Większość szkolnych lektur mi się raczej nie podobała. Przyznaję bez bicia - w liceum jakieś 80-90% wszystkich obowiązkowych książek znałem jedynie dzięki streszczeniom. Może to zdziwić część Czytelników, bo przecież po blogu dobrze widać, że jestem zapalonym molem książkowym, konsumującym dobre parędziesiąt powieści rocznie. Cóż jednak poradzić - naprawdę mało która lektura mi się podobała.
Nie mówię, że książki obowiązkowe były kiepsko dobrane. Można bowiem nie lubić "Cierpień młodego Wertera" za wkurzającego bohatera, ale ta powiastka to jednak prawdziwy symbol epoki romantyzmu. Na podobnej zasadzie funkcjonuje "Pan Tadeusz" czy "Dziady" jako podstawowe przykłady polskiej literatury. Ja więc rozumiem, że one muszą być w szkolnym kanonie, ale mimo tego nikt nie może mnie zmusić, bym polubił Mickiewicza z jego częstochowskimi rymami.
Mimo tego, znalazło się parę lektur, za których możliwość poznania jestem polskiemu systemowi edukacji wdzięczny. Jedne z nich wypadały zwyczajnie nieźle na tle pozostałych obowiązkowych tytułów, inne natomiast totalnie skradły me serce i mogę mówić dobrze o nich nie tylko jako o lekturach, ale i powieściach w ogóle.
Zebrałem tym samym z obu tych obozów siedem pozycji, o których postanowiłem wspomnieć na blogu. Z jednej strony trochę po to, by sobie te tytuły powspominać, z drugiej natomiast, by zachęcić do sięgnięcia po nie tych z Was, którzy jeszcze ostatecznie szkoły nie opuścili. Naprawdę - części lektur nie warto przegapić i polecam od czasu do czasu poświęcić jednak na daną pozycję więcej czasu niż zajmuje przeczytanie streszczenia.
Witold Gombrowicz - "Ferdydurke"
Co prawda pragnę dzisiejszą listę zaprezentować w kolejności alfabetycznej, według tytułów, ale zdarzyło się tak, że jako pierwsza pojawia się lektura, która jest chyba jednocześnie moją ulubioną. Mało ludzi z mojego rocznika wtórowało mi w zachwytach nad "Ferdydurke", ale właściwie im się nie dziwię. Ten tytuł rzuca się zwykle gdzieś pod sam koniec trzeciej liceum i choć nie jest on jakiś przesadnie długi, to mimo wszystko jego objętość potrafi wystarczająco odstraszyć.
Ja zadanie przeczytania "Ferdydurke" dostałem już gdzieś blisko mety zwanej maturą. Miałem jeden weekend na poznanie powieści Gombrowicza. W piątek przeczytałem jeden rozdział, po czym trafiłem na urodziny kumpla. W sobotę i niedzielę przebrnąłem przez kolejne kilkaset stron. Byłem zachwycony fabułą, abstrakcją występującą tu tonami i charakterystycznym językiem.
Do dziś regularnie obiecuję sobie, że za chwilę sięgnę po kolejne tytuły Gombrowicza. Może ten post będzie dla mnie wystarczającym kopem w tyłek, by wreszcie naprawdę to zrobić.
J. R. R. Tolkien - "Hobbit, czyli tam i z powrotem"
Dla wielu z Was ogromnym zaskoczeniem może być, że w moim lekturowym kanonie znalazł się "Hobbit". Tłumaczę tym samym, jakim cudem się to stało. W podstawówce miałem bowiem intrygującą nauczycielkę, która wpadła na - moim zdaniem - świetny pomysł. Każdy uczeń otrzymywał gdzieś na początku roku listę książek. Tę pozycję, przy której znajdował się nasz numer z dziennika, należało przeczytać i zaprezentować potem klasie. I ja miałem ogromne szczęście, bo trafiłem właśnie na "Hobbita".
Nie muszę zresztą chyba przesadnie wiele mówić tu o tym tytule. Wszystko ze światka Śródziemia jest obecnie powszechne zdane, w dużej mierze dzięki popularności ekranizacji "Władcy Pierścieni", a teraz także właśnie i "Hobbita". Wspomnieć jednak trzeba, że książkowy "Hobbit" jest jednak dość mocno różny od jego filmowego odpowiednika. Oryginał jest bowiem istotnie bardziej baśnią, która nadaje się dla trochę młodszego Czytelnika, chociażby właśnie ucznia podstawówki. To świetny tytuł na rozpoczęcie swej przygody z fantasy.
Henryk Sienkiewicz - "Krzyżacy"
Było liceum, była podstawówka, czas więc i na gimnazjum. "Krzyżacy" byli chyba największym klocem, zadanym na tym etapie edukacji. Nie wiem, dlaczego konkretnie chciałem ten tytuł przeczytać w całości. Cóż jednak poradzić - tak jakoś wyszło. Na szczęście chyba na dobre, bo pomimo upływu lat, ciągle miło wspominam tę dość przydługawą opowieść.
Maćko i Zbyszko z Bogdańca, Jagienka, Danusia, Jurand ze Spychowa - to postaci, które w jakiś sposób mocno zapadają w pamięć. Lektura dobrze dobrana pod gimnazjalistę, bo to ciągle jeszcze ten etap poszukiwania jakichś herosów, bohaterów rycerskich i odważnych. Dość dużo moich znajomych odpuściło sobie czytanie całych "Krzyżaków", ale jakiejś przesadnej liczby negatywnych opinii o nich się nie nasłuchałem. Możną ją polubić, ale znienawidzić już raczej trudno.
Michaił Bułhakow - "Mistrz i Małgorzata"
Ja miałem tę powieść na rozszerzonym polskim, ale z tego co mi wiadomo, obecnie wielu nauczycieli wprowadziło go do podstawowego toku nauki. To dobrze, bo o tej książce nie mówi się przesadnie wiele, a jest zadziwiająco dobra jak na szkolne lektury. Pewnie dlatego, że jest jedną z młodszych pozycji w kanonie, zdecydowanie bliższych współczesnemu Czytelnikowi.
Twór Bułhakowa ma natomiast sam w sobie naprawdę wiele plusów. Jest świetna, metaforyczna fabuła, która bawi również i bez rozkładania jej na części składowe na lekcjach polskiego. Jest intrygujący świat i koncept na niego. Wreszcie jest i humor, od czasu do czasu zabarwiony nawet na czarno. Warto przeczytać nie tylko jako szkolną lekturę.
Franz Kafka - "Proces"
Jeszcze jedna pozycja z polskiego rozszerzonego, ta jednak ciągle pozostaje właśnie dla tych "bardziej wtajemniczonych". Wiele osób odkrywa ją jednak już po ukończeniu szkoły, co pokazuje choćby parę postów z serii "Raperzy czytają" (o tym tytule oraz o "Mistrzu i Małgorzacie" wspomina na przykład Zeus). Każdy, kto po "Proces" sięgnął, nie odwrócił się od niego obojętny.
Twór Kafki jest bardzo odpowiednim i przyjemnym wejściem w literaturę ambitniejszą. Tu łączy się humor z cierpieniem, radość ze smutkiem. Jest absurd, jest metaforyczność, przy której trzeba czasem rzeczywiście posiedzieć. Jeśli przygotowujesz się do matury z języka polskiego na poziomie rozszerzonym, to nie pozwól sobie pominąć tej książki, bo potem możesz tego żałować.
Henryk Sienkiewicz - "Quo Vadis"
Jeszcze jedno miejsce dla Henia Sienkiewicza znalazło się na tej liście. "Quo Vadis" przeczytałem prawdopodobnie tylko dlatego, że była to moja bodaj pierwsza lektura w liceum. Nie byłem jeszcze tym samym przygotowany na wysyp kolejnych obowiązkowych tytułów do przeczytania i ciągle z wątpliwościami przyglądałem się streszczeniom.
I całe szczęście, bo "Quo Vadis" może i nie jest niczym wybitnym, ale na pewno przyjemnym w odbiorze. To istotnie trochę tacy "Krzyżacy" w wersji starożytnej. Ja uważam oba te tytuły Sienkiewicza za twór raczej rozrywkowy, taką swoistą literaturę popularną i w takich kategoriach sprawdzają się one naprawdę dobrze.
Sławomir Mrożek - "Tango"
Zaprawdę powiadam Wam - "Tango" przepuścić w liceum nie możecie. Bo to nie dość, iż jest twór naprawdę przyjemny, to na dodatek tak krótki, że zamienienie jego całości na streszczenie będzie ciążyło na Waszej literackiej duszy do końca życia. Wstydźcie się wszyscy ci, którzy postawili na skróconą wersję tego dzieła!
Bo poza swą małą objętością, serwuje ono tonę absurdalnego humoru, przywołującego na twarz ogromny uśmiech. Najlepszy dramat, jaki miałem okazję czytać w szkole i zarazem pozycja, która pozwala jednoznacznie stwierdzić, że Mrożek istnym geniuszem jest. Podobnie jak w przypadku Gombrowicza, ciągle obiecuję sobie przejście do jego kolejnych dzieł. Ponownie liczę więc na pobudzający kop w tyłek w postaci tego postu.
Gdybym w czasach szkolnych miał tak ogromną zajawkę na czytanie jak dziś, to pewnie z samej przekory nie opuściłbym żadnej lektury. Kilka pozycji bym ścierpiał, ale jednocześnie dziś nie żałowałbym, że w przypadku kilku postawiłem na streszczenia. Ciągle wierzę, iż kiedyś w pełni będzie mi dane poznać "Zbrodnię i karę" czy twórczość Conrada. Streszczenia ostatecznie bywają jednak także i złem wcielonym, dręczącym literackie dusze.
A Wy, Drodzy Czytelnicy - jakie lektury dobrze wspominacie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Od siebie dorzuciłbym jeszcze Kamienie na szaniec, Do przerwy 0:1, Lalka, Zbrodnia i kara,
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałem, że "Do przerwy 0:1" jest prequelem "Wakacji z duchami", a serial na podstawie tej drugiej pozycji uwielbiam!
UsuńZbrodnia i kara absolutnym mistrzem świata lektur.
OdpowiedzUsuńToteż mam nadzieję, że kiedyś przeczytam całość :)
Usuńa gdzie Mały Książe?
OdpowiedzUsuńTrochę przesadzony jest moim zdaniem hype na ten tytuł. Doceniam, ale jednak nie rusza mnie on jakoś nadzwyczajnie.
Usuńmnie w tym zestawieniu brakuje przede wszystkim Zbrodni i kary, chyba moja ulubiona lektura. genialnymi, naprawdę wartymi przeczytania książkami, są także moim zdaniem Lord Jim i Dżuma, w dalszej kolejności warto jeszcze wspomnieć Inny świat czy Świętoszka, lecz to już spore wydłużenie listy. a pozycje, które się zmieściły, również bardzo miło wspominam, z wyjątkiem Krzyżaków, którzy potwornie mnie wynudzili :D zwłaszcza Ferdydurke na wielkim propsie
OdpowiedzUsuńTyle osób tę "Zbrodnię i karę" wymienia, że chyba naprawdę będę musiał się wziąć wkrótce za nią! :D
UsuńCo prawda była to lektura dodatkowa w ostatniej klasie gimnazjum, ale "Imię Róży" to definitywnie najciekawsza pozycja, z której mogłem odpowiadać na polskim. Choć nie jest łatwa, zwłaszcza na początku, to warto przebrnąć. Żadna inna nie dała mi tyle satysfakcji [gonił termin i w 2 dni przeczytałem 300 stron drobnym i ciasnym drugiem - po zakończeniu wyświetlił się napis "MOGĘ WSZYSTKO" :) ].
OdpowiedzUsuńZ "Imieniem róży" to ciekawa sytuacja, bo ja na rozszerzonym polskim jej nie miałem, a powieść ta pojawiła się na mojej maturze. Umberto Eco to zresztą jeden z tych autorów, których chcę wreszcie nadrobić :)
Usuń''Tango'', ''Przedwiośnie'', ''Ludzie bezdomni'', ''Proces'' oraz ''Zbrodnia i kara'' najbardziej miło wspominam :) A i jeszcze ''Chłopcy z placu broni''!
OdpowiedzUsuń"Przedwiośnie" to mi się już na zawsze kojarzyć będzie tylko i wyłącznie ze "szklanymi domami" :D
UsuńNo i "Buszujący w zbożu". Całkiem spora lista się zrobiła.
OdpowiedzUsuńO proszę, "Buszującego w zbożu" miałeś jako lekturę? W której klasie?
UsuńChłopcy z placu broni - koniecznie! Najlepsza lektura dotychczas przeze mnie czytana <3
OdpowiedzUsuńWłaściwie to nie wiem nawet, czy miałem to jako lekturę. Zupełnie nie kojarzę, żeby kiedykolwiek mi to zadawano do przeczytania.
UsuńKurczę. Widzę, że mój komentarz się nie wysłał. No nic ja ogólnie lubię czytać lektury szkolne, nie ominąłem praktycznie żadnej oprócz "Skąpca" Moliera, którego przeczytać zwyczajnie zapomniałem. Zawsze lubiłem je później omawiać na lekcjach :) Rozmawiać z kimś o książkach. Paradoksalnie w wolnym czasie czytam bardzo mało od czasu, gdy w moim życiu pojawił się internet(koniec podstawówki). Następne w kolejce "Dziady cz. III". Czytałem już II i IV, mam nadzieję, że jakoś przebrnę :D
OdpowiedzUsuńA z tych co wymieniłeś to czytałem tylko "Hobbita" i "Krzyżaków". Reszta jeszcze przede mną, bo właśnie jesteśmy w trakcie omawiania oświecenia. Więc przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać. A i "Proces" Kawki ostatnio mi tata polecał. Jak mi powiedział tytuł to myślałem, że jest to "Proces kawki" - tego ptaka i już mi przychodziły jakieś fantastyczne historie do głowy :) A "Mistrza i Małgorzatę" przerabiał mój kolega z rozszerzenia. Muszę go spytać o wrażenia, akurat dzisiaj się z nim jeszcze będę widział :)
UsuńGratuluję uporu w czytaniu lektur, ja przy niektórych odpadałem po kilku stronach :D Trzecia część "Dziadów" chyba mimo wszystko najlepsza, choć omawianie tego na lekcjach to często istna męczarnia, szczególnie, gdy trzeba rozkminiać nawet najdrobniejsze metafory. Ale moim zdaniem, tak ogólnie - im nowsza epoka, tym więcej ciekawych pozycji. Choć może to tylko moje zamiłowanie do współczesności :)
UsuńTeż mi się wydaje, że czym bliżej współczesności tym lepiej, więc liczę, że będzie już tylko lepiej :D
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby Twoje nadzieje się spełniły! :D
UsuńJa a propos tego "Buszującego...". Miałem to w którejś klasie liceum, ale już nie pamiętam. Dodatkowo przypomniałem sobie, że ja przecież miałem rozszerzony polski :D
OdpowiedzUsuńTo u mnie chyba w ogóle temat "Buszującego" nie był brany pod uwagę, nawet na rozszerzeniu :(
Usuń