20 lat minęło...

Dokładnie dwadzieścia lat temu przyjemna cisza pewnego wielkopolskiego szpitala została zakłócona przez ryk nowo narodzonego dziecka. Wiele osób podobno ta wiadomość niesamowicie ucieszyła. Może kogoś też zdenerwowała - pojęcia nie mam. Dziś jednak, widząc, jak wiele osób codziennie czyta moje posty, aż chce się za Biblią sparafrazować: "i Bóg wiedział, że to było dobre".

Kilka tygodni temu rozkminiałem na blogu, jak to jest z tym pędem czasu. Doszedłem do wniosku, że ostatnio przemija mi wszystko przed oczami jakoś niesamowicie gładko, bez zahamowań. Przestaję wręcz czasem odróżniać, który dzień tygodnia akurat jest. Ale mimo tego, jednego jestem pewien: te 20 lat mojego życia nie minęło jak jeden dzień.

Ale nie będę Wam dziś zajmował czasu opisywaniem swojej dotychczasowej historii. Bo to właśnie jej długość, różnorodność i jakość powoduje, że ostatecznie widzę swoje dotychczasowe życie jako coś więcej niż jeden obrazek. Dlatego pozostawię sobie tę opowieść na swoją przyszłą autobiografię. A do faktów, których tam nie zamieszczę, dobiorą się na pewno wszelcy pozostali biografowie - spokojnie.

Ja tym samym dziś chciałem tak krótko - ot, żeby jednak tę magiczną dwudziestkę jakoś na blogu zaznaczyć. Bo dostrzegam jednak coś wyjątkowego w tym wieku. Osiemnastka jest spoko, bo to takie oficjalne wejście w dorosłość. Możesz wbić w swoje urodziny do sklepu i z uśmiechem na twarzy kupić po raz pierwszy w pełni legalnie wódkę, po czym wyżłopać ją z kumplami. Ale to dopiero dwudziestka mówi Ci: "ej, stary - ale wiesz, że teraz to już jesteś NA SERIO dorosły?". 

I to tak naprawdę jest trochę jak drugie narodziny. Bo czeka przede mną teraz kolejny naprawdę istotny etap w życiu. Pierwsza dwudziestka była trochę takim zapoznaniem się z zasadami panującej na świecie gry - przeczytaniem instrukcji i pierwszymi próbami rozgromienia przeciwników. Druga dwudziestka jest natomiast już prawdziwym testem tego, czego do tej pory się nauczyłeś. Jeśli do czterdziestki naprawdę niczego porządnego nie osiągniesz, to możesz się już raczej pożegnać z zostaniem wyjątkowym człekiem.

Mnie natomiast cieszy obecnie to, że zaczynam dwudziestkę chyba tak, jak sobie to zaplanowałem w dzieciństwie. Nigdy nie przychodziła mi do głowy jakaś nagła kariera w młodości, zostanie jedną z tych nielicznych nastoletnich gwiazdeczek. Wiedziałem natomiast, że na te moje "drugie narodziny" patrzeć będzie mimo wszystko więcej osób niż na podobne wydarzenie przeciętnego człowieka.

Że ktoś przytaknie gdzieś na drugim końcu Polski i pomyśli: "kurczę, on fajnie pisze!". Że ktoś z kamienną twarzą, na pozór nie zdradzając żadnych emocji, rzuci: "on zajdzie daleko". Że jeszcze ktoś inny zdziwi się: "wow, on ma tylko dwudziestkę na karku, a już jest w takim miejscu!". I takich myśli będzie przy moich nowych narodzinach sporo. 

Cześć, jestem Mikołaj i właśnie się urodziłem. Miło mi, że przy tym jesteś.

Miało być jakieś moje stare zdjęcie, ale żadnego pod ręką nie mam, a do tego się wstydzę. Zamiast tego wrzucam więc urzekające zdjęcie nowo narodzonej modliszki. Źródło, standardowo: Flickr.com.

8 komentarzy:

  1. Powodzenia w kolejnych dekadach. Stay fly.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sto lat i powodzenia we wszystkim co sobie zaplanowałeś. Czytam Ciebie od dawna i szczerze - to mój ulubiony blog chyba. Pozdrawiam, Piotr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, takie komentarze są chyba najlepszym prezentem, jaki mogłem sobie wyobrazić. Dzięki wielkie i również serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  3. Mądre dziecie, powodzenia w dalszym rozwoju.

    OdpowiedzUsuń
  4. You, sir, are going places :) 100lat

    OdpowiedzUsuń