Raperzy czytają #47 - Igorilla

Gościem czterdziestego siódmego odcinka "Raperzy czytają" jest człowiek nietypowy - Igorilla. Dlaczego nietypowy? Bo podchodzi on do rapu na wiele różnych sposobów. Z jednej strony znać go można chociażby z chilloutowego projektu Syrop, z drugiej ze współtworzonego z Wygą Polskiego Karate, łączącego kulturę hip hopową z większą dawką funku, a jeszcze inni kojarzyć będą Igorillę w szczególności dzięki projektowi funkowo-rockowemu Mama Selita. Jest więc z czego wybierać, a co najważniejsze - każde z tych przedsięwzięć trzyma wysoki poziom.

Co zaś dzisiejszy gość ma nam do powiedzenia w kwestii książek?

Wiadomo że jest wielu autorów i pojedynczych książek, które miały na mnie duży wpływ. Nie chcę jednak zanudzać Was litanią autorów, dlatego postanowiłem, że skupię się na kilku tytułach, które ostatnio zwróciły moją uwagę.

2013 to dla mnie rok z biografiami znanych, muzycznych ananasów. Na pierwszy ogień poszedł Keith Richards, który w bardzo fajnym stylu opisał swoje ekscesy na scenie (i poza nią) w książce „Moje życie”. Melanże, awantury, kobiety i showbiznes od zakrystii, czyli to, co każdy szanujący się raper powinien znać nie tylko na piśmie, tu zajmuje kilkaset stron . Uwierzcie, że czyta się to jednym tchem.

„Blizna”, czyli autobiografia Anthony’ego Kiedisa z Red Hot Chilli Peppers, za którą zabrałem się później, niby też spoko. Mam jednak wrażenie, że tłumaczenie skutecznie zabiło flow oryginału. Dlatego historię kolejnego idola czytam już w oryginale (ułatwił to fakt, że nie ma jeszcze polskiego wydania).

Wtajemniczeni wiedzą, że nikt na Wyspach jak Blur. Autobiografia Alexa Jamesa („Bit of a blur”), czyli basisty zespołu, jest napisana w świetnym, lekkim stylu, pełnym błyskotliwych, ironicznych refleksji . Oprócz bezcennych opowieści o życiu bandu, tłumaczy jak doszło do tego, że typ, który dziś hoduje w spokoju na swojej farmie sery, wydał swego czasu na dragi i alko milion funtów. Cóż, w kraju nad Wisłą artyści mogą o takich budżetach tylko pomarzyć!

Ale nie samą zabawą człowiek żyje, warto zwrócić więc uwagę na jeszcze dwie książki. Pierwsza to taka książka-nieksiążka, bo komiksowy dziennik podróżny Guya Delisle. „Pjongjang” to opowieść o reżimie Korei Północnej, widzianym oczami francuskiego rysownika, który trafił do Phenianu na kontrakt. Absurdy dnia codziennego, zostały tu oddane przy pomocy niezwykłych, bardzo oszczędnych w formie symbolicznych rysunków. Zdecydowanie polecam, nie tylko komiksowym freakom.

W biblioteczce w rodzinnym domu wyszabrowałem ostatnio zbiór dramatów Ibsena. Czytałem już kiedyś „Dom Lalki”, ale teraz zupełnie wsiąkłem w ten zimny, skandynawski, ponury i pozbawiający wiary w drugiego człowieka, klimat. „Dzika kaczka” i „Upiory” – doskonały sposób na jesienny spleen, jeśli pogoda za oknem jeszcze Was w takowy nie wprawiła.

PS. Jeśli podoba Ci się akcja "Raperzy czytają", zalajkuj facebookowy fanpage bloga, by być na bieżąco z jej następnymi odcinkami oraz resztą notek.


0 komentarze: