"Porachunki" (w oryginale "The Family") raczej nie będą miały w Polsce łatwo. Premiera tej produkcji jednocześnie z "Hobbitem", może sporo zaszkodzić w jej sukcesie kasowym. A przecież potencjał jest. Mamy gwiazdorską obsadę (przyznam szczerze - obejrzałem ten tytuł dla Roberta De Niro), włoską mafię, gagi i Luca Bessona w roli reżysera. Czy jednak taka mieszanka może rzeczywiście się sprawdzić w praniu?
Giovanni (De Niro) jest włoskim mafiozo, uciekającym przed płatnym zabójcą. Co chwila zmienia on nazwiska i miejsca zamieszkania, tułając się po świecie ze swoją rodziną. Rodziną dość standardową dla kinematografii, bo składającą się oprócz męża z żony (Michelle Pfeiffer), córki blondynki i młodszego od niej syna. Najnowszym punktem na mapie rodziny Manzoni staje się Normandia. W małym miasteczku położonym w tym rejonie, czeka ich nie tylko ukrywanie się przed zabójcami, ale i próby wkupienia się do łask pozostałych mieszkańców. U każdego członka rodziny na wierzch zaczyna jednak wychodzić temperament prawdziwego włoskiego mafioso.
Nie ma co ukrywać - film ten nie jest ósmym cudem świata pod względem nowatorstwa. Podobnych scenariuszy parę już się zdarzyło, czasem i w tej samej konwencji włoskiej mafii. "Porachunki" jednak mimo wszystko efektywnie się bronią. Czym? Na pewno faktem, że produkcja ta naprawdę wciąga. Po ocenach innych recenzentów spodziewałem się czasem przynudzającego średniaka. Do sprawdzenia całości jednak ostatecznie się przekonałem. I dobrze zrobiłem.
Przez prawie dwie godziny filmu praktycznie nie odrywałem wzroku od ekranu. Nawet gdy skończył się popcorn, jakoś niezbyt się tym przejąłem. Bo "Porachunki" trzymały mnie ciągle przy sobie, a ja czekałem na każdą kolejną minutę tej produkcji. Oczywiście, główny wątek jest raczej przewidywalny, jeśli widziało się kiedykolwiek twór w jakiś sposób podobny, sedno dla całości stanowią jednak historie poboczne.
Spotkałem się z kilkoma opiniami w sieci, iż "Porachunki" nie powinny być okraszone mianem "komedii". Bzdura. Może i humor rzeczywiście nie jest podstawowym elementem tej produkcji, ale pojawia się w niej sporo gagów, z których uśmiać się da łatwiej niż z niektórych "hitów", mających rzekomo rozbawiać widza do łez. Motywy mafijne wykorzystano w tym aspekcie naprawdę dobrze i uśmiech na twarzy wywołują nawet perypetie dzieciaków Giovanniego.
Przyznać jednak trzeba, że film ten na pewno nie byłby tak dobry bez tych konkretnych aktorów, którzy zostali zatrudnieni. De Niro pokazuje jak zwykle klasę i odgrywa włoskiego mafioso naprawdę świetnie. Pfeiffer również efektywnie podkreśla, że nie jest znaną aktorką bez powodu. Wyróżnia się tu też Tommy Lee Jones w roli drugoplanowej, a na dodatek potomkowie ściganego Włocha zupełnie nie przeszkadzają, a wręcz umilają seans swoimi osobami. Czy można chcieć czegoś więcej?
"Porachunki" to fajny film. Można by wytknąć mu kilka wad, ale po co, skoro najzwyczajniej w świecie przyjemnie się go ogląda? Nikt go do produkcji roku pewnie nie nominuje, ale w tym przypadku nie o to chodzi. O co więc? O najczystszy fun płynący z seansu. Mi to wystarcza.
0 komentarze: