5 ekstra rzeczy, które dało mi bieganie

O tym, że bieganie jest zwyczajnie modne, mówi się już praktycznie wszędzie. Są oczywiście malkontenci, którzy na to narzekają, acz według mnie to naprawdę świetna sprawa, iż taka rzesza ludzi nawróciła się na uprawianie jakiegokolwiek sportu. I choć ja bynajmniej za żadnego profesjonalistę się nie uważam, tak regularne bieganie już ponad dobry rok sprawiło, że sam uwielbiam promować na blogu tę dyscyplinę.

I tak będzie również i dziś. Wiele bowiem osób przejawia jakieś tam chęci do rozpoczęcia swego ciężkiego, biegowego treningu, jednak wciąż ostatecznie nie bierze się do roboty. Dlaczego? Zwykle zapewne z ostatecznego braku chęci i mocnej motywacji. Dlatego w dzisiejszym poście przedstawię Wam pięć najważniejszych rzeczy, jakie przyniosło mi regularne bieganie.

Z otrzymywanego od Czytelników feedbacku, np. po takich postach jak dwuczęściowy "Run, Majk, run!" (KLIK i KLIK), dobrze wiem, że doprowadziłem do ruszenia tyłka przez sporą liczbę osób. Mam tym samym nadzieję, iż po tym wpisie liczba "nawróconych" jeszcze bardziej wzrośnie! :)

Teraz czas zaś na 5 ekstra rzeczy, które dało mi bieganie!

Zrzucenie zbędnych kilogramów

Chyba jeszcze nigdy tego konkretnego sformułowania nie użyłem, a zawsze chciałem to zrobić! Wiem, że na ten temat na blogu się już trochę nagadałem, jednak muszę o nim wspomnieć również i tutaj - choćby bardzo krótko. Nawet jeśli nie uważasz, iż zrzucenie paru kilogramów jest Ci konieczne do fajnego życia, po pozbyciu się tego tłuszczu, naprawdę docenisz różnicę. W moim przypadku było to aż dwadzieścia kilogramów i zdecydowanie tej metamorfozy nie żałuję. Tych, którzy chcą więcej poczytać na ten konkretny temat, odsyłam do wpisu jemu stricte poświęconego - KLIK.

Polepszona odporność

Przez większość swojego dotychczasowego życia byłem dość chorowitym człekiem. Nigdy co prawda nie przeleżałem nocy w szpitalu (i mam nadzieję, że nie będę musiał!), ale przez długi okres często zdarzało mi się łapać jakieś głupie przeziębienie. Polepszyło mi się trochę już na początku liceum, ale wciąż nie był to poziom perfekcyjny. Do niego zbliżyłem się dopiero po tym jak zacząłem biegać. W ciągu ostatniego roku gorączkowałem bowiem może raptem ze dwa razy, a katar zdarzył mi się chyba raz. Nawet, gdy otaczałem się gronem osób zakatarzonych, nie zarażałem się od nich chorobą. Bieganie zdecydowanie miało na to duży wpływ.

Większa pewność siebie

Szczerze mówiąc, ja akurat pewny siebie byłem od zawsze. Nie wiem, czy wpływały na to jakieś moje "życiowe sukcesy" osiągane już na pierwszym etapie egzystencji, czy też zwyczajnie z taką cechą się urodziłem, ale autentycznie wątpiłem w siebie mało. Bieganie jednak zdecydowanie jeszcze bardziej podwyższyło poziom tej mojej pewności siebie. Bo teraz, gdy tylko stoję przed jakimś trudnym zadaniem, mogę powiedzieć sobie: "stary, zdarzało Ci się przebiec dziesięć kilometrów w ponad trzydziestostopniowym upale, podczas cholernie wielkiej ulewy, a nawet w czasie śnieżycy, więc z taką pierdołą nie dasz sobie rady?!". Działa zawsze.

Energia

To może wydawać się trochę paradoksem, bo przecież po bieganiu wraca się czasem totalnie padniętym i niechętnym do robienia czegokolwiek. Ale autentycznie jest tak, że zrobienie tych kilku kilometrów daje dawkę energii większą niż niejeden wypity energetyk czy kilka filiżanek kawy. Szczególnie gdy biega się rano, po powrocie zawsze czuć mega pobudzenie. Pozytywny wpływ sportu na naszą witalność widać zresztą też nawet i w dni, w które nie wyskakujemy na dwór pohasać! 

Fun!

Na koniec rzecz niby oczywista, dla wielu nie-biegaczy wydająca się jednak sprawą absurdalną. Tak, bieganie jest obecnie jednym z moich najprzyjemniejszych hobby. Z męczenia się przez godzinę trzy razy w tygodniu wyciągam równie dużo funu co z grania w gry, czytania książki, oglądania dobrego filmu czy nawet i melanżu ze znajomymi. Czasem jestem tak nadchodzącym bieganiem zajarany, że dzień wcześniej na myśl o tym, pojawia mi się banan na twarzy i zaczynam z góry ustalać sobie, jakiej muzyki będę wtedy słuchał. Ostatnio na przykład, w dość mroźny i pochmurny dzień, pomyślałem, że muszę KONIECZNIE chociaż raz podczas biegu przesłuchać "Manekina" Quebonafide. Na tym etapie wręcz nie czułem, że biegnę - tak dużą radość sprawiło mi spełnienie tego mikroskopijnego marzenia.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

4 komentarze:

  1. wiem, o czym mówisz ; ) ja dopiero zaczynam swoją biegową przygodę, ale już wiem, o czym mówisz, więc jest dobrze! chodakowska powiedziałaby; endorfiiiinkii ; ) jak zwał, tak zwał, lubię to uczucie w trakci, po i w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z każdym kolejnym dniem będzie na pewno coraz lepiej i lepiej :)
      Trzymam kciuki, żebyś się czasem nie poddała i trwała w biegowym postanowieniu! :)

      Usuń
  2. W trakcie: endorfinki, poczucie wolności, przeniesienie się w inny wymiar; zrelaksowanie; odstresowanie ;)

    Po: poczucie siły, energii (pomimo zmęczenia), radość, zdystansowanie do problemów życiowych,

    Pozdrawiam biegaczka Małgosia

    OdpowiedzUsuń