Widzisz nazwę "Nova Krova". Co myślisz? Że pewnie jest tam jakieś dobre jedzenie pod postacią pysznej, wysmażonej wołowinki, a do tego całość pewnie ma taki alternatywny, "hipsterski" klimat. Widzisz w logo knajpy burgera? Co myślisz? No chyba logiczne - pyszne, ociekające tłuszczem burgery. Co się jednak okazuje ostatecznie?
Że Nova Krova jest knajpką... wegetariańską! A do tego jej podstawowym daniem są wegańskie burgery! Uszom, oczom i wszystkiemu innemu dowierzyć nie mogłem. BURGER BEZ MIĘSA? Czasem się takie coś widuje w lepszych knajpkach, ale żeby od razu robić oddzielną miejscówkę z takimi "przysmakami"? Moje mięsożerne serce było zadziwione.
Ale wiecie co? Dałem się przekonać, by odwiedzić Novą Krovę. Jedną knajpingową bitwę wegetariańską co prawda już miałem za sobą, ale stwierdziłem, że prawdziwym egzaminem dla mojego podniebienia będzie dopiero właśnie ten oto nietypowy przybytek. Obawiałem się - przyznaję. Dla dobra ludzkości postanowiłem się jednak poświęcić.
Pierwsze wrażenie - przemiła obsługa. Serdecznie pozdrawiam panią zza kontuaru i pana kucharza w dredach, bo pozytywna fala uderza od nich niemiłosiernie. Słyszysz "cześć!" i już czujesz się tu mile widziany, jakbyś właśnie wpadł na szybką szamkę do kumpli. No naprawdę - tak miłą ekipą naprawdę rzadko się w knajpkach spotyka.
Ale przy pierwszym kontakcie z Krovą od razu też natknąłem się na wadę lokalu. Mianowicie - nie można u nich płacić kartą. Z tego co wiem, to używanie kart płatniczych nie przeszkadza w uprawianiu wegańskiego życia (jeśli się mylę - proszę o zwrócenie mi uwagi w komentarzu, bo mylić się mogę - a jakże!). Dlaczego więc musiałem pędem pożyczać od znajomej gotówkę? Ten punkt do naprawy, Droga Krovo.
Wróćmy jednak do plusów. Rzucają się w oko w tym przypadku ceny produktów. Najtańszy burger kosztuje 14 złotych i - o czym się po chwili przekonałem - spokojnie dorównywał on wielkością mięsnym delicjom z Moa. Nie przepuście też frytek, bo te w zestawie do burgera kosztują raptem cztery złote. Wiadomo, oczywiście, że wpływ na te ceny ma brak mięsa w daniach, ale oj tam, oj tam. Bo - nadeszła chwila prawdy - takim zestawem naprawdę można się nieźle najeść!
Zaskoczenie teraz największe - to "dziwadło" jest naprawdę smaczne! Na pierwszy ogień poszedł w moim przypadku Novak Burger, którego podstawą jest kotlet zrobiony z czerwonej fasoli, wędzonego tofu i pestek słonecznika. Pierwszy gryz mnie tak pozytywnie zaskoczył, że wytrzeszczyłem oczy, po czym wpałoszowałem resztę szybciej niż to planowałem.
W obliczu takiego cudu niebiańskiego (czy może raczej powinienem rzecz - wegańskiego), nie mogło być więc mowy, bym nie pojawił się w Novej po raz drugi. Tym razem moje oko wypatrzyło na ofiarę Tofu Burgera, składającego się z - cóż za zaskoczenie - tofu, konkretniej marynowanego i grillowanego. W kombinacji z pysznymi dodatkami i idealnie pasującym majonezem, wypadło to jeszcze lepiej niż Pan Novak.
Wróćmy jeszcze na chwilę do frytek, bo chyba nie sądziliście, że chociaż je podaje się tutaj klasycznie, prawda? Musicie więc wiedzieć, że jedna porcja tego przysmaku zawiera nie tylko ziemniaki, ale i... seler oraz buraki! Brzmi abstrakcyjnie, wygląda - na pierwszy rzut oka - jeszcze bardziej abstrakcyjnie, a na dodatek trochę odstraszająco. Ale za to jak smakuje! To najbardziej nietypowe frytki, jakie miałem okazję jeść, ale jakież pyszne one były! Nawet te burakowe wpychałem w siebie, trzęsąc uszami.
Możliwe, że część z Was ciągle patrzy na ten tekst z wybałuszonymi oczyma, nie wierząc w moje słowa. Ale taka jest prawda - wegańskie burgery są dobre. Powiem więcej - one są pyszne! Mówię to ja, człek, któremu nie przeszkadza kapiący po brodzie tłuszcz, jeśli tylko dostanie porządnie wypieczonego kotleta w dobrej bułce. Droga Nova Krovo - jeśli tylko wprowadzicie płatność kartą, będziecie knajpką na sześć! Szczerze polecam tego Allegrowicza!
Zdjęcie podkradzione z fanpage'a Novej Krovy. Mam nadzieję, że się nie obrażą! |
0 komentarze: