Wracam czasem myślami do swojego dzieciństwa. Próbuję powspominać jak najwięcej rzeczy z czasów, gdy mój wiek składał się raptem z jednej cyfry i wiele rzeczy można było mieć wtedy gdzieś. Część rzeczy widzę jak przez mgłę, część natomiast ciągle bardzo dobrze pamiętam i zawsze, gdy o nich myślę, pojawia mi się na twarzy uśmiech.
Nie tylko jednak same te wspomnienia mnie tak radują. Cieszy mnie także fakt, że mimo wszystko wydają mi się te czasy odległymi. Stwierdzam sobie w duchu: "damn, te pierwsze dwadzieścia lat mojego życia minęło całkiem powoli". To zaś daje mi znak, że prawdopodobnie nie zestarzeję się tak szybko, jak próbuje to wmówić mi wiele dorosłych osób. Przez pryzmat swoich pierwszych dwudziestu lat czuję, iż mimo wszystko do czterdziestki mi jeszcze bardzo daleko.
I pewnie trwałbym ciągle w takiej myśli, gdyby nie jeden zasadniczy problem. Mam bowiem jednocześnie wrażenie, że w pewnym momencie czas nagle totalnie przyspieszył. Że przestał się tak wlec dniami i nocami, ktoś kopnął go w tyłek i nakazał totalne przyspieszenie. Nagle całe życie zaczęło mi przed oczami pędzić jak szalone.
Mam wrażenie, że zaczęło się to jakoś wraz z rozpoczęciem liceum. Te trzy lata były zdecydowanie najlepszymi w moim dotychczasowym życiu, jednak mignęły mi one przed oczami machinalnie. Mam wrażenie, jakby ten licealny czas był dla mnie jedną nocną imprezą pełną wrażeń, po której obudziłem się skacowany, lecz z licznymi, godnymi wspomnieniami. Ciągle jednak - była to tylko jedna noc.
Co po liceum? Cóż, pierwszy rok studiów mignął mi jeszcze szybciej. Właściwie nie wiem, jak to możliwe, że jest już sierpień, a więc za dwa miesiące zaczynam kolejny rok akademicki. Zupełnie tego nie widzę. Ten czas na razie porównałbym do przyjemnego spotkania w kawiarni na godzinę. Takiego spotkania, przy którego końcu spojrzałbym na zegarek i powiedział: "cholera, wybacz, ale totalnie straciłem rachubę czasu i muszę już lecieć!".
Ostatnie lata zaczęły mi się już nawet totalnie mylić. Mówię do kumpla: "ej, słuchaj, ta jedna rzecz to miała miejsce rok temu, no nie?". W odpowiedzi dostaję natomiast, że nie, nie mam racji, bo to coś zdarzyło się dwa albo nawet i trzy lata temu. Nie odróżniam już tego czasu, bo wszystko to przeleciało mi przed oczami szybciej niż kiedykolwiek cokolwiek.
Wiecie co jest jednak najgorsze? Że nie potrafię znaleźć sposobu na zwolnienie tego zapieprzającego czasu. Gdy stawiam na korzystanie z życia - wszystko toczy się cholernie szybko. Gdy wprowadzam w swoje życie rutynę i zajmuję się robieniem jak największej liczby przydatnych rzeczy - czas leci w dokładnie takim samym tempie. Nie potrafię tego zatrzymać w żaden sposób.
Przez to zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno moja druga życiowa dwudziestka przeleci w podobnie spokojnym tempie jak pierwsza. Życzyłbym tego sobie jak najmocniej. Zbyt dużo mam jeszcze do zrobienia przed stanięciem twarzą w twarz ze starością.
Źródło: Unsplash.com |
Przy dziewczynie czas jeszcze bardziej "zapierdala"! Mogłeś do tego nawiązać ;-)
OdpowiedzUsuńTeż prawda!
Usuń