Spotkałem się ostatnio z ciekawym komentarzem w sieci. Było w nim mianowicie powiedziane, że obecnie do dostania alkoholu czy fajek w sklepie wystarczy dowód tymczasowy. Wiecie, taki wydawany osobom niepełnoletnim, gdy potrzebują go one w jakimś celu. Osoba komentująca wprost powiedziała, że nie spotkała się nigdy z sytuacją, by sprzedawca patrzył na datę urodzin na tym plastikowym dokumencie.
I nie, że mnie to jakoś przesadnie dręczy czy cokolwiek w tym rodzaju. Ja sam smak alkoholu nie raz i nie dwa czułem w ustach przed osiemnastką, więc jak najbardziej rozumiem tę "potrzebę" podobnego rozgrywania życia przez obecnych niepełnoletnich. Więc nie - nie rusza mnie ta sytuacja w jakikolwiek sposób. Zwyczajnie tego typu komentarz mnie dziwi.
Dlaczego? Bo nie znam osobiście chyba nikogo, u kogo taka historia by przeszła. Właściwie w każdym sklepie zawsze spotykaliśmy się ze znajomymi ze sprzedawcami, którzy, jeśli już dostali wymagany od kupującego dowód, sprawdzali na nim skrupulatnie datę. Czasem im się nawet pomyliło i oskarżali nas (już pełnoletnich) o oszukiwanie, ale szybko wskazywaliśmy im błąd w obliczeniach. Ale sztuczka z dowodem tymczasowym nie przeszłaby nigdy.
Jasne, zdarzały się sklepy, które były powszechnie uznane za te najlepsze, bo sprzedawano w nich bez dowodu. Alkohol był zawsze bardziej problemowy niż papierosy, bo te drugie zwykle na luzie dało się kupić bez dowodu. Choć zdarzało się, że "sprawdzone miejscówki" nagle swoich niepełnoletnich klientów zaskakiwały i wtedy na twarzy pojawiał się szok i niedowierzanie.
Ja sam miałem kilka tego typu sytuacji, z których zwykle wywiązywałem się zwyczajnie mrucząc coś pod nosem i wychodząc ze sklepu. Raz jednak było wyjątkowo zabawnie, bo skoczyłem po alkoholowe zakupy do takiej "pół-sprawdzonej miejscówce" (tzn. czasem zdarzało się, że nie chcieli tam dowodu, czasem go wymagali - kwestia szczęśliwego trafu). Poprosiłem wódkę i colę. Pani ekspedientka odparła na to standardowe: "a dowodzik jest?". Na co ja z porozumiewawczym uśmieszkiem odrzekłem: "to tylko tę colę poproszę" :)
Ale odcinając się od tych moich szalonych historii życiowych. Zastanawiam się, jak to było (a może wciąż jest) u Was? Było łatwo ominąć restrykcyjne przepisy czy też zawsze musieliście prosić starszych znajomych o kupienie Wam tego, co nie jest przeznaczone dla niepełnoletnich? Nie, nie jestem z policji - tak się po prostu zastanawiam, bo to IMO całkiem ciekawa sprawa.
Źródło: Flickr.com |
U mnie nie było wcale - choć to nieprawdopodobne, to do ukończenia osiemnastu lat nigdy nie kupowałem alkoholu czy papierosów. Jakoś nie czułem takiej potrzeby.
OdpowiedzUsuńDla wielu pewnie to rzeczywiście nieprawdopodobne, ale osobiście sam znam kilka osób, które przed osiemnastką nie piły, więc spodziewałem się, że choć jeden taki komentarz się pojawi :)
UsuńJak zauważyłem z moich ,,wypadów" do większych miast znacznie łatwiej tam kupić alkohol bez dowodu niż w mojej, małej rodzinnej mieścinie w której takich punktów jest niewiele, 2 może 3 :< Teraz pomimo pełnoletności często zdarza mi się operować tym kawałkiem plastiku tak czy siak, ech młody wygląd ;/ Sytuacja według mnie przedstawia się tak, jeśli ktoś jest właścicielem sklepu i zysk idzie bezpośrednio do niego z tego, że nie będzie pytał ,,gimbusów" o dowód ma zysk, (jednocześnie ryzyko odpowiedzialności jeśli ktoś naśle na niego kontrolę), jeśli ktoś natomiast tylko pracuje w sklepie zapewne zapyta o dowód by nie robić sobie problemów, ile sklep zarobi to już nie jego problem :)
OdpowiedzUsuńTeż to zauważyłem, że w większych miastach raczej łatwiej o kupienie alko. Zdecydowanie więcej sklepów = większa szansa na znalezienie tego "bezdowodowego".
UsuńCo do drugiej części komentarza, to myślę, że jak najbardziej masz rację.
Ja sama nie piję, ale wiele razy słyszałam historie o kupowaniu alko czy fajek na dowód tymczasowy...
OdpowiedzUsuńO proszę, czyli jednak rzeczywiście są miejsca, gdzie ten "trik" działa.
UsuńMało tego, że sprawdzali datę, zdarzało się nawet liczenie wieku na kalkulatorze. T_T
OdpowiedzUsuńA właściwie to mi nadal bardzo często sprawdzają dowód (21 lat), już nawet daję prawko, żeby nie musieli liczyć... Liczą. :D
Liczyli na kalkulatorze?! Wow, takiego czegoś to nawet u mnie nie było!
UsuńMi też się jeszcze zdarza, że ktoś prosi mnie o dowód. Ale mnie to zdecydowanie cieszy - w końcu w takim razie wyglądam na młodszego niż w rzeczywistości jestem :D
Ja jak kiedyś kupowałem pewnemu blogerowi papierosy odbyłem ze sprzedawcą taką rozmowę:
OdpowiedzUsuń[JA]: Poproszę papierosy
[SPRZEDAWCA]: A dowodzik jest?
[JA]: Jest.
i bez konieczności pokazanie dostałem papierosy.
Ciekawe cóż to za bloger był :D
UsuńNie mnie, ale bliskim kumplom sprzedawali alkohol na dowód tymczasowy, gdy mieli po 13 lat. Kawał chłopa był z kolegi, ale na 18 nie wyglądał na pewno. Dziesiątki razy przechodziło, znam 1 przypadek, że mu się nie udało. Inny był jeszcze lepszy, bo w sklepach, gdzie sprawdzają dowód, od niego nie chcieli (a miał też 13 lat). Parę razy mu się nie udało, ale udało dziesięćkroć więcej albo i lepiej.
OdpowiedzUsuńWygląd rzeczywiście też ma spore znaczenie. Ja chyba jednak zbyt młodo wyglądałem, by dali się na takie coś nabrać :)
Usuńto chyba, jak ze wszystkim; zależy od konkretnego sklepu czy osoby.
OdpowiedzUsuńWiadomo, pytanie tylko, jak często te wszystkie "triki" przechodzą?
UsuńZależy też jak się wygląda, jeśli wyglądasz na kompletne dziecko to i dowód Ci nie pomoże i szybko Cię oddelegują do wyjścia, natomiast ja nie ukrywam, że przez ten ostatni rok, może półtora przed osiemnastką raczej problemu nie miałem z zakupem, zdarzyło mi się nawet, że sprzedawca wziął dowód, policzył na kalkulatorze(!), że mam 17 a nie 18 lat, po czym stwierdził, że dziś przymknie oko :) Nie ukrywam, że wycieczka szkolna była znacznie ciekawsza dzięki niemu :)
OdpowiedzUsuńMi się z alko udało mało razy, chyba jednak zbyt młodo wyglądałem :)
UsuńCo do wycieczki, to jak najbardziej rozumiem - te za dodatkiem alkoholu rzeczywiście miały w sobie sporą nutkę "ciekawości" :)
U nas chodził każdy po kolei w odpowiednich odstępach czasowych i kupował, dopóki się uda i kasjer/ka nie zapyta (w tym samym sklepie), albo chodziło się po rożnych sklepach do oporu.
OdpowiedzUsuńEwentualnie, co sprytniejsi i bardziej pewni siebie powiedzieli "zostawiłem w samochodzie".
Ja kilka razy chciałem "donieść za chwilę", ale niestety nigdy nie udawało się tego tak załatwić :(
Usuń