Książką "Beksińscy. Portret podwójny" została już przeze mnie zrecenzowana i - jak już zapewne wiecie - uważam ją za pozycję nad wyraz dobrą. Jej wysoka jakość ciągnie zresztą za sobą jeszcze jedną, bardzo istotną dla mnie rzecz: jest ona prawdziwą kopalnią dobrych cytatów. Podobnie jak w przypadku "Złego" Leopolda Tyrmanda, postanowiłem tym samym wyciągnąć ze wspomnianej książki parę najlepszych fragmentów i podzielić się nimi z Wami.
Jeszcze na początku pragnę jednak wspomnieć, że więcej tu będzie słów Tomasza Beksińskiego niż jego ojca. Wydał mi się on bowiem w jakiś sposób bliższy, bardziej inspirujący, trafiający do mnie. Zaskoczyło mnie to, muszę szczerze przyznać, bo przecież to dla Zdzisława nabyłem ten tytuł. Parę razy jednak także i on przywołał na mą twarz zastanowienie oraz nawoływał do zapisania jego słów w notatniku - co też zresztą skrzętnie robiłem.
Zacznijmy może od razu "z grubej rury", bo od tematu jakże zawsze chwytliwego - miłości. Na jej temat szczególnie dużo rozpisywał się Tomasz, który w życiu przeżył niejeden zawód sercowy. O kobietach wypowiadał się różnie, zależnie od sytuacji, w jakiej akurat dane mu było się znaleźć. Jego miłosne życie zaczyna się jednak od pewnego ważnego stwierdzenia na temat samego pożądania:
Ja wiedziałem zawsze, że takie coś istnieje. Co było dla mnie szokiem, to fakt, że ja również jestem na to poddany. Ja nigdy w to nie wierzyłem. Zdawało mi się, że mnie to nie dotyczy, że mam swoje kryształowe zasady, wzniosłe marzenia i ideały i że wytrwam w tym. Ideały zostały i wszystko zostało: nastąpiły tylko tzw. usterki w druku. O mało mnie to nie dobiło, wierz mi.
Tak właśnie często wygląda myślenie ludzi, którym pisane jest być wielkimi. Sądzą, że mogą być ponad wszystkim, poskramiając nawet największą machinę sterującą człowiekiem - pożądanie. Freud jednak dobrze wykazał, jak to z tym ostatecznie bywa. Pożądanie targa każdym z nas i musi być w stosowny sposób zażegnane. Jest jak bóg, któremu trzeba składać ofiary, jak groźne zwierzę, które nie zaatakuje naszej wioski, jeśli będziemy mu dostarczać regularnie pożywienia.
Kontynuując jednak wątek relacji damsko-męskich, komentowany przez Tomka Beksińskiego:
Wolę demoniczną, niesamowitą kobietę, która jest zagrożeniem, niż bohaterkę pozytywną - i to z dwóch powodów. Po pierwsze te femmes fatales są wściekle atrakcyjne, jest na co popatrzeć. Główna bohaterka pozytywna, to najczęściej jakaś blondyneczka jak z reklamy mydła, coś zupełnie nieciekawego, taka smętna cipa, chodząca pozytywność, od której chce się rzygać. Taka, co zrobi mężowi zupkę, pogłaszcze, da buziaka na dobranoc. Ale żeby włożyła czarne pończoch i wzięła pejcz - to już nie ten klimat.
Mam wrażenie, że całkiem sporo mężczyzn myśli w podobny sposób, często po prostu się do tego nie przyznając. Ja jednak ukrywać niczego nie mam zamiaru, bo prawda istotnie jest taka, że femme fatale - mówiąc wprost - po prostu bardziej podnieca facet niż przykładna, ułożona kobieta. A że ma ona destrukcyjny charakter, który łamie niejednego mężczyznę? Czegóż nie zrobi się dla odrobiny adrenaliny!
Nadkobieta to jest taka kobieta, która może ze mną wytrzymać i vice versa.
Tomasz na pewno nie należał do ludzi, których dało się polubić "ot tak". Ja sam znalazłem trochę podobieństw między sobą a nim - szczególnie łączy nas egoizm. I to właśnie on sprawia, że z takimi jak my kobiety mają ciężką przeprawę. Nazwanie tych najbardziej wytrzymałych "Nadkobietami" jest więc jak najbardziej na miejscu.
Najlepszym cytatem podsumowującym kategorię "miłość", który zresztą jeszcze bardziej każe mi szukać podobieństw w podejściu do życia moim i Tomka, będzie z kolei ten oto fragment:
Najlepszym cytatem podsumowującym kategorię "miłość", który zresztą jeszcze bardziej każe mi szukać podobieństw w podejściu do życia moim i Tomka, będzie z kolei ten oto fragment:
Powiem Ci szczerze, że miłość to wspaniałe uczucie, ale przy tym wszystkim to człowieka jednak wykańcza. Nie wiem czemu, ale ja zawsze daję z siebie zbyt wiele.
Tomasz Beksiński na zdjęciu wykonanym przez Zdzisława. |
Owóż nade wszystko chyba nienawidzę chamstwa, i to chamstwa w znaczeniu: oglądania chama, obcowania z chamem, problemów chama, otoczenia chama i wreszcie chama samego w sobie jako takiego.
Tomasz natomiast wielokrotnie odnosił do różnorodnych przykładów zdarzeń, w których on wyczuwał chamstwo. Wystarczy chociażby wygooglować sobie odcinek "Wieczoru z wampirem" z udziałem właśnie młodego Beksińskiego. Już w pierwszych minutach programu pada tam pytanie o "babsztyle", które tak mocno krytykował w jednym z artykułów Tomasz. W "Portrecie podwójnym" zacytowana jest natomiast jego wypowiedź związana z oglądaniem filmów w kinie. Zaprawdę powiadam Wam - ciągle ma ona ogromne przełożenie na rzeczywistość.
Nie rozumiem tylko widowni, która wyła ze śmiechu w najmniej odpowiednich momentach, jako że film, nie będąc wprawdzie straszny, nie był także zabawny ani trochę. Po prostu aż strach pomyśleć, ilu kretynów żyje dookoła. Najbardziej zirytował mnie siedzący z przodu dobrze odżywiony polski półdebil, który wybuchał chichotliwym rechotem co kilkanaście minut. Takiego od razu pod mur.
Teraz natomiast oddamy na chwilę głos samemu wielkiemu artyście, czyli Zdzisławowi Beksińskiemu. Jemu bowiem więcej - a także bardziej zastanawiająco - zdarzało się mówić i pisać na temat wiary. Wyciągnąłem dwa cytaty z "Portretu podwójnego", oba powodujące u mnie chwilę zastanowienia i warte do rozpatrzenia przez każdego w wolnej chwili. Z jednej strony, słowa w nich zawarte są bowiem mocno jednoznaczne, z drugiej jednak zdecydowanie mniej.
A jeśli nie mówię otwarcie "nie wierzę", to tylko z tego powodu, że akt wiary jest dla mnie tym samym co akt negacji, podobnie jak filosemityzm jest równie głupi jak antysemityzm, tyle że w świetle ostatnich 70 lat mniej odrażający.
Ja osobiście (…) nie mam zdania na temat Boga. Jeżeli "istnieje" on jakoś w mojej wyobraźni, to jako antropomorficzny facet z brodą w kąpielowym ręczniku, taki, jakiego wytworzyło mi religijne wychowanie w szkole i obrazy oglądane w dzieciństwie. Inny nie istnieje i nie istnieje także nic, co by zastępowało lub mogło zastąpić faceta w ręczniku kąpielowym. (…) Innego Boga i innego nieba po prostu nie pożądam.
Po tych fragmentach można zresztą łatwo zauważyć, że starszy Beksiński był facetem potrafiącym w każdej sprawie posłużyć się dowcipem. Jednocześnie jednak humor ten zupełnie nie umniejsza powagi jego wypowiedzi, dodaje jej natomiast pewnego smaczku.
Zdzisław Beksiński przez Muzeum Historycznym w Sanoku. Fot. Piotr Dmochowski |
Na koniec natomiast cytat Tomasza, który na pewno wielu z Was przypadnie do gustu najbardziej. Jest mocny, konkretny, zwięzły. Przekazuje myślenie Tomka w raptem jednym zdaniu. Niech więc te słowa będą swoistą wisienką na torcie dla dzisiejszego postu:
Wydaje mi się, że na tym przeklętym świecie jednego tylko brakuje: aby każdy miał prawo zastrzelić przynajmniej 10 osób na miesiąc.
Dziękuję za uwagę, pozdrawiam i - ponownie - polecam sięgnięcie po książkę "Beksińscy. Portret podwójny". To porcja naprawdę dobrej i inspirującej historii.
PS. Już tak na sam koniec - mały bonus, w szczególności dla fanów rapu. O nim bowiem zdarzyło się wypowiedzieć parę razy Tomkowi Beksińskiemu, zapalonemu fanowi muzyki od lat dziecięcych. Uważajcie jednak, nie będzie to bowiem opinia zbyt pozytywna. Delikatnie mówiąc.
Nie jestem jakimś obrońcą rapu,generalnie mam to w poważaniu, ale wydaje mi się, że ten ostatni cytat to jednak lekka przesada..
OdpowiedzUsuńNooo, bez kitu, pozostawił spory niesmak na sam koniec...
UsuńTeż tak uważam, ale taka była natura Tomka. Jakiś urok jednak w tym - moim zdaniem - jest.
UsuńNie uważam tego przesadą. Tomasz miał do tego prawo. Być może żyjąc teraźniejszością stwierdziłby inaczej...?
OdpowiedzUsuńPrawo miał, ale takie słowa w dzisiejszym czasie zdecydowanie uznane byłyby zwyczajnie za hejting. Możliwe, że gdzie indziej Tomek wytłumaczył dokładnie swoją niechęć do rapu, w tym cytacie nie ma jednak ani krzty konstruktywnej krytyki.
Usuń