O co chodzi z Civil War, czyli wojną domową superbohaterów?


Ostatnie lata są niesamowitą gratką dla wszystkich fanów superbohaterów, którzy lubią oglądać swoich ulubionych herosów na wielkim ekranie. I - co najważniejsze - zapowiada się na to, że ta złota era superkinematografii potrwa jeszcze długo. Gdy fani herosów ze stajni DC wyczekują z niecierpliwością na walką Batmana z Supermanem (o ich konflikcie pisałem więcej TUTAJ), osoby wierne Marvelowi wypatrują już kolejnego wielkiego filmu od swoich ulubieńców. Coraz więcej informacji pojawia się bowiem ostatnio o "Captain America: Civil War", czyli bodaj największym z dotychczasowych przedsięwzięć w Filmowym Uniwersum Marvela. 

Nie każdy jednak wie, o co w ogóle chodzi i dlaczego wokół tego projektu ma miejsce aż tak duże zamieszanie. By zrozumieć ten fenomen, postanowiłem cofnąć się do samych początków "Civil War", czyli komiksowego oryginału.


"Wojna Domowa" to chyba ciągle najważniejsze wydarzenie, jakie miało miejsce w najnowszej historii Marvela, czyli tej mniej więcej po roku 2000. Od "Civil War" tak naprawdę wielu zaczyna swoją przygodę z komiksami z tej stajni, gdyż event ten jest sporym przełomem w tym fikcyjnym świecie. Trudno by było inaczej, gdy przeciwko sobie stają największe potęgi komiksowego świata.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że filmowe "Civil War" pociągnie ten sam główny motyw, co komiksowy oryginał. Superbohaterowie pokłócą się o Registration Act, nakazujący każdemu osobnikowi o nadludzkich zdolnościach, znajdującemu się na terytorium USA, zarejestrowanie się, a co za tym idzie - odkrycie swojej tożsamości przed władzami państwa. Ogromnym zwolennikiem Aktu jest Tony Stark, czyli Iron Man we własnej osobie, za którym idzie spora część superbohaterskiej braci. Część z nich jednak postanowiła się wyłamać i walczyć o element, na którym zbudowano Stany Zjednoczone - wolność. I pewnie niewielu w rzeczywistości przeciwstawiłoby się Starkowi, gdyby nie fakt, że po stronie rebeliantów stanęła największa ikona herosów w USA - sam Kapitan Ameryka.


Filmowe uniwersum i sama koncepcja jednego, pełnometrażowego filmu, uniemożliwia oczywiście pełne wykorzystanie historii znanej z oryginalnej "Wojny Domowej". Już teraz wiemy, że po każdej ze stron w trzecim "Kapitanie Ameryce" stanie raptem po kilka osób, z których nie każda odpowiada stronie obranej w komiksie. Nie trzymam się z tymi, którzy z tego powodu od razu skreślają "Civil War". Trudno jednak się spodziewać, że film zaoferuje coś więcej niż ułamek wielobarwnej historii znanej z komiksowego oryginału.

Bo choć główna seria komiksów "Civil War" to raptem pięć zeszytów, cały event składa się już z ich około setki. Dzieje się tu wiele rzeczy, które raczej nie pojawią się w filmie, jak choćby przełomowe odkrycie swojej tożsamości przed całym światem przez Spider-Mana. Spidey jest zresztą jedną z najbarwniejszych postaci całej "Wojny Domowej" i ma chyba na koncie najwięcej ciekawych wątków.


Składająca się ze stu zeszytów "Wojna Domowa" jest jednak przede wszystkim naprawdę wielowątkową i różnorodną historią. Pewnie, są komiksy nudne, zwyczajnie słabe, ale mamy tu także takie, które naprawiają z nawiązką te gorsze momenty. Swoje niezłe, oddzielne wystąpienia w "Civil War" zaliczają takie postaci jak Deadpool, Punisher ze swoim "Dziennikiem wojennym", Wolverine czy Fantastyczna Czwórka. Wreszcie jednak, najmocniejszym punktem tej historii jest jej ostatni element, czyli... śmierć Kapitana Ameryka.

Moim zdecydowanym ulubieńcem jest jednak niepozorna seria "Front Line", czyli "Linia frontu". Te sporawe zeszyty obejmują kilka różnych historii, w tym dwie najważniejsze: jedną opowiedzianą z perspektywy najsłynniejszych dziennikarzy świata Marvela (między innymi Bena Uricha) i drugą, traktującą o niejakim Speedballu. Z tym ostatnim wiąże się wyjątkowa sprawa, która w zasadzie przeważyła o ostatecznym wybuchu wojny domowej. 

Speedball był członkiem New Warriors, grupy, która podczas kręcenia programu telewizyjnego została zaatakowana przez garstkę superzłoczynów. Jeden z nich, Nitro, po wyczuciu zagrożenia, spowodował ogromny wybuch, doprowadzający do śmierci ponad 600 osób, w tym 60 dzieci. Dzięki swym umiejętnościom, masakrę przeżył jedynie Speedball, który następnie został osądzony o bycie współwinnym w wywołaniu katastrofy. "Front Line" zawiera jego bardzo mocną historię, która jest dla mnie chyba najciekawszą w całej "Wojnie Domowej".


Niestety - jest to jedna z tych opowieści, o jakich nie usłyszymy w filmowej adaptacji "Civil War". Dzięki temu, jest to jednak jednocześnie jeden z tych powodów, by sięgnąć po komiksowy oryginał, opisujący to przełomowe dla świata superbohaterów wydarzenie. Pamiętajcie, że by odkryć tę ciekawą historię, nie musicie wcale kupować wszystkich stu komiksów składających się na pełnię "Civil War". Zawsze możecie skorzystać z abonamentu Marvel Unlimited, o którym pisałem więcej TUTAJ. Miesiąc dostępu do kilkunastu tysięcy Marvela to wydatek około 30-40 złotych, a w ciągu tych 30/31 dni spokojnie zdążycie połknąć całe "Civil War". 

Warto - nie tylko po to, by potem wymądrzać się przed mniej obeznanymi w komiksach fanami Filmowego Uniwersum Marvela.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

2 komentarze: