótkich, na tytułach, które przed podjęciem tego wyzwania mogą się wydawać wręcz "klocami" kończąc. Ten "kurs czytania" to także prezentacja naprawdę różnorodnej literatury: są tu zarówno powieści, jak i reportaże, swego rodzaju książki podróżnicze czy biografie. Ba! Znalazło się także miejsce na audiobooki, coby pokazać także inne sposoby podejścia do zapoznawania się z książkami.
Zbliża się początek kolejnego roku - czas, w którym wiele osób tworzy sobie postanowienia na kolejne dwanaście miesięcy, coby potem i tak ich nie dotrzymać. Może więc choć raz warto to zmienić i rzeczywiście zrobić coś fajnego ze swoim życiem? Jeśli masz na to ochotę i chciałbyś wreszcie na poważnie zacząć swoją przygodę z książkami - zachęcam Cię do podjęcia tego oto wyzwania. Nie jest ono trudne, a może wprowadzić wiele pozytywnych zmian do Twojego życia. I to naprawdę nie są puste słowa.
Źródło: Flickr.com |
Styczeń
Haruki Murakami - "Słuchaj pieśni wiatru / Flipper roku 1973"
Nie mogłem sobie pozwolić, by na tej liście nie pojawił się Haruki Murakami, mój zdecydowanie ulubiony pisarz. Postanowiłem jednak umieścić go na początku nie tylko z tego powodu.
Po pierwsze, "Słuchaj pieśni wiatru" oraz "Flipper roku 1973" to dwie różne powieści, w Polsce wydane raptem parę miesięcy temu jako jedna książka. Czy więc świetną motywacją nie będzie, gdy już w pierwszym miesiącu wyzwania przeczytasz aż dwa tytuły? Fakt, że są one bardzo krótkie, pomińmy. To przecież ciągle aż dwie różne powieści!
Po drugie, tytuły te są swoistym debiutem Murakamiego w literackim światku. Pomimo tego, czyta się je naprawdę dobrze i wprowadzają one świetnie w klimat literatury japońskiego mistrza. Pozwólcie więc poczuć się sobie choć trochę jak Murakami, człowiek niejednokrotnie brany pod uwagę jako kandydat do otrzymania literackiej Nagrody Nobla. Powieści, które dla niego były pisarskim debiutem, niech dla Was będą swoistym debiutem czytelniczym.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tej kompilacji przed jej lekturą, zajrzyjcie do mojej RECENZJI.
Luty
Charles Bukowski - "Kobiety"
Spora moda się zrobiła w Polsce na Bukowskiego. To dobrze, bo jest to zdecydowanie literatura, którą warto promować. Kontrowersyjna, dosadna, napisana nietypowym, prostym, acz w jakiś sposób urzekającym językiem - to cechy, sprawiające, że do powieści Bukowskiego przylega się natychmiastowo i nie można się od nich oderwać.
Na początek przygody z moim kolejnym literackim idolem polecam - moim zdaniem - najlepszą jego książkę. "Kobiety" to biograficzny (albo i quasi-biograficzny, trudno to jednoznacznie określić) opis życia Bukowskiego z tytułowymi kobietami. Poznajemy tu jego żony, fanki, przelotne miłości. Książka ocieka seksem, ale nie w sposób odpychający. Tak jak w przypadku używanego przez Charlesa języka - coś w tym wszystkim Czytelnika urzeka.
Od dawna krąży za mną chęć napisania oddzielnego postu (a może nawet i serii postów!) poświęconych Bukowskiemu. Może wkrótce nadarzy się jakaś okazja, by to wreszcie uczynić.
Marzec
Irvine Welsh - "Trainspotting"
Pozostajemy jeszcze trochę w klimatach kontrowersyjnych. Dlaczego? Bo - jak już wspomniałem - taka tematyka zwyczajnie wciąga. Jest coś przykuwającego uwagę w przyglądaniom się różnych sferom życiom w wersji niedostępnej większości śmiertelników.
W "Trainspotting" mamy natomiast do czynienia z przygodami grupy szkockich ćpunów. Owszem, "ćpunów", bo "narkomani" byliby zdecydowanie zbyt delikatnym słowem. Dobrze przypasuje to Czytelnikowi, który właśnie co zaintrygował się literaturą Bukowskiego. Twórczość Welsha może i nie jest tak dobra, ale jego książki są równie krótkie objętościowo i wywołujące u czytających "syndrom jeszcze jednego rozdziału". Dla nieznających tego terminu - syndrom ten przejawia się tym, że pomimo, iż jest druga w nocy, a Ty musisz się obudzić o szóstej, siedzisz dalej przy zapalonej lampce i wertujesz kolejne rozdziały książki.
Więcej o "Trainspotting" w mojej RECENZJI.
Źródło: Flickr.com |
Ziemowit Szczerek - "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian"
"Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata", prawda? Jeśli więc akurat pogoda na zewnątrz nie zachęca do wyjścia z domu, warto przykryć się ciepłym kocem i przenieść się wraz z Ziemowitem Szczerkiem na Ukrainę. I to Ukrainę zdecydowanie inną od tego, co ukazują nam media.
Ziemowit Szczerek jest bowiem człowiekiem, który niejednokrotnie odwiedził naszych wschodnich sąsiadów. I nie trafiał tam bynajmniej z grupką podstarzałych turystów, by pooglądać kilka zabytków. Zamiast tego, zapuszczał się on w głąb dzikiej Ukrainy, przyjmując niezliczone ilości tamtejszych narkotyków, popijając je różnorodnymi, dziwnymi trunkami. Można się pośmiać, można trochę pogłówkować nad refleksjami Szczerka.
Maj
Mo Yan - "Kraina wódki"
Uwaga, uwaga! Na trasie naszej przygody pojawiają się coraz to grubsze książki! Prawie pięćset stron liczy sobie w polskim wydaniu "Kraina wódki" - cóż to jednak dla nas, prawda? Ruszamy więc z dumnie uniesionymi głowami w świat Chin spod pióra Mo Yana, literackiego Noblisty sprzed dwóch lat.
Tytuł tej pozycji jak najbardziej zachęca, prawda? Zapewniam Was, że tak jest i z główną treścią tej powieści. Historia pełna hektolitrów przelanego alkoholu nigdy nie została podana w taki sposób! Absurd goni tu absurd, choć ci, którym spodoba się szukanie w książkach nie tylko rozrywki, znajdą tu sporo prawdy o życiu we współczesnych Chinach. Od tej powieści zaczęło się moje uwielbienie dla Mo Yana, dzięki któremu sprawdzam każdą kolejną jego powieść wydaną w naszym kraju.
Więcej na temat tego tytułu znajdziecie w stosownej RECENZJI, napisanej przeze mnie jeszcze praktycznie na początkach mojej blogowej przygody.
Czerwiec
Marcin Bruczkowski - "Bezsenność w Tokio"
Wakacje tuż tuż, lato powoli się rozkręca. Czas więc całe dnie spędzać na dworze (wersja dla Krakusów: na polu), pijąc jak najwięcej wódki i... STOP! Nie można zapominać o swoim czytelniczym postanowieniu! By więc to ułatwić, przenosimy się jednym ruchem ręki do Kraju Kwitnącej Wiśni.
"Bezsenność w Tokio" jest chyba obecnie jedną z dwóch książek, które naprawdę mam ochotę przeczytać ponownie. Mój problem polega jednak na tym, że ciągle na głowę spadają mi kolejne nowości i nie mam czasu na odtwarzanie sobie "staroci". A żałuję niezmiernie, bo "Bezsenność" jest książką wyśmienitą, nieprzeznaczoną wcale tylko dla jakichś freaków ubóstwiających Japonię. To lektura, którą świetnie się czyta, niejednokrotnie się przy niej uśmiecha i wprowadza wiele pozytywnej atmosfery do życia każdego.
Źródło: Flickr.com |
Lipiec
Szymon Hołownia - "Last minute. 24h chrześcijaństwa na świecie"
Zdziwieni? Spokojnie, nie jestem w tym przypadku jakimś moherowym beretem, który stara się wszędzie wpychać religię. Hołownia jest bowiem zwyczajnie całkiem niezłym pisarzem, a jego twory czyta się przyjemnie niezależnie od preferencji religijnych.
"Last minute" to z kolei bardzo dobry reportaż na temat obecnej sytuacji chrześcijaństwa na świecie. Pozwala świetnie przenieść się z beletrystyki do świata realnego i pokazać go w intrygujący sposób. Z Hołownią wędrujemy do Stanów Zjednoczonych, Afryki czy Azji. Autor na całym świecie przeprowadził kilkanaście naprawdę porządnych wywiadów, które czyta się jednym tchem.
Więcej informacji w mojej RECENZJI.
Sierpień
Ignacy Karpowicz - "Balladyny i romanse"
Czas na dalsze brnięcie w polskiej literaturze - a co, w końcu trzeba pokazać ludziom, że mamy naprawdę zdolnych pisarzy! Ignacy Karpowicz był ostatnio zaplątany w strasznie dziwną aferę, to jednak nie zmieniło mojego podejścia do jego twórczości literackiej. Na każdym kroku ten facet udowadnia bowiem, że nie bez powodu jest jednym z najpopularniejszych współczesnych pisarzy polskich.
Jak to zwykle u Karpowicza bywa, w "Balladynach i romansach" dostajemy swoistą parodię polskiego społeczeństwa. Poza tym, pisarz serwuje nam jednak drugi świat - świat bóstw wszelakich. Jest Jezus, jest Zeus, jest Nike, będącą szefową słynnej firmy odzieżowej, a także choćby Ozyrys. To nietypowe połączenie Czytelnika przyjemnie rozluźnia i bawi. Powieść idealna na wakacyjny urlop.
Po więcej informacji na jej temat warto natomiast zajrzeć do mej RECENZJI.
Wrzesień
Philip K. Dick - "Blade Runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?"
+
Michel Houellebecq - "Mapa i terytorium"
+
Michel Houellebecq - "Mapa i terytorium"
Wrzesień - początek jesieni, a co za tym idzie, w wielu przypadkach tak zwanej "jesiennej deprechy". Warto więc zapełnić ją sobie książkami. Książkami przytłaczającymi, stawiającymi pod znakiem zapytania sens życia i namawiającymi Czytelnika do targnięcia na własne życie. Okej - trochę się zagalopowałem, ale wiecie, o co chodzi.
Zaczynamy też wreszcie brać na klatę więcej niż jedną powieść. Na początek jednak w sposób nietypowy. Gdy w domu będziemy sobie spokojnie czytać twór świetnego francuskiego pisarza, Michela Houellebecqa, w drodze do pracy czy szkoły odpalimy na słuchawkach audiobooka. Nie jednak takiego zwyczajnego, przeciętnego, a coś, co obecnie nazywane jest "superprodukcjami". To słuchowiska, do których między innymi angażowani są liczni, pierwszorzędni aktorzy, a także tworzona jest na ich potrzebę oryginalna muzyka.
O "Blade Runnerze" poczytacie o TU, natomiast więcej informacji na temat "Mapy i terytorium" znajdziecie TUTAJ.
Źródło: Flickr.com |
Październik
Stephen King - "Carrie"
+
Francis Scott Fitzgerald - "Wielki Gatsby"
+
Francis Scott Fitzgerald - "Wielki Gatsby"
Październik stoi pod znakiem dwóch książek już w "normalnym" wydaniu. Na początek leci słynny Mistrz Grozy, Stephen King. Chciałem tu ponownie polecić jego powieść "To", ale jest to dość sporawy kloc, którego grubość może u wielu niedoświadczonych Czytelników spowodować ból głowy. King jednak musiał się na tej liście pojawić, dlatego zjawia się on ze swoją krótką powiastką, zatytułowaną "Carrie".
Gdy już ją skończycie, powinniście spokojnie znaleźć czas na drugi październikowy tytuł. "Wielki Gatbsy" to prawdziwa klasyka, książka pochodzi bowiem z roku 1925. Ciągle czyta się ją jednak przyjemnie i zdecydowanie warto ją znać. Każdy Amerykanin zaczytuję się w niej już w high school, nie chcecie być więc chyba od nich gorsi, prawda?
Listopad
Jerzy Pilch - "Wiele demonów"
W listopadzie stawmy sobie za cel przeczytanie jednej książki, ale za to trochę grubszej. Prawie pięćset stron wypełnionych słowami Jerzego Pilcha - mojego ulubionego współczesnego pisarza polskiego. I oczywiście nie bez powodu określam go takim mianem.
"Wiele demonów" to najnowsza powieść Pilcha, wydana w ubiegłym roku. Intensywnie wprowadza w zimowy klimat, a do tego napisana jest pięknym wręcz językiem, na widok którego trudno się nie zachwycać. Pod tym względem to chyba najlepsza pozycja w tym zestawieniu. Polski język zdecydowanie zbyt rzadko jest tak świetnie wykorzystywany. Choćby i dlatego warto się z tym tytułem zapoznać.
Zachęcam oczywiście do przejrzenia mojej RECENZJI "Wielu demonów".
Grudzień
Walter Isaacson - "Steve Jobs"
Na sam koniec naszego wyzwania książka, która zapewne przerażać będzie każdego "niedzielniaka" swoją grubością. Liczba stron? Ponad siedemset. Treść? Zdecydowanie warta zachodu.
Powiedzmy sobie coś od razu - to nie jest książka tylko dla fanów Apple czy samego Steve'a Jobsa. Twór Isaacsona fenomenalnie pokazuje natomiast, jak powinna wyglądać dobra biografia. "Steve Jobs" wciąga jak dobra powieść, śmieszy jak fajna komedia, przygnębia jak porządny dramat, inspiruje bardziej niż spotkanie z psychologiem czy couchem. Jeśli miałbym komuś polecić jakąkolwiek dobrą książkę, to ten tytuł byłby na pewno jedną z pierwszych pozycji, jakie przyszłyby mi na myśl.
Standardowo linkuję do mej RECENZJI.
Cóż mogę jeszcze napisać? Jeśli masz zamiar podjąć to moje małe wyzwanie, to pamiętaj, że trzymam za Ciebie z całej siły kciuki. Czytanie książek to świetna sprawa i niesamowicie miło by mi było, gdyby ktoś dzięki mnie zapałał miłością do literatury.
Enjoy & get inspired!
przemówił zbawiciel ;)
OdpowiedzUsuńHahaha :D
UsuńPiszę komentarz drugi raz (hejtuję ten system komentarzy).
OdpowiedzUsuńBardzo dobre zestawienie i fajny pomysł na motywujący wpis. Brakuje mi na koniec jakiejś dobrej serii książek jako wyzwanie poziomu hard. No i ja bym nie dawał Steva na koniec, bo jest jakby nadmuchany objętościowo. A że się dobrze czyta, to już inna sprawa :)
Ja od siebie mogę polecić "Księcia Cierni" Lawrence, bo ostatnio wpadło mi w dłonie i jestem zaskoczony jak dobrze się to czyta. :)
Pozdrawiam!
Miło mi, że pomysł się spodobał! Serii nie chciałem wrzucać z dwóch powodów. Po pierwsze, kilka książek o tej samej tematyce na raz może zwyczajnie znudzić. Po drugie natomiast, ja nie jestem jakimś wielkim fanem takiego podejścia do literatury, zdecydowanie wolę jedną grubą, ale skończoną powieść niż rozpisywanie się na kilka tomów.
UsuńCo do "Księcia cierni" - pogrzebałem w sieci i to chyba nie jest książka dla mnie. Fantasy o nastolatkach to gatunek, który staram się omijać jak najszerszym łukiem.
Również pozdrawiam! :)
"Jak w rok nauczyć się czytania książek?" - tytuł (już w subskrypcji) nie wywołał u mnie zdziwienia, wręcz przeciwnie. Być może dlatego, że jestem kobietą, a kobiety padają ofiarą nagłówków, dla przykładu: "Jak w rok schudnąć 20 kilogramów?" :)
OdpowiedzUsuńIm jestem starsza, tym zauważam u siebie częściej przejaw prokrastynacji. A odkąd stałam się studentką polonistyki, liczy się dla mnie spis lektur. Nie żeby nie był ciekawy, bo wiele książek pozwala otworzyć się na dany temat... Ale książki takie jak "Zły" Tyrmanda idą na bok (jeśli chodzi o niego, zaczęłam czytać e-booka, a u mnie e-booki w ogóle odchodzą w niepamięć - czekam na przypływ gotówki). Pozwoliłam sobie jednak na "Martwe ciała", książkę, na którą mam ochotę od nowiny wydawniczej. Zdecydowanie lepiej czyta mi się z zakładką, niż na tablecie, w PDF-ie... Jestem poukładana. Niestety.
Pomysł, żeby co miesiąc odłożyć trochę czasu na książkę, jest dobry. Nawet dla osoby takiej jak ja, która w tym momencie czyta to co "musi", a nie dla czystej przyjemności... :)
Według mnie samemu można się zmotywować np. tworząc na stronie lubimyczytac.pl półkę "2014". Można przeanalizować wtedy i uzmysłowić sobie, ile czasu poświęciliśmy książkom.
U Polaków to smutna sprawa. Jak głosi telewizja.
Pozdrawiam! :)
Dla mnie, jeśli chodzi o czytanie e-booków, jedynym dobrym wyjściem jest Kindle czy w ogóle jakikolwiek czytnik. Kiedyś próbowałem swych sił z książkami na tablecie, ale to nie była przesadnie wygodna rzecz.
UsuńMi się jednak wydaje, że z czytelnictwem w naszym kraju wcale nie jest aż tak źle, jak się mówi. Ja praktycznie zawsze widzę kogoś w tramwaju z książką, a i zdarza się od czasu sytuacja, iż po jakąś mainstreamową powieść sięga ktoś, kto z literaturą w ogóle mi się nie kojarzył. Oczywiście - przydałoby się coś takiego jak "moda na czytanie", zrobienie z tego trendu na skalę ogólnoświatową. Miejmy nadzieję, że coś takiego się jeszcze zdarzy :)
Także pozdrawiam! :)
<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńzapomniałeś o 50 twarzach greya :D hahahah :D nie no żartuje :D ogólnie spoko plan sięgnee po niektóre z tych książek :D
OdpowiedzUsuńSuper, miło to słyszeć! :D
UsuńSpłyciłeś. Podobnie można opisać każdą powieść i dobrze o tym wiesz.
OdpowiedzUsuńEj, ale ja nie napisałem, że to jest kiepska książka, ani nic w tym rodzaju. Po prostu po Twej rekomendacji pogrzebałem w sieci, poczytałem trochę na temat tej powieści i stwierdziłem zwyczajnie, iż nie jest w moim typie :)
UsuńMurakami i King <3
OdpowiedzUsuńOd zawsze lubiłam czytać, wiadomo zdarzało się przeczytać trzy książki w tydzień, a potem miesiąc żadnej, ale prawda, można sobie nawyk czytania wyrobić.
Lubie czytać w tramwaju, na tyle 'nawykowo', że kiedy nie mam niczego pod ręką mam okropne poczucie straconego czasu. Jakaś chwila wolna na uczelni, czy leniwy poranek - czytając cudnie odpoczywam ;)
Dokładnie - "poczucie straconego czasu", świetnie ujęte! Trochę w podobnej tematyce mam nawet jeden post naszykowany na najbliższy czas :)
UsuńNo dobra, przyjmuje do wiadomości Twój tok rozumowania. A już się chciałem obrazić! ;)
OdpowiedzUsuńNie no żart, bardzo lubię Twój blog i podziwiam Twoją nadregularność :)
Nadregularność? Brzmi ciekawie - mógłbyś rozwinąć? :D
UsuńPiszesz tak regularnie, że jest to nieosiągalne dla reszty śmiertelników. :)
OdpowiedzUsuńJeden z najfajniejszych komplementów w mojej blogowej karierze, dzięki! :D
Usuń"Nie mam czasu" bardzo popularna wymówka, tym bardziej nietrafiona, że mamy audiobooki, ebooki, i inne booki,:) Można wybierać przewracając się z boku na book.
OdpowiedzUsuńProblemem w istocie zwykle nie jest rzeczywisty brak czasu, tylko nieumiejętność jego gospodarowania. A przecież wolnych chwil na czytanie mamy codziennie naprawdę mnóstwo :)
UsuńTroszkę przeczy sobie tylko:
OdpowiedzUsuń"Nie można od razu zarzucić na siebie grubego tomiszcza, bo to może człowieka łatwo zdemotywować do dalszego poznawania literatury."
Pierwsza książka: 320 stron :)
320 stron to dużo? :O To jedna z cieńszych książek na mojej półce!
UsuńPoza tym, to tak naprawdę dwie powieści, napisane w dość nietypowym stylu, który przekłada się na małą ilość zajętego miejsca na stronach. Do tego dochodzi jeszcze sporawa czcionka, co kończy się tym, że da się całość naprawdę szybko przeczytać, jeśli ma się chęci :)
Nie jestem do końca przekonany czy "Kobiety" Bukowskiego to dobry pomysł. Na podstawie moich znajomych zauważyłem, że po lekturze "Kobiet", jako pierwszej książki Charlesa pozostałe są jakby mniej docenione. Sam zacząłem od "Szmiry" i na żadnej z kolejnych się nie zawiodłem. Chyba, że to kwestia indywidualna, a ja po prostu trafiłem na takie osoby a nie inne ;)
OdpowiedzUsuńHmm, ja zaczynałem od "Kobiet" i uważam, że to najlepsze, co napisał Bukowski. Nie mogę jednak powiedzieć, iż na pozostałej twórczości Charlesa się zawiodłem. Reszta jego książek (przynajmniej tych, które czytałem) też mi się podobała, z wyjątkiem paru opowiadań, które były raczej kiepskie.
Usuń