Nie mam pomysłu na tytuł tego wpisu, ale mówi on o Murzynie i zachodzeniu drogi

Sytuacja, która stała się inspiracją dla tego postu, wydarzyła się jakieś dwa tygodnie temu. Już wtedy pomyślałem, że byłby to całkiem ciekawy temat na blogowy wpis. Mimo tego, natchnienie ogarnęło mnie dopiero teraz. "Teraz" w znaczeniu piątkowego popołudnia, nie zaś dnia, w którym Wy tenże wpis czytacie. Kiedy to ostatnie się dzieje? Natenczas nie wiem. Wena jednak przyszła i szkoda byłoby ją zmarnować, piszę więc tekst na zapas.

Galeria Krakowska to miejsce zderzenia sporej ilości kultur. Oczywiście, większością przebywającą tu wciąż są Polacy, ale zdarzają się też studenckie zwierzęta z Erasmusa, grubawi turyści z Wielkiej Brytanii czy Japończycy, kompletnie zagubieni, a jednocześnie mocno zafascynowani życiem w Polsce. Bywają tu też osoby czarnoskóre.

Tak zupełnie swoją drogą - ja do Murzynów (nigdy nie jestem pewien, czy określenie to należy do obraźliwych czy nie; uznajmy, że nie) nic nie mam. Ba, są oni dla mnie wręcz bardzo interesującymi osobami i bardzo chętnie przyjąłbym jakiegoś do grona swych znajomych. Bynajmniej nie po to, by potem chwalić się: "ej stary, kumpluję się z jednym czarnoskórym". Ot, interesuje mnie po prostu ich kultura, różna nie tylko od naszej, ale i osób o skórze białej, pochodzących z ich kraju.

Jak się więc już pewnie domyślacie, bohaterem dzisiejszej opowieści jest właśnie Murzyn. Takowy bowiem, wspomniane dwa tygodnie temu, podążał przede mną jedną z "uliczek" Galerii Krakowskiej. Gdy tak szliśmy, prawie że gęsiego, mój czarnoskóry towarzysz podróży nagle gwałtownie skręcił w lewo, tym samym zwalniając, co spowodowało konieczność nagłego zatrzymania się przeze mnie. Facet szybko się jednak odwrócił i powiedział naprawdę przepraszającym tonem zwyczajne "sorry". Byłem oszołomiony, dlatego zamiast kulturalnego odpowiedzenia "no problem", też zarzuciłem swojskim "sorry".

Tak, zadziwiło mnie, że ktokolwiek za podobny wybryk postanowił mnie w ogóle przeprosić. Zadziwieni mogą być teraz jednak również i niektórzy z Was, z innego jednak niż ja powodu. Gdy opowiadałem tę historię jednej ze znajomych, odpowiedziała mi ona bowiem, że nie widzi w tym nic dziwnego. Może to ja źle opisuję tę sytuację, dlatego chciałbym jeszcze nadmienić, iż jest to ten rodzaj zachodzenia drogi, na który szkodnicy nigdy nie zwracają uwagi. Bo to taka płynna kontynuacja całego ruchu, rzecz przypadkowa, gdy czasem nawet nie wiemy o istnieniu jakiejkolwiek istoty za nami podążającej. I "przepraszam" wtedy się po prostu nie słyszy.

Ja przynajmniej nigdy wcześniej w takiej sytuacji podobnych słów nie usłyszałem, ani też ich nie używałem. Po całej tej sytuacji jednak żałuję, obiecuję poprawię oraz proszę o pokutę i rozgrzeszenie. Tym bardziej, że kilka dni potem w bardzo podobnej (a może nawet i mniej szkodliwej!) sytuacji, jedna dziewczyna, już ewidentnie Polka z krwi i kości, rzuciła do mnie również swojsko brzmiącym "przepraszam". To też taki pstryczek w nos dla tych, którzy już chcieli krzyczeć: "ludzie z ZACHODU zachowują się lepiej niż Polaczki!". No więc nie. W obu przypadkach są osoby kulturalne i kulturalne mniej.

Chyba, że dziewczyna ta chciała mnie na to "przepraszam" po prostu poderwać. To mogłoby załamać mit o równym poziomie kultury przybyszów z zagranicy i naszych rodaków. Trzymajmy się jednak wersji mit ten potwierdzający. Dla pewności zaś, ja też będę od teraz ofiary mojego zachodzenia drogi przepraszał. A przynajmniej spróbuję.

Źródło: Flickr.com

0 komentarze: