Zwróciłem uwagę na "Dawcę pamięci", bo zaintrygował mnie sam koncept tego tworu. Skojarzył mi się on strasznie z dość znaną misją z "Fallout 3", o której na widok zwiastuna recenzowanego filmu, na pewno pomyśli każdy, kto miał okazję grać w ten tytuł. Bardzo lubię te wszystkie opowieści o utopiach i antyutopiach, staram się na bieżąco patrzeć, co też nowego w tych kategoriach wychodzi na rynek. Spodziewałem się, że "Dawca pamięci" nie będzie niczym nadzwyczajnym. Ale poszedłem nań do kina - z czystej ciekawości.
Podczas swoistego wejścia w dorosłość, gdy każdy mieszkaniec w odpowiednim wieku zostaje przydzielony do konkretnej pracy, Jonas otrzymuje zadanie nietypowe. Ma być "Biorcą pamięci" - kimś, kto zachowa wiedzę o świecie sprzed apokalipsy, gdy ludzie potrafili bawić się, kochać, ale też nienawidzić i zabijać. Wspomnienia przekazuje mu tytułowy Dawca (w tej roli Jeff Bridges), który jednak jednocześnie pragnie naprowadzić głównego bohatera na obalenie istniejącego porządku.
I ponownie wspomnieć muszę, że sam koncept tej utopii jest naprawdę dobry. Pewnie, ociera się o jakieś schematy, ale to tak naprawdę dotyka wszelakich tworów kulturowych traktujących właśnie o takich tematach. Ale "Dawca pamięci" ma jednak również parę oryginalnych cech, wyróżniających go mimo wszystko z tłumu.
Świetny jest także pomysł grania kolorami. Świat po "leku" jest tu czarno-biały, co potęguje wypranie ludzi z emocji. Po odłożeniu specyfiku wszystko zaczyna jednak nabierać kolorów, co symbolizuje jednoczesny powrót prawdziwych uczuć. Człowiek ponownie potrafi szczerze się cieszyć, kochać, a przede wszystkim dostrzegać, jak okrutny jest system rządzący tym światem.
"Dawca pamięci" ma jednak również sporo minusów. Przestaje mnie już dziwić fakt, że jednym z największych problemów są tu młodzi aktorzy. "Stara gwardia", czyli Jeff Bridges i Meryl Streep to klasa sama w sobie, ale główny bohater i reszta młodziaków bywa czasem naprawdę tragiczna. Serio - w niektórych momentach naturalniej zdarzało się grać nawet tej lasce ze "Zmierzchu". A to już dla aktorów z "Dawcy pamięci" powinna być nie tylko obraza, ale i przestroga w rodzaju: "Ludwiku Dorn i Sabo - nie idźcie tą drogą!".
Dodawać tym samym nie muszę, że jest to twór raczej dla młodszego widza - takie trochę kolejne "Igrzyska śmierci" czy cokolwiek w tym rodzaju. Fabuła obfituje standardowo w liczne naiwne sceny, wywołujące na twarzy co najwyżej uśmiech politowania. Podczas ostatecznej podróży głównego bohatera wręcz miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, ale powstrzymałem się, myśląc o dobru pozostałych widzów.
Nie mógłbym również odmówić sobie poużywania na "filozoficzności" całego scenariusza. Co chwilę są tu wrzucane myśli jakże wielce głębokie, przypominające cytaty wyciągnięte z prozy Coelho. Pewnie młode duszyczki to rusza i wielce zachwyca, ale mądry odbiorca, który skończył już gimnazjum, raczej spojrzy na to równie krzywym okiem co ja.
Zostawiłem sobie jednak na koniec jeszcze jednego plusa całości. Może nie jakiegoś wielkiego i zaważającego przesadnie na mojej ocenie, ale zaintrygował mnie pewien element tak mocno, że aż muszę o nim wspomnieć. W jakiś sposób "Dawca pamięci" pokazuje, iż nasz świat jest piękny i powinniśmy się cieszyć z możliwości życia w nim. Zdarzają się tu dość często migawki wyciągnięte z różnych regionów i kultur Ziemi, które stanowią naprawdę piękną i poruszającą mozaikę.
Nie mogę jednak mimo wszystko nazwać "Dawcę pamięci" czymś więcej niż średniakiem. Nie jest to tragiczna produkcja, ale daleko jej również do przesadnych pochwał i zaszczytów. Obejrzeć można, szczególnie dla motywów utopijnych i grania kolorami - potem jednak praktycznie od razu się o tej produkcji zapomni. Jak nie chce Wam się marnować pieniędzy na kino, to możecie spokojnie poczekać na emisję "Dawcy" w telewizji.
Jednak żaden ze znanych mi filmów nie przebije gry kolorów w Sin City, polecam
OdpowiedzUsuńTydzień wcześniej recenzowałem ;)
Usuń