Tuż przed osiemdziesiątym odcinek "Raperzy czytają", w serii gościmy osobę, która trzy lata temu była istną gwiazdą internetu. MC Silk pojawił się zupełnie nagle ze swoim filmikiem, na którym pokazał niesamowitą prędkość rapowania. Widziałem to ja, widzieli moi znajomi, widzieliście zapewne i Wy. Rapowa kariera Silka nie skończyła się jednak w tym miejscu, bowiem postanowił on wykorzystać swój czas, wydając naprawdę przyjemny krążek "Love Against The Machine". Po tym wypuścił on dodatkowo parę luźnych kawałków, jak choćby "Wanna beef?" czy track nagrany na potrzeby oneshotowej serii Stoprocent - "Wyskocz do tego!". Ostatnim ukończonym projektem dzisiejszego gościa, jest wypuszczony raptem parę dni temu "Rap Nobody".
Teraz natomiast czas na konkrety, czyli naprawdę obszerny tekst na temat książek, właśnie od MC Silka. Enjoy & get inspired!
Dziewięćdziesiąt procent czytanych przeze mnie tekstów to materiały w internecie. Zazwyczaj są to teksty technologiczne, gdzie króluje język Szekspira.
Ciężko zatem powiedzieć, że czytelnictwo jakoś szczególnie poszerza mój polski wokabularz ;) Jestem raczej zwolennikiem chłonięcia więcej niż jednym zmysłem na raz i jeśli mam czas, to raczej poświęcam go na film i muzykę niż książkę. Jeśli słucham muzyki, to skupiam się zazwyczaj na niej i na tekście (jest to zatem forma obcowania z poezją poparta wymiarem fonicznym). Raczej nie zdarza mi się np. słuchać muzyki i surfować w internecie.
Uważam, że jeśli obcuje się z ambitnym dziełem, to twórca poświęcił się na tyle, że wpuszczanie jednym uchem mija się zupełnie z jego założeniem.
Tak samo podchodzę do filmów, gier i książek.
Dlatego też nie poświęcam czasu na rzeczy "takie nawet spoko".
Albo coś jest zajebiste, albo szkoda mi na to życia.
Odnosząc się do powyższego, jestem czytelnikiem bardzo wymagającym (pamiętajmy, że książka to zazwyczaj kawał czasu i na pewno nie będę jej czytał dla jego zabicia). Nie interesuje mnie zatem beletrystyka i zmyślone historie. Tak jak w filmach, nie dzierżę "Potterów", "władców", "starwarsów", "x-menów", "wiedźminow" itd. - za duży na to jestem, od około 9 roku życia (pewnie właśnie straciłem połowę fanów ;)).
Żeby nie było - próbowałem Sapkowskiego na papierze, ale nie dałem rady. Wolę obejrzeć Kaufmana albo Gilliama.
Jeśli już sięgam po książkę, to są to albo biografie (życie pisze najlepsze scenariusze, a nauka z nich płynąca wydaje się być najbardziej wiarygodna), albo książki, których sama forma nominuje je do miana sztuki (tak jak u wspomnianych wyżej reżyserów).
Wykraczanie poza ramę, to coś co mnie kręci (jeśli jest bezpretensjonalne i umiejętne).
Dlatego, kończąc ten przydługi wstęp i przechodząc do konkretnych tytułów, na pierwszym miejscu (i jest to plasowanie nieprzypadkowe) znajduje się w moim personalnym rankingu "Paw królowej" Doroty Masłowskiej.
Chciałbym nie lubić tej książki, bo jest "głośna".
Na szczęście ma równie wielu "haterów", co wyznawców, a to - jak nauczyło mnie doświadczenie - zazwyczaj jest najlepszą rekomendacją (pozycje "mocne 7" albo "w miarę dobre" są najgorsze). "Paw królowej", to idealny przykład takiego stylistycznego lotu grzbietem fali.
Albo się na nią łapiesz, albo cię zalewa. Jeśli nie masz podobnego postrzegania rzeczywistości jak autorka, to nie złapiesz wszystkich niuansów i skrótów myślowych, a tekst wyda się być grafomański.
Zdecydowanie we wszystkich dziedzinach życia preferuję błyskotliwości nad wyrobnictwo (dlatego w piłce nożnej prędzej kibicuję Hiszpanii niż Polsce, a w ogóle, jeśli oglądam sport, to głównie NBA).
Wielokrotnie miałem wrażenie "cholera, jak ona to wyjęła z mojej głowy?". Niestety, w innych dziełach Doroty (czytałem wszystkie) nie zauważyłem już tego flow, na którym "leciał Paw"
(myślę, że większa świadomość może czasem zabić instynkty autora).
Jeśli jesteśmy przy laureatach Nike, to Wojciech Kuczok napisał całkiem (zabrzmi to jak oksymoron) sympatyczny "Gnój" ;)
Realistyczny, ciężki, bardzo w klimacie Smarzowksiego (dochodzę do wniosku, że pewnie lepiej było zapytać mnie o filmy, niż o książki ;p).
Kolejna, mocno kontrkulturowa (czyli fajna dla mnie) - "Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki", jest wywiadem rzeką z Markiem Raczkowskim i zarazem dowodem na to, że są jeszcze ludzie, który myślą samodzielnie...
Idąc tropem tekstów napisanych życiem, czytam obecnie listy Mrożka i Lema, pokazujące jak dwóch indywidualistów i intelektualistów, odnajduje się w debilnej codzienności (bardzo mi bliskie ;)).
Einstein i Jobs - biografie. Nie jestem co prawda wyznawcą Apple, ale historia komputerów, która tworzyła się niejako "na moich oczach", wciągnęła mnie na maxa. Należę do pokolenia, które zaczynało w czasach ZX Spectrum i możliwość obejrzenia tego, co działo się w tym czasie po drugiej stronie Wielkiej Wody, jest bardzo fajnym przeżyciem, zwłaszcza po latach.
Na koniec popełnię dla wielu świętokradztwo i złamię tabu, ale - niestety - nie jestem fanem klasyki. Nawet te najbardziej opiewane współcześnie "zbrodnie i kary", "Czechowy" itd. pozwoliły mi się znieść tylko przez kilkadziesiąt stron.
Dużo bardziej przemawia do mnie "Heavy Rain" albo "Grim Fandango". Niestety - generalizując, oczywiście - większość "starszych dzieł", jest w moim odczuciu warta co najwyżej określenia "super" z dopiskiem "jak na tamte czasy". Doceniam nowatorskość, ale coś, co było błyskotliwe 200 lat temu, można docenić chyba jedynie biorąc pod uwagę perspektywę czasu.
Z całym szacunkiem dla przecierania szlaków, dzisiaj rymy Mickiewicza raczej nie zrobią wrażenia na kimś, kto słucha ambitniejszego rapu.
BTW: przypomniało mi się, jak mieliśmy na zadanie w szkole napisać "Co Was śmieszyło w <<Zemście>> Fredry". Nie "Czy Was śmieszyła?" ale "co?".
Jak napisałem, że nic (poziom żartu raczej mocno od "pythonowskiego" odbiegający) to dostałem jedynkę...
Docenianie "za zasługi" jest spoko, ale bez przesady ;)
Człowiek idzie do przodu w pewnych mechanizmach myślowych i cofnięcie się, trąci dla mnie często myszka.
Myślę, że zagotowałem krew wystarczającej ilości osób, by zakończyć na tym swoje wynurzenie.
Pozdrowienie – włącz myślenie. Samodzielne.
Silk
0 komentarze: