"Lost", "Zagubieni". Długo się zastanawiałem, kiedy będę miał wreszcie powód i sposobność, by napisać o tym serialu na blogu. Liczyłem na to, że kiedyś go obejrzę ponownie i wtedy przeleję wrażenia z powrotu na Wyspę na blogowy post. Ciągle jednak nie dane mi było tego dokonać. Z wybawieniem przybyła do mnie historia.
Wczoraj, 22 września, obchodziliśmy bowiem dziesiątą rocznicę premiery pierwszego odcinka "Zagubionych". Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nie mogę uwierzyć, że zacząłem oglądać ten serial mając raptem dziesięć lat. Że tak dużo czasu minęło od dnia, kiedy po raz pierwszy spotkałem Jacka, Kate, Sawyera i całą resztę.
Historia zniknięcia samolotu 815 linii Oceanic zawładnęła wówczas umysłami wszystkich serialowych freaków. To nie było tylko kolejne show, o którym mówiło się "najlepszy serial w historii". To był fenomen na skalę światową. Jeśli spotykałeś kogoś oglądającego "Lost", wiedziałeś, że jest to "swój człowiek". W pewnym momencie "Zagubieni" byli naprawdę czymś pokroju "Star Wars" czy "Star Treka".
W wielu sercach zresztą ciągle ten serial pozostał. Pokazuje to właśnie dziesiąta rocznica premiery serialu, uczczona setkami (a może nawet i tysiącami) wspominkowych artykułów w sieci. Sama informacja o tym "święcie" dostała się na główną stronę Wykopu z naprawdę sporą ilością głosów. "Lost" ciągle ma na świecie mnóstwo fanów.
Pamiętam, jak gdzieś w okolicach maja czy czerwca, spotkałem w krakowskim autobusie chłopaka z koszulką Dharmy, organizacji będącej częścią świata "Zagubionych". Byłem szczerze zaskoczony, bo myślałem, że wszyscy wokół mnie już o "Lost" zapomnieli. Miałem ochotę podejść do tego faceta i przybić z nim piątkę za wspólną zajawkę. Jak to jednak ze mną bywa - odpuściłem. Jeśli więc jakimś cudem to czytasz, druhu - przyjmij chociaż moje wirtualne gratulacje.
Nie jest ważne, że finał "Lost" większość osób zawiódł. Nie jest ważne, że od mniej więcej czwartego sezonu zaczęło się tu dziać zbyt dużo szalonych rzeczy. Nie jest ważne, że nie wszystkie z nich zostały ostatecznie wyjaśnione. Ważne jest natomiast to, iż serial ten zapadł na dobre w pamięć mi oraz milionom innych ludzi. I przypomina on nam się regularnie.
Po napisaniu tych wszystkich powyższych słów, mam ochotę wrócić na Wyspę bardziej niż kiedykolwiek. Jeszcze chętniej natomiast cofnąłbym się w czasie o te dziesięć lat i przeżył to wszystko jeszcze raz. Czekanie niecierpliwie na każdy kolejny odcinek. Ślęczenie na fanowskiej encyklopedii serialu przez kilka czy kilkanaście dni po zakończeniu każdego sezonu. Próby rozwiązywania niewyjaśnionych kwestii z innymi widzami.
Jestem pewien, że najwięcej frajdy z tego serialu wyciągnęli ci, którzy mieli okazję żyć w czasach jego emisji. Nigdy nie odczuwałem takiej niecierpliwości przed kolejnym sezonem, jak w przypadku "Lost" właśnie. Twórcy zawsze zostawiali nas z niepewnością, zawsze kończyli odcinki w takim momencie, że chciało się rzucić pilotem o telewizor i krzyknąć: "CO BĘDZIE DALEJ?!".
Ale cofnięcie się dziesięć lat wstecz obecnie możliwe nie jest. Pozostaje mi więc po prostu jeszcze raz "Lost" obejrzeć. Chciałbym wreszcie kupić kolekcję wszystkich sezonów na Blu-rayu, zrobić sobie jakieś dwa czy trzy tygodnie wolnego od robienia czegokolwiek i przeżyć to ponownie chociaż raz. To zdecydowanie najlepszy serial, jaki dane mi było oglądać.
We have to go back!
4. 8. 15. 16. 23. 42.
Ja w ogóle zrobiłam głupotę - obejrzałam wszystkie odcinki wszystkich sezonów.. oprócz 2 ostatnich odcinków :D Czyli nie wiem, jak się skończyło :) Tak jakoś wyszło - brak czasu itp. A teraz mi się nie chce, bo już nie pamiętam co było wcześniej ;)
OdpowiedzUsuńNo to nie pozostaje nic innego, jak obejrzeć wszystko od początku! :D
Usuń